Król: Czy istnieją liberalne cnoty?

Przyzwoitość to unikanie kłamstwa, unikanie za wszelką cenę, chociaż wiemy doskonale, że czasem uniknąć się go nie da.


Pytanie tak postawione wydaje się niemądre. Przecież wielu liberałów pisało o liberalnych cnotach, a nawet nadawało swoim dziełom stosowne tytuły. Judith Shklar w sławnym eseju wydaje się jednak o nich nie pamiętać. Kiedy czytamy ten esej, musimy zaakceptować dwoistość obecnego w nim rozumowania. Shklar nawiązuje do tradycji liberalizmu strachu, bowiem zawsze trzeba stawiać obawy na pierwszym miejscu, zawsze dopóki na świecie istnieje okrucieństwo. Równocześnie odnosi liberalizm strachu do świata w całości, zastrzegając jednak, że w Ameryce czy na Zachodzie żyjemy w warunkach, które nie wymuszają pierwszeństwa strachu.

A zatem tym, co odróżnia poglądy Judith Shklar od stanowiska innych liberałów, jak na przykład John Rawls, jest fakt, że jej liberalizm strachu ma charakter uniwersalny. Wbrew swojej filozoficznej misji w drugiej połowie XX wieku liberalizm zaczął się wycofywać na niefilozoficzne pozycje. W coraz większym stopniu, i dzieje się to wciąż na naszych oczach, wolność jest wartością ograniczaną do świata zachodniego. Niektóre argumenty przeciwko nadmiernemu rozszerzaniu idei wolności, przeciwko swoistemu imperializmowi wolności są trafne. Nie wszystkie kultury czy cywilizacje tak wysoko cenią jednostkę i jej prywatny świat, idea wolności liberalnej przybrana w szaty ekonomicznej globalizacji stanowiła (czy jeszcze stanowi) formę kontynuacji kolonializmu, tyle że z „ludzką twarzą” i wreszcie pytanie, co jest ważniejsze i pierwsze w praktyce: liberalna wolność czy demokratyczna wspólnota? Nie jesteśmy sami tego pewni, więc jak możemy pouczać innych.


Eseju pochodzi z najnowszego numeru Res Publiki Nowej: Szał bankiera. Już teraz do kupienia w naszej internetowej księgarni i dobrych sklepach na terenia całego kraju. 

3-okladki-zima-20151

Zachęcamy też do czytania naszych pozostałych publikacji – nowych numerów Visegrad Insight i Magazynu Miasta.


Zapomnieliśmy, że ojcowie liberalizmu: John Locke czy Benjamin Constant głosili zdecydowanie uniwersalistyczne, bo filozoficzne poglądy. „Wolność prywatna” Constanta to wolność każdego człowieka. Jednak już John Stuart Mill miał wątpliwości co do uniwersalnego zasięgu idei liberalnych, a nawet co do sensu wolności indywidualnej w krajach, w których ludzie nie potrafią jej wykorzystać.

Judith Shklar jest w tej kwestii pryncypialna: każde naruszenie wolności i godności jednostki, gdziekolwiek by miało miejsce, jest aktem okrucieństwa przeciwko któremu należy bezwzględnie walczyć. Jednak wątpliwości pojawiają się wtedy, kiedy liberalizm strachu przed okrucieństwem zostaje odniesiony do społeczeństw już silnie liberalnych. Shklar, która powołuje się na amerykańskich Ojców Założycieli, zapomina jakby o tym, że konstrukcje polityczne i moralne przede wszystkim Jamesa Madisona, ale i innych ówczesnych myślicieli umiarkowanie tylko optymistycznych, oparte były na równowadze strachu i cnoty, o czym znakomicie pisze w swojej książce Stanisław Filipowicz. Liberalizm bez cnoty jest tylko prawnym sposobem na zagwarantowanie maksimum wolności.

Jeżeli chcemy nieco staromodną kategorię cnoty przenieść na nasz grunt, możemy się posługiwać mniej obciążonym filozoficznie, religijnie i historycznie pojęciem „przyzwoitości” („decency”). Mam wrażenie, że w rozważaniach na temat postaw moralnych liberałowie (nie tylko oni zresztą) zapominają o tym ogólnym sformułowaniu, które jednak dobrze określa pewien typ pożądanych zachowań. Na skutek tego oraz na skutek inwazji nieskrywanej nieprzyzwoitości, przyzwoitość albo nas zdumiewa albo zostaje zastąpiona formułami prawnymi.

Pomijając szeroko rozumianą sferę okrucieństwa, słusznie oburzającego Judith Shklar, weźmy pod uwagę proste codzienne zachowania we współczesnych demokracjach. Nieprzyzwoitość ogarnęła przede wszystkim sferę pieniądza. Właściwie wszystkie zamówienia publiczne we wszystkich krajach zachodnich stanowią pole do nadużyć, często zgodnych z prawem stanowionym, czasem karalnych. Zróżnicowanie dochodów prowadzące do horrendalnej nierówności także jest sprzeczne z przyzwoitością, a już zachowania zachodnich bankierów w okresie kryzysu były po prostu nieprzyzwoite.

Przyzwoitość to także unikanie kłamstwa, unikanie za wszelką cenę, chociaż wiemy doskonale, że czasem uniknąć się go nie da. To dotrzymywanie niepisanych obietnic, to minimum współczucia wobec poniżonych i wzgardzonych, to gotowość do zrewanżowania się w przyszłości za usługi nam czynione dobrowolnie. Trudno o jasne stwierdzenie, czy przyzwoitość należy do domeny cnoty. Na pewno jednak pozwala nam, wolnym ludziom, żyć i znacznie mniej się obawiać. Przyzwoitość byłaby zatem swojego rodzaju antidotum na strach. Rozważając wszechobecny „liberalizm strachu” i rozumiejąc doskonale motywację takiej postawy, należy równocześnie, jeżeli chcemy uratować liberalizm jako cel o charakterze aksjologicznym, odwoływać się do prostych wskazówek nie tyle moralnych, ile umożliwiających ludziom wspólne życie. A zatem przyzwoitość, ale także dobra wola, bezinteresowność czy odwaga cywilna.

Nie jest to krytyka eseju Judith Shklar, lecz raczej nieśmiałe jego uzupełnienie. Judith Shklar zresztą doskonale zdawała sobie sprawę z roli zwyczajnych zalet czy cnót codziennych, skoro napisała książkę o „zwyczajnych przywarach”. Dlatego w uzupełnieniu jej świetnego eseju powinniśmy pamiętać nie tylko o zawsze obecnym zagrożeniu okrucieństwem, ale także o niezbędnym uwzględnianiu i szacunku dla „zwyczajnych cnót”. Ich degradacja staje się bowiem prawdziwą przyczyną (w przeciwieństwie do przecenianego zaufania) erozji więzi społecznych i całości demokratycznej wspólnoty.

Marcin Król (1944) – profesor nauk humanistycznych, historyk, historyk idei, filozof, wykładowca akademicki, publicysta. Autor m.in. serii Demokracja, filozofia i praktyka

Fot. British Library | Flickr

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa