Loteria i egzamin dla Torunia
Starania o tytuł ESK to loteria, w której każdy los wygrywa Starania o wybór na Europejską Stolicę Kultury stwarzają każdemu aspirującemu do tego tytułu miastu niepowtarzalną okazję, aby różne środowiska wspólnie tworzyły w przestrzeni publicznej […]
Starania o tytuł ESK to loteria, w której każdy los wygrywa
Starania o wybór na Europejską Stolicę Kultury stwarzają każdemu aspirującemu do tego tytułu miastu niepowtarzalną okazję, aby różne środowiska wspólnie tworzyły w przestrzeni publicznej procesy, które będą potem przynosić korzyści przez długie lata. Nie przypadkiem w miastach dotychczas starających się o tytuł ESK zanotowano znaczący rozwój turystyki i kultury oraz konsolidację środowisk twórczych. Współdziałanie to przyczyniło się do rozwiązania wielu problemów oraz do promocji inicjatyw lokalnych. Wyzwaniem pozostaje nadal zachęcenie do współpracy szeroko pojętego biznesu. Z jego znaczenia dla kultury i całego państwa zdawał sobie sprawę król Stanisław August Poniatowski, dlatego rozwinął instytucję mecenatu w osiemnastowiecznej Polsce na prawdziwie europejską skalę.
Dziś przed tą szansą staje także Toruń. Zabieganie o kulturalną stołeczność wydaje się być swoistym egzaminem dla całego naszego miasta: środowisk twórczych, samorządu, sektora prywatnego, organizacji pozarządowych, a także mieszkańców.
Ten wyścig jest niezwykle trudny przede wszystkim dla urzędników. Presja społeczna ogromna, oczekiwania – jeszcze większe, natomiast budżet na ten cel – nieproporcjonalnie mały. Niestety, instytucja miejska TORUŃ ESK 2016 zaczęła od falstartu – niefortunnego obsadzenia funkcji dyrektora. Wśród wielu zarzutów pod adresem byłej (na szczęście) pani dyrektor dominował głos zarzucający jej hermetyczność i brak umiejętności prowadzenia dialogu ze wszystkimi środowiskami. Nowy dyrektor, Krystian Kubjaczyk, otworzył drzwi swojego gabinetu, rozpoczął serię spotkań ze środowiskami twórczymi, bierze udział w wydarzeniach artystycznych i, co najważniejsze, doprowadził do mianowania Romana Kołakowskiego na stanowisko dyrektora artystycznego. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by oceniać efekty ich pracy. Pozostaje nam tylko kibicować, bo czasu do złożenia aplikacji zostało bardzo niewiele.
Nie tylko urzędnicy nie mieli dotychczas pomysłu na aplikację, choć Toruń „stara się” o tytuł ESK od dwóch lat. Dzięki kontrowersjom, które wzbudziła kandydatura miasta, uaktywnili się toruńscy twórcy. Ale czy rozbite dotąd środowiska artystyczne odnajdą w sobie dość siły i samozaparcia, by przełożyć dotychczasową aktywność na wspólne działania na rzecz kandydatury Torunia? Czy zjednoczenie przeciw startowi w konkursie, z którego niezadowoleniu dają wyraz, organizując happeningi i burze mózgów, będzie na tyle twórcze, by zmienić kulturalne oblicze Torunia? Nie stanie się tak, jeśli ograniczą się jedynie do wysyłania swoich postulatów do władz miasta. Postulaty te, choć czasami nawet słuszne, nie są możliwe do spełnienia w wyznaczonym terminie. Nie da się bowiem stworzyć w ekspresowym tempie miejskiej strategii kulturalnej, a nawet, gdyby została ona uchwalona – nie wystarczy to, by zmienić obecny stan rzeczy. Za przykład może posłużyć realizacja Strategii Rozwoju Turystyki, która – uchwalona w 2006 roku – w ciągu dwóch lat doczekała się jedynie powołania Rady Programowej ds. Realizacji Strategii. Rada ta spotkała się dotąd co najwyżej trzy razy, choć i to zbyt dużo, skoro z zapisanych planów nie zrealizowano niemal niczego. Jedynym działaniem było powołanie Torun Convention Bureau, z rocznym budżetem w wysokości 100 tys. zł, pochodzącym z kasy miasta. W drugim roku urzędnicy zmniejszyli „kryzysowy” budżet do 50 tys., a w kolejnym przeznaczyli TCB… 0 zł. Wniosek? Źródeł finansowania lepiej szukać poza „przychylnymi każdej inicjatywie” samorządami.
Czy zatem sami konsumenci kultury są w stanie ją utrzymać? Nie. I to nie tylko w Toruniu. Na całym świecie niewielu artystów jest w stanie funkcjonować bez mecenasów. Tu właśnie otwiera się pole do działania dla regionalnego sektora prywatnego. Sponsoring, zwłaszcza lokalny, jest wciąż zbyt rzadkim zjawiskiem. Może dlatego, że traktowany jest jako rodzaj darowizny, a nie barteru, który przynosiłby obu partnerom wymierne korzyści? Wypracowanie nowej platformy współpracy, zmiana świadomości sponsorów i sponsorowanych oraz wynikający z tego zakres wsparcia finansowego ze strony biznesu będzie prawdopodobnie jednym z czynników determinujących oblicze toruńskiego życia kulturalnego. Trzeba zatem wywołać do tablicy regionalnych przedsiębiorców. Przypomnieć im, że ich firmy nie są wyabstrahowane z kontekstu, lecz działają w określonym czasie i konkretnej przestrzeni, która sprawia, że ich interesy mogą się rozwijać; następnie zachęcić ich do uiszczania z tego tytułu swego rodzaju “opłaty klimatycznej” na rzecz wydarzeń artystycznych, które współtworzą tożsamość Torunia.
W końcu wszyscy przecież pragną, by w naszym mieście działo się więcej i lepiej. Dlatego ważne jest, by ludzie się spotykali, by z tych spotkań wynikały kolejne. By zaiskrzyły połączone potencjały, a ludzie – wprawdzie z bardzo różnych światów, ale żyjący na tej samej szerokości geograficznej – odnaleźli w sobie chęć, by wspólnie działać, przeżywać, doświadczać.
Toruń nie powinien podporządkowywać swoich działań aplikacyjnych tylko horyzontowi 2016 roku. Proponujemy wszystkim uczestnikom starań o wygraną w konkursie ustalenie nowej daty granicznej – 2025. Starajmy się, aby właśnie w tym roku nasze miasto było ośrodkiem kulturalnym uznanym w Europie. Zaplanujmy (i zrealizujmy !!!) takie działania, które doprowadzą nas do tego celu. Tytuł ESK 2016 zyska wtedy inną perspektywę: stanie się wprawdzie ważnym przystankiem, ale nie celem samym w sobie.