List do Prezydent Warszawy

Hanna Gronkiewicz-Waltz jest gospodarną prezydent miasta, lecz w nawale obowiązków nie zawsze podejmuje trafne decyzje, lub brakuje jej czasu na zabranie głosu w ważnej sprawie. Gdzie bywać, o czym mówić i jak promować miasto podpowiada […]


Hanna Gronkiewicz-Waltz jest gospodarną prezydent miasta, lecz w nawale obowiązków nie zawsze podejmuje trafne decyzje, lub brakuje jej czasu na zabranie głosu w ważnej sprawie. Gdzie bywać, o czym mówić i jak promować miasto podpowiada jej dziś Agnieszka Matan, animatorka warszawskich społeczności lokalnych.

(CC BY-NC-ND 2.0) by Shannon Oren / Flickr

Warszawa, 10.01.2011 r.

Sz.P. Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy
Hanna Gronkiewicz-Waltz

W odpowiedzi na ogłoszenie, które dotarło do mnie pocztą pantoflową, pozwalam sobie przesłać list, ponieważ czuję, że to propozycja stworzona dla mnie. Szukacie państwo osoby do sprzątania kancelarii w godz. 3:30 – 7:00, więc postaram się naświetlić kilka kluczowych argumentów, dlaczego to właśnie ja powinnam dostać to stanowisko.

Zacznę zatem od informacji, że w tym roku uzyskałam tytuł magistra socjologii, co oznacza, że nie obniżę poziomu prezydenckiej kancelarii, a gdyby przypadkiem jakiś delegat lub oficjel zbyt późno wychodził lub zbyt wcześnie przyjechał, co czasem się zdarza, to na pewno będę z nim w stanie porozmawiać i mądrze podyskutować. Gdyby zaś okazało się, że jest gościem z zagranicy, to także, proszę się nie obawiać, poprowadzę konwersację w języku obcym z zakresu tematyki popularnonaukowej.

Proszę wybaczyć moją śmiałość, ale mam wrażenie, że jest Pani taka nieobecna. Wiem, wiem, taki zwykły obywatel nawet nie ma pojęcia, ile ma Pani codziennych obowiązków. Bywały jednak momenty, że Pani nie zabierała głosu, kiedy ludzie na to czekali. Mój sąsiad – pan Irek tyle czekał na pani głos, kiedy Warszawa w Święto Niepodległości stała się polem bitwy, że do tej pory siedzi w pobliskim barze i ogląda TVN 24, wierząc, że się pani w końcu pojawi. Ja Pani nie obwiniam za alkoholizm pana Irka, on zawsze był nader wrażliwy. Rzecz w tym, że w swoim domu na pewno nie jest Pani taka cicha. Czy gdyby ktoś podpalił Pani piwnicę, niczym starą kamienicę na Pradze Północ, to też siedziałaby Pani w kuchni i spokojnie lepiła pierogi bez słowa? Na pewno nie! Przecież z Pani prawdziwa polska gospodyni, co i ze ścierą potrafi pogonić złego jegomościa. Po prostu jako gospodyni tego miasta nie uczestniczy Pani w tych wydarzeniach, co trzeba. Bo, np. zamiast otwarcia kolejnego orlika, ja bym Pani osobiście zapisała w kalendarzu otwarcie Baru Prasowego albo przeszłybyśmy się do Syreniego Śpiewu, bo każdy musi się czasem zabawić i na piwo na pewno będzie Panią stać. Chcę przez to tylko powiedzieć, że jak będzie miała Pani dylemat, gdzie iść, lub czy interweniować, to wtedy da mi Pani temat do przemyślenia, a ja w nocy, na spokojnie, jeżdżąc na tzw. „szmacie”, wszystko dokładnie przemyślę i Pani pomogę.

Powiem szczerze, że trochę znam miasto. Bywało się tu i tam. Nawet, proszę sobie wyobrazić, prowadziłam taki pozarządowy miejski program – ogólnowarszawski! A budżet mój roczny wynosił tyle, ile miesięczne uposażenie eksperta przy przygotowaniach do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Piszę o tym nie dlatego, żeby narzekać! Bynajmniej! Chcę tylko podkreślić, jaka ze mnie gospodarna dziewczyna i że na pewno będę dobrze rozporządzać detergentami i w razie potrzebny – odpowiednio opiszę do miasta rezultaty miękkie i twarde w sprawozdaniu częściowym z eksploatacji mopa.

Jak już tak rozmawiamy, to chciałabym prosić tylko o zakup biletu miesięcznego i karnet na siłownię, bo nigdy nie byłam na takiej prawdziwej. A z biletem, to wie Pani – drogo po prostu. Rozumiem, że druga stacja metra i stadion, ale jak już płacić tyle pieniędzy, to żeby trochę lepiej było w tych tramwajach i autobusach. Wiem, że teraz mamy takie nowoczesne pojazdy i kosmiczne przystanki, na których nawet żaden bezdomny się nie położy, ale niech sobie Pani wyobrazi, spieszy się Pani na ważne spotkanie i nagle zatrzymuje się tramwaj i nikt nie jest Pani w stanie powiedzieć, co się stało i ile trzeba czekać, a motorniczy to taki groźny jest, że lepiej nie pytać. O, właśnie, niech Pani spróbuje na pętli zapytać kierowcę, o której odjeżdża. Nawet tytuł prezydencki Pani nie pomoże!

I jeszcze jedno. Wie Pani, ja czasem w wolnych chwilach robię filmy. A, takie etiudki kręcę, nic specjalnego. Ale gdyby jeszcze raz Pani miała wybrać kogoś do zrobienia filmu o Warszawie albo chociaż o jakiejś ulicy, nawet skwerze im. 14 oddziału Strzelców Nowosybirskich „Krasnystaw”, to ja nie mówię, że mnie, ale chociaż, żebym na planie mogła myć podłogi i czasem porozmawiać z reżyserem, co inni myślą i czy to na pewno dobry pomysł, bo wie Pani – artyści to czasem tacy oderwani od rzeczywistości, a ja z podwórkiem mam dobre kontakty, jestem prosta i ludzi znam i wiem, co myślą. Bo ten biegający dżentelmen o wątpliwej aparycji, to był trochę kiepski pomysł. Ja to bym go ustawiła na czubku stadionu, popatrzyłby na płonące kamienice Pragi, billboardy reklamowe na Dworcu Centralnym (prawie jak w Nowym Yorku) i byłoby jak w Hollywood. Wiatr we włosach i on dumnie by mógł może coś zaśpiewać lub zatańczyć kujawiaka dookoła stadionu. Sama już nie wiem, ale proszę przemyśleć moją ofertę, bo ja przecież nie chcę żadnego wynagrodzenia. Nie wspominałam? Wolontariat jest ok, przecież dopiero skończyłam studia.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa