Kula: Takich moreli nie ma nigdzie
Dlaczego potężna światowa organizacja chce wyludnić Armenię i przejąć ją dla siebie? Bo takich moreli jak tam nie ma nigdzie. Recenzja reportażu Brzezieckiego i Nocuń.
Dlaczego wszechpotężna światowa organizacja, prawdopodobnie powiązana z żydomasonerią, chce wyludnić Armenię i przejąć ją dla siebie? Bo takich moreli jak tam nie ma nigdzie. Reportaż Armenia. Karawany śmierci Andrzeja Brzezieckiego oraz Małgorzaty Nocuń to próba przedstawienia XX-wiecznych losów narodu i państwa o napawającej dumą historii, lecz smutnej teraźniejszości, w której pozostaje ono de facto rosyjskim satelitą. Tytułowe karawany śmierci mogą jednakże wprowadzić czytelnika bądź czytelniczkę w błąd. Ludobójstwo Ormian jest, co oczywiste, ciągle obecne w książce, ale jedynie w pierwszym rozdziale oraz w samym tytule odgrywa ono główną rolę. Karawana jest dla autorów metaforą ormiańskich dziejów – „A jednak Ormianie trwają. Wielki mały naród wędruje przez stulecia niczym karawana po pustyni” – ale same karawany śmierci pojawiają się epizodycznie, w całej książce są wspomniane jedynie siedem razy.
W reportażu istnieje również druga metafora – Ormian jako Hioba tego świata. Funkcjonuje ona podobnie jak ta pierwsza – pojawia się we wstępie, by potem zniknąć i dopiero w finale zamknąć całość klamrą. Powoduje to wręcz dychotomiczny podział tekstu na wstęp i zakończenie z jednej, a resztę reportażu z drugiej strony. Podział to dziwny, bo nie do końca zrozumiały. Wydaje się, że zarówno metaforę karawany, jak i Hioba można było wykorzystać szerzej, by wybór tytułu czy napomknięcia o Hiobie na początku i na końcu dzieła stały się zrozumiałe.
Armenia jest zbiorem złożonym z pięciu części, z których każda porusza inny problem. Najpierw (w Dziejach hiobowych) kataklizmy i skutki ingerencji innych krajów (przede wszystkim Turcji i Rosji), potem Polityka po armeńsku o współczesnej sytuacji społeczno-politycznej, Czarny ogród o wojnie ormiańsko-azerskiej, Erywań dot. stolicy Armenii, i w końcu Wieczni wygnańcy, gdzie mowa o współczesnej sytuacji Ormian w kraju i poza granicami. W kolejnych częściach przewijają się ci sami bohaterowie, będąc raz głównymi postaciami, a raz tłem i wydarzeniami, które bywają równocześnie związane to z losem konkretnej rodziny, to dziejami całego społeczeństwa.
Czy pod podszewką każdej demokracji ukrywa się przemoc? O tym nowy numer Res Publiki. Kup już teraz w naszej internetowej księgarni.
Ramy reportażu Brzezieckiego i Nocuń nadawane są przez daty. Armenia to opis równych stu lat. Rozpoczyna się 24 kwietnia 1915 r. – symbolicznym początkiem rzezi Ormian, a kończy tym samym dniem w roku 2015 i uroczystościami upamiętniającymi ludobójstwo. Autorzy konkretnie umiejscawiają poszczególne wydarzenia. Prawie każdy z rozdziałów jest opowieścią, której centrum stanowi data dzienna, a nieraz i godzina. Może być to trzęsienie ziemi z 7 grudnia 1988 r. (11:41), strzelanina w parlamencie z 27 października 1999 r. czy stłumione siłą protesty, które wybuchły w Erywaniu po domniemanym fałszerstwie podczas wyborów prezydenckich zimą 2008 roku.
Powyższy zabieg pozwolił na bardzo sprawne przedstawienie ormiańskiej polityki, a w szczególności jej przejścia od 1991 r. (gdy Armenia uzyskała niepodległość po upadku ZSRR) do współczesności. Autorzy pokazali początki oraz dokładny przebieg karier najważniejszych obecnie polityków Armenii, w tym Serżyka i Robika, czyli urzędującego prezydenta Serża Sarkisjana i jego poprzednika Roberta Koczarjana. Żadna postać nie pojawia się przypadkowo, poszczególne wydarzenia wynikają z siebie wzajemnie. Dzięki temu czytelnik, który wcześniej nie miał kontaktu z Armenią, z jej historią i kulturą, nie będzie miał problemu ze zrozumieniem wydarzeń, które wynikają ze ściśle ormiańskiej specyfiki tego kraju.
Ciągłe przeplatanie się tych samych postaci ma sugerować jak niewielkim krajem jest dzisiejsza Armenia. Według autorów reportażu mieszkają tam podobno trzy miliony ludzi, ale rzeczywista liczba to jedna z najbardziej skrywanych tajemnic władz. Niewielkie rozmiary państwa połączone z brakiem surowców naturalnych oraz fatalną sytuacją gospodarczą w oczywisty sposób w pełni uzależniły Armenię od Rosji pod niemal każdym względem. I chociaż takich moreli jak tam nie ma nigdzie, to jednak, według obrazu wyłaniającego się z reportażu, na tym kończą się jakiekolwiek pozytywne aspekty obecnej sytuacji tego kraju.
Armenia nie jest jednak reportażem o polityce, wypełnionym jedynie anegdotami takimi jak ta o zestrzeleniu helikoptera kałasznikowem. Równie ważny jest opis ormiańskiego społeczeństwa, którego ewolucję też ukazano jako proces zachodzący na przestrzeni stu lat. Zaczynając od ludobójstwa, poprzez czasy ZSRR, a kończąc na współczesności, autorzy próbowali pokazać na ile Ormianie przeszli przemianę, a na ile – jako zapomniany naród – pozostali tacy sami. Z jednej strony jest Erywań, który ma ambicje być coraz bardziej światowy, a z drugiej cały czas toczy się konflikt ormiańsko-azerski o Górny Karabach, który doprowadzał do regularnych pogromów z obydwu stron, a i dziś skutkuje co roku śmiercią kilkunastu żołnierzy.
Z reportażu Brzezieckiego i Nocuń wyłania się również obraz codziennego życia w dzisiejszej Armenii. Górny Karabach można obejrzeć na nakręconym przez mieszkańców i dostępnym w Internecie filmie We Are HAPPY From KARABAKH, place Erywania są pełne kawiarni, w których ludzie spędzają swój czas pijąc czarną, słodką kawę i odpalając papieros od papierosa. Zaś samo miasto z brzoskwiniowego kamienia, cytując Osipa Mandelsztama, jest amalgamatem orientalnego klimatu, socjalistycznej architektury oraz komercji.
Armenia. Karawany śmierci w bardzo spójny i przystępny sposób przedstawia losy Ormian oraz Armenii, państwa nie będącego w centrum uwagi świata, za to dumnego z wydania Serża Tankjana czy Kim Kardaszjan. To holistyczne podejście, próbujące zawrzeć w sobie polityczne, społeczne, kulturowe i historyczne spojrzenie na Armenię, dało reportaż, którego lektura będzie dobrym wstępem do najnowszych dziejów Ormian. Dwieście dwadzieścia siedem stron czyta się szybko i przyjemnie, gdyż technicznie autorom nie można niczego zarzucić. Natomiast pewnym rozczarowaniem jest, wspomniane już przeze mnie wcześniej, niepełne wykorzystanie tytułowych karawan śmierci oraz Księgi Hioba, które pojawiły się w tekście w zasadzie w charakterze ornamentów.
Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń, Armenia. Karawany śmierci, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016
Artur Kula – Studiuje historię i prawo w ramach Kolegium MISH. Kocha piesze wędrówki górskie.