Kryzys w śmietniku
Wiadomość o strajku śmieciarzy w Brukseli dotarła do nas w piątek 23 września jako tak zwany „news”. Dlaczego strajk śmieciarzy w Brukseli może zainteresowanie i emocje wzbudzać w Warszawie? O kulturowych wyobrażeniach śmieci zalewających miasto i realnych problemach Belgów pisze Włodzimierz Karol Pessel, autor Antropologii nieczystości.
Dlaczego strajk śmieciarzy w Brukseli może zainteresowanie i emocje wzbudzać w Warszawie? O kulturowych wyobrażeniach śmieci zalewających miasto i realnych problemach Belgów pisze Włodzimierz Karol Pessel, autor Antropologii nieczystości.
Wiadomość o strajku śmieciarzy w Brukseli dotarła do nas w piątek 23 września jako tak zwany „news”. A taki był to koniec tygodnia, w którym światowe giełdy znowu notowały koszmarne spadki, dając tym samym mediom asumpt do zajmowania się przede wszystkim tematyką kryzysu gospodarczego (nic już nie wspominając o politycznych fajerwerkach odpalanych podczas polskiej kampanii wyborczej). Nasuwa się natychmiast pytanie: co więc z kryzysem pod śmietnikiem, i to nie naszym, lecz w Niderlandach – dlaczego strajk śmieciarzy w Brukseli może zainteresowanie i emocje wzbudzać w Warszawie?
Właściwie, moim zdaniem, są to dwie kwestie: z porządku „co” i „dlaczego”; realne powody protestu zagranicznych asenizatorów, czyli warstwa faktograficzna, to jedno, a wtóre – wyobrażenia kierujące przekaźnikami i odbiorcami (idealnymi) wiadomości, po prawdzie, dotyczącej raczej wewnętrznej sprawy Belgów i ich stolicy.
O kulturowych wyobrażeniach
Etnografowie stracili sporo dawnego zajęcia, gdy idzie o badanie zjawisk tabu, społecznych źródeł odrazy. Tu pornografia „zwyczajna”, tam pornografia śmierci, Eliasowska granica wstydu przesunęła się gdzieś w nieskończoność… Nie znaczy to jednak, że kultura współczesna ze wstrętem pożegnała się dokumentnie. Wystarczy pomyśleć góry cuchnących odpadków zalegających na ulicach, torujących przejazd, przeszkadzających na chodnikach… Olbrzymią rolę odgrywa tu węch, zmysł w kulturze „zaudiowizualizowanej” niedoceniany, a także wyobraźnia osmologiczna. I już wracamy do kulturowego skryptu „brudu i niebezpieczeństwa”! Nic nie przywraca go tak dobrze jak smród śmieci – słodki, ciepły, duszący – „doprowadzony” prosto pod nos. Potencjalna dysfunkcja systemu kolektywnej zbiórki odpadów mocno pobudza wyobraźnię. Drugiego Neapolu, zamiast jakieś drugiej Irlandii czy innej zielonej wyspy, stanowczo byśmy u nas nie chcieli. Tym bardziej nie chcielibyśmy nagłego upodobnienia się Warszawy, powiedzmy, do dekoracji do filmuPachnidło Trykwera.
Oczyszczanie dużego miasta z odpadów stałych należy do systemu usług infrastrukturalnych. Wszelkie zaburzenia takich systemów obecnie silnie zostały u nas skojarzone z „Polską w budowie”. Cóż z tego, że w czasie przyszłym nieokreślonym ma być lepiej i całkiem europejsko, jeśli codzienność, zawsze będąca tu i teraz, cierpi na tym dzisiaj. Krótka podróż w obrębie miasta staje się długa: korek w związku z budową metra, korek w związku ze zwężeniem albo autobus zmienił trasę, spóźniam się… Codzienny użytkownik miasta, skoro ma dość nagromadzenia różnych dysfunkcji, ma prawo obawiać się możliwego przecież strajku śmieciarzy. Tak samo prawdopodobnego jak strajk kolejarzy lub strajk pasażerów. Obsypania czy zasypania nas odpadkami, zwałów śmieci w śródmieściu – tylko tego jeszcze by brakowało! Podobnie jak zadrażnienia kompleksów. Jeśli dystansem śmieci od ich „producenta” po wyrzuceniu, więc efektywnością wywózki i utylizacji, mierzy się zaawansowanie procesu cywilizacji, to spełniona wizja strajku generalnego śmieciarzy, zaczopowania miasta nieczystością, byłaby tożsama z regresem i ostateczną kompromitacją aspiracji modernizacyjnych. Jak w swojej nowej książce zatytułowanej Søppel. Avfall i en verden av bivirkningen (Śmieci. Odpady w świecie globalnych zależności), zauważa prof. Thomas Hylland Eriksen, wiek dwudziesty pierwszy ma to do siebie, że nie występuje w nim nadmiar wolnych przestrzeni, wszyscy i wszystko muszą znajdować się na swoim miejscu, śmieci w szczególności (s. 31). A my chcemy być dwudziestopierwszowieczni i ekologiczni, nie godzi się przeszkadzać!
Zorganizowane oczyszczanie miasta ze śmieci, należące do systemu usług infrastrukturalnych, ma charakter bezosobowy. Z naszej codziennej perspektywy śmieci wywożą jacyś „oni” (chyba tylko najwięksi zapaleńcy odróżniają kombinezony pracowników „Brysia” od kombinezonów z „Lekaro”). Tym trudniej nam się od takiej praktyki odzwyczaić, że status zawodu śmieciarskiego w poprzednim systemie nie uchodził za wysoki. Śmieciarzy popychających „blaszanki” ku brudnym wozom asenizacyjnym obwieszonym paczkami z makulaturą postrzegano jako robotników drugiej kategorii. Poza tym do MPO z tak zwanego nakazu pracy trafiali, między innymi, byli więźniowie. „Jak się nie będziecie uczyć, zostaniecie potem śmieciarzami i będziecie mieć brzydkie tatuaże” – straszono niegrzecznych chłopców w podstawówce pod koniec lat osiemdziesiątych minionego stulecia. Tymczasem wiadomości nadchodzące z Belgii uzmysławiają, że współcześni śmieciarze nie stanowią jakiejś grupy kulturowej, egzystującej na marginesie życia społecznego, lecz tworzą „normalną” grupę zawodową. Taka grupa, oczywiście, może egzekwować swoje prawa i dbać o własne interesy, kosztem przerwania miejskiej rutyny życia codziennego. Śmieciarzom wolno raz odmówić uprzątnięcia naszego podwórza – i to również będzie słuszna sprawa.
Realne powody protestów
Co się zaś tyczy Belgów, trzeba przypomnieć, że kraj ten pogrążony jest w głębokim kryzysie rządowym i społecznym. Podział kulturowy na Flandrię (dostatnią) i Walonię (zacofaną, francuskojęzyczną) okazuje się tak wyraźny jak nigdy przedtem, o podziale kraju mówi się już głośno, w kategoriach konieczności, zarówno na ulicach, jak i przed kamerami. Przy tym kolejne gabinety tymczasowe upadają. Zapowiedź zlikwidowania latarń przy autostradach (drugi, obok Muru Chińskiego, obiekt na ziemi widzialny z przestrzeni kosmicznej) została przez Belgów odebrana jako początek feralnego nakręcania sprężyny oszczędności i cięć. Trwa reforma ustroju belgijskiej stolicy, wymuszona negocjacjami zmierzającymi do powołania rządu mającego szansę na działanie i przetrwanie. Postanowiono o przeniesieniu asenizacji ulic pod bezpośredni nadzór miasta. Pracownicy publicznej firmy zajmującej się dotychczas oczyszczaniem Brukseli dostrzegli w tym zaraz groźbę obniżki swoich zarobków. Protest śmieciarzy z przedsiębiorstwa Bruxelles Proprete nie wpisuje się zatem w jakiś poboczny szereg wydarzeń, jest wszakże refleksem generalnej sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej.
By rzecz skomplikować, Bruksela jest francuskojęzycznym miastem na terenie Flandrii, a do tego metropolią kosmopolityczną, gospodarzem instytucji europejskich. Układanie rzeczy na swoich miejscach dlatego nie idzie tam zbyt gładko. Śmiecie, choć z marginesowych dziedzin rzeczywistości pochodzą, prędzej czy później wiodą aż na salony.