Lublin – miasto heterarchiczne

Chciałbym napisać o "lubelskim modelu partycypacji". Dlaczego lubelskim? Ponieważ każde miasto przechodzi w tym obszarze własną drogę, a lubelską znam i potrafię o niej opowiedzieć. Lojalnie jednak uprzedzam, że warto posłuchać również innych historii. Śledząc […]


Chciałbym napisać o „lubelskim modelu partycypacji”. Dlaczego lubelskim? Ponieważ każde miasto przechodzi w tym obszarze własną drogę, a lubelską znam i potrafię o niej opowiedzieć. Lojalnie jednak uprzedzam, że warto posłuchać również innych historii.

Śledząc publicystykę nt. aktywistów miejskich można odnieść wrażenie, że zjawisko to pojawiło się znikąd i nagle. Tu nie ma żadnego „znikąd” ani „nagle”. Za tym stoją konkretni ludzie z bardzo rzetelną wiedzą i jasnymi celami. Patrzenie na nich przez pryzmat zjawiska socjo-przyrodniczego, naturszczyków-społeczników czy „oburzonych”, którzy jak bezrozumne ptaki pod wpływem impulsu zwołują się przez Twittera trąci obraźliwym paternalizmem.

Zarządzanie wyobraźnią

Lepiej ich posłuchać niż wymyślać neologizmy dla nazwania dobrze znanych i od dawna wyczekiwanych przemian kulturalno społecznych. Ruchy miejskie mieszczą się bowiem w historycznej logice rozwoju tożsamości „małych ojczyzn”, a miejscy aktywiści to nic innego jak – wreszcie – normalni apolityczni obywatele, miejscy mieszczanie, którzy odradzają się po II wojnie światowej i PRL-u. Mówiąc o „modelu lubelskim” tego zjawiska, mam na myśli nie tylko pragmatyczne działania, ale przede wszystkim stojącą za tym wyobraźnię. Przyszłość bierze się bowiem stąd, jak sobie ją wyobrażamy. Zatem zarządzanie przyszłością oznacza zarządzanie wyobraźnią.

U podstaw wyobraźni, z jaką wiele osób patrzy na Lublin, leży rezygnacja z myślenia dialektycznego, w którym zawsze musi być jakaś opozycja, centrum i peryferie, góra i dół. Zamiast tego próbujemy tworzyć miasto fraktalnie policentryczne. Brzmi groźnie, ale chodzi o rzecz w demokracji obywatelskiej oczywistą: o strukturę, która w każdej skali tworzy sieć ośrodków kompetencji i woli zdolnych się ze sobą porozumiewać dla osiągnięcia wspólnych celów. Lubelska partycypacja – częściowo realna lub planowana, a częściowo zanurzona jeszcze w wyobraźni – opiera się modelu współpracy „wszystkich ze wszystkimi”, między różnymi ośrodkami wpływu i wiedzy.

Współpraca w takiej strukturze ma charakter nie hierarchiczny, ale – uwaga, nowe słowo – heterarchiczny, czyli według aktualnych potrzeb, możliwości i kontekstu, a nie według sztywnej hierarchii władzy.

Oczywiście, wymaga to zaopatrzenia ośrodków tej sieci w wiele nowych uzdolnień (m.in. w umiejętność zamiany ról między słuchającymi, a mówiącymi czyli akceptację „migotania” relacji władzy), a także poznania wielu nowych wymiarów odpowiedzialności. Organa decydencko-operacyjne muszą się nauczyć zasięgać opinii różnych społecznych grup eksperckich (nie tylko zawodowców), a z kolei strona społeczna czy branżowa musi nauczyć się zdobywać zaufanie godne autorytetów. Rozpraszaniu sektorowych relacji władzy i tworzeniu nowych elastycznych połączeń służy dialog. Uczymy się go. Hasło naszej aplikacji ESK „Miasto w dialogu” jest przywoływane często, ale z pokorą.

(CC BY-NC-ND 2.0) by Jacek Lisowski/ Flickr

Syndrom inżyniera Mamonia

Myślenie starymi kategoriami gdzie „obywatele walczą z władzą” jest zagrożeniem dla partycypacji, gdyż faktycznie docelowym stanem dynamicznej równowagi tego układu jest symbioza wokół realizacji wspólnego interesu publicznego, a nie walka. Bo z kim i po co? To do tej symbiozy należy dążyć, a więc uporczywie definiować publiczny interes i szukać języka adekwatnego do jego opisu.

Rzuca to zupełnie nowe wyzwania m.in. dziennikarzom, którzy – podobnie jak rząd wobec ACTA – mentalnie często pozostają wciąż w XX wieku. Wciąż najlepiej idzie im sprzedaż negatywnych emocji i wciąż występuje „syndrom inżyniera Mamonia”. Dziennikarze patrzą na swoich odbiorców, jakby cały polski naród mówił cytatem z „Rejsu”: „Proszę pana, ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem”.

Rozumiem tę taktykę mediów (i polityków): postępując tak, dają odbiorcy wrażenie, że żyje on w świecie, który zna. Zapewniają mu w ten sposób poczucie bezpieczeństwa, za które chętnie zapłaci. Ale jak wiadomo, świat już nie jest taki, jakim go znaliśmy i dlatego to poczucie bezpieczeństwa jest… niebezpieczne. Zatem jeżeli chcemy przygotować się na przyszłość, musimy zacząć słuchać „nowych piosenek”. Stąd też heterarchia w tytule niniejszego tekstu.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa