Kořan: Historia hipokryzji. Europa Środkowa w Unii Europejskiej
Przez ponad dekadę Europa Środkowa żyła życiem owiniętego w miękkie koce dziecka, trwając w iluzji, że udało się jej z powodzeniem przeprowadzić swoją niełatwą transformację.
Niemal regułą stało się ostatnio, że kiedy na pierwszych stronach międzynarodowej prasy wspominany jest któryś z krajów Europy Środkowej, nie zwiastuje to niczego dobrego. Jesień 2015 roku dowiodła tego bardziej, niż znaczna część mieszkańców regionu chciałaby przyznać. Rządy państw środkowoeuropejskich – zwłaszcza te aktywnie sprzeciwiające się unijnemu systemowi kwotowemu – znalazły się w centrum bardzo burzliwej i pełnej emocji debaty politycznej. Kiedy m.in. Czechy, Węgry i Słowacja, zakwestionowały pomysł nałożenia sankcji na Rosję Putina, społeczność międzynarodowa zamarła w niedowierzaniu. Ponowny szok nastąpił wraz z rozpoczęciem dyskusji o rozlokowaniu uchodźców. Zachowanie „nowych państw członkowskich” UE nazwane zostało brakiem solidarności i zrozumienia.
Rażąco defensywna i egocentryczna postawa państw Europy Środkowo-Wschodniej początkowo wywoływała zdumienie, szybko jednak skłoniła wiele osób do podania w wątpliwość podstaw przynależności regionu do Europy, a w szczególności – do Unii Europejskiej. Po latach obserwowania rozwoju politycznego na tym obszarze, tego rodzaju zdziwienie jest samo w sobie zaskakujące – każdy zaangażowany obserwator miał wszelkie dowody na poparcie twierdzenia, iż o problemach Europy Środkowej można powiedzieć wszystko, oprócz tego, że dopiero powstają. Jednak, jak wskażę potem, dla Zachodu wygodnym było te dowody przeoczyć, a dla Europy Środkowo-Wschodniej – czerpać korzyści z ich świadomego zaniedbania.
Z drugiej strony, o ile to, co działo się w Europie Środkowej posłużyło za sygnał alarmowy, to wszystko, co możemy na ten temat powiedzieć, sprowadza się do słów: „lepiej późno niż wcale”. Niemniej, krytyczne rozpatrywanie Europy Środkowej musi przybrać inną formę niż rozemocjonowane ataki płynące z zachodu i nie mniej emocjonalne uchylanie się od tej krytyki wschodu kontynentu, a tego właśnie dotychczas byliśmy świadkami.
Kryzys na granicach Europy. Europejscy przywódcy, szukając rozwiązań kryzysu uchodźczego, negocjują dziś kształt całej europejskiej wspólnoty – od otwartych granic po gospodarkę. Najnowsze wydanie Visegrad Insight jest już dostępne w sklepie internetowym publica.pl, a od 15 grudnia w dobrych księgarniach w całej Polsce.
Dalsze angażowanie się w tego rodzaju „dialog” niesie ze sobą ryzyko utracenia największego osiągnięcia, jakie Europa Środkowa wniosła na przestrzeni wieków do dorobku ogólnoeuropejskiego: pokojowego, nieantagonistycznego, nastawionego na współpracę współżycia z innymi w ramach większej całości – bez przymusu zewnętrznej siły.
Nad Europą wisi niebezpieczeństwo ponownego przerodzenia się jej centralnej części w zbiór państw całkowicie zantagonizowanych – wewnętrznie, wobec siebie nawzajem, a także – przeciwko czemukolwiek, co postanowią one w sposób arbitralny nazwać „innym”. Byłby to koniec snu o zjednoczonej i wolnej Europie. Atmosferę podziału daje się wyczuć już teraz. Tak samo, jak skłonni jesteśmy zapomnieć o olbrzymim potencjale straconym wraz z podziałem Europy przed 1989 rokiem, tak i dzisiaj niemal nikt nie jest w stanie przewidzieć kosztów przekształcenia tej atmosfery podziału w realne rezultaty. A należałoby wyobrazić je sobie we wszystkich możliwych sferach życia: społecznej, kulturowej, politycznej i ekonomicznej, a także w sferze bezpieczeństwa czy środowiska.
Jak to się stało, że znaleźliśmy się w tak krytycznym punkcie? Często używanym wyjaśnieniem – skądinąd bardzo rozsądnym – jest porażka, jaką Europa Środkowa poniosła w myśleniu o przyszłości Europy poza horyzontem krótkofalowego celu członkostwa w UE. Podczas rewolucji 1989 roku nieliczna grupa środkowoeuropejskich aktywistów, filozofów, myślicieli i dysydentów (jak Havel czy Wałęsa) zdobyła władzę wykonawczą w swoich krajach i zaczęła wprowadzać w życie marzenie o Europie pozbawionej politycznych, kulturowych, ekonomicznych i społecznych podziałów. Członkostwo unijne było dla nich krokiem na ścieżce do realizacji tych dążeń, a nie celem ostatecznym. Jednak po uzyskaniu poparcia społecznego dla wstąpienia do Unii, wielkie idee zostały zastąpione przez administracje i zarządzanie samym procesem akcesji, i nigdy tak naprawdę nie zdołały wrócić do przestrzeni politycznej Europy Środkowej. Łatwiej było dostosować się do zewnętrznie narzuconych warunków niż zaangażować się w ryzykowny i wymagający wysiłku proces wymyślania przyszłości Europy poza ramami unijnego członkostwa.
Wiodące postaci sceny politycznej Europy Środkowej odnoszą kolejne, coraz bardziej istotne porażki w zinternalizowaniu podstawowych zasad integracji europejskiej. UE w głowach większości środkowoeuropejskich polityków jawi się wciąż jako zewnętrzna całość – wygodne źródło finansowania, zastępczy mechanizm służący katalizowaniu społecznych frustracji lub platforma przysparzająca okazji do sesji zdjęciowych. To oczywiście przesada, ale tylko do pewnego stopnia. Mieszkańcy Europy Środkowej mają w rzeczywistości wiele powodów, by mentalnie zamykać się w wąskich ramach swojego najbliższego otoczenia – interesów własnej rodziny, społeczności, klasy czy narodu. Zbyt wiele razy w dotkliwej historii tego regionu „zło” przychodziło z zewnątrz, pomimo wszelkich wysiłków Europy Środkowej by stać się dla europejskich mocarstw niewidoczną. Im silniej zaś funkcjonuje ta historyczna narracja, tym częściej staje się nadużywana, a mieszkańcy Europy Środkowej jeszcze chętniej odwracają wzrok od własnych wad i błędów.
Wśród społeczeństw Europy Środkowej można dopatrzeć się wielu strukturalnych słabości, które pojawiają się także w pozostałych państwach UE: populizmu, ksenofobii, spadku zaufania dla partii politycznych oraz polityki parlamentarnej, braku wiary w integrację europejską i tak dalej. Chociaż polityków, którzy wtórują tego rodzaju niepokojom społecznym jest w całej Europie wielu, to właśnie w Europie Środkowej – w przeciwieństwie do państw o dłuższej tradycji demokratycznej – brakuje wśród nich takich, którzy byliby w stanie objąć przywództwo polityczne wykraczające poza ramy populizmu z jednej, a chowania się za plecami Brukseli, z drugiej strony.
Taki charakter Europy Środkowej zawdzięczamy w dużej mierze hipokryzji panującej pomiędzy „starymi” i „nowymi” państwami członkowskimi wspólnoty euroatlantyckiej. Przez ponad dekadę (od ostatniego poszerzenia UE) Europa Środkowa żyła życiem owiniętego w miękkie koce dziecka, trwając w iluzji, że udało się jej z powodzeniem przeprowadzić swoją niełatwą transformację w pełni demokratyczny, zintegrowany region Europy. Z dobrze funkcjonującą gospodarką i odpowiedzialnym społeczeństwem, które, ostatecznie doprowadziło też do poprawienia jakości wciąż mętnego życia politycznego. Iluzja ta podsycana była zarówno przez Unię Europejską, jak i przez Stany Zjednoczone, które potrzebowały historii udanych transformacji demokratycznych. Nie wspominając już o tym, że na świecie działy się w tym czasie rzeczy znacznie przyćmiewające swoją wagą problematykę przysparzającego niegdyś trudności regionu. Wygodniej było spoglądać na Europę Środkową jako na raz na zawsze rozwiązany problem, niż zadawać niewygodne dla globalnej sceny politycznej pytania.
W ten sposób w momencie od uzyskania członkostwa, państwa Europy Środkowej z „uczniów” Unii Europejskiej i demokracji stały się jej „nauczycielami” i z radością przyjęły rolę asystentów w transformacji państw położonych dalej na Wschód lub Południe. W konsekwencji, rządy państw Europy Środkowej mogły skupić uwagę globalnej sceny politycznej na niedostatkach innych państw, same odgrywając rolę tych, którzy z problemami własnego ogródka już dawno się uporały. Dzięki wszystkim tym czynnikom piętrzące się dowody na niedostatki ekonomicznej i demokratycznej transformacji regionu mogły zostać dość zgrabnie zamiecione pod dywan. A niedostatki te są niebagatelne: szeroko zakrojona korupcja, rozgoryczone społeczeństwo, słabnące poczucie odpowiedzialności za cokolwiek innego niż własny, krótkofalowy interes – to tylko kilka z nich. Oczywiście, takie załatwienie sprawy było wygodne dla obu stron – rządy państw środkowoeuropejskich mogły utrzymać spojrzenia innych z dala od własnych działań, a Unia Europejska i Stany Zjednoczone mogły postawić Europę Środkową na piedestale demokratycznej transformacji, bez obciążania tego wizerunku zbyt wieloma rodzącymi pytania plamami.
Wszyscy teraz słono płacimy za to obustronne samozadowolenie. Zachodnia Europa demonstruje swoją frustrację Europą Środkową znacznie silniej, niż wynikałoby to ze stopnia jej zainteresowania politycznym, społecznym i ekonomicznym rozwojem w regionie w ciągu ostatniej dekady. Z kolei po stronie środkowoeuropejskiej utarczki z Zachodem wykorzystuje się do własnych wewnątrzpaństwowych i krótkowzrocznych celów politycznych.
Tak jak niesłusznie było zakładać, że proces transformacji Europy Środkowej został zakończony sukcesem, byłoby równie niedobrze założyć teraz, że w regionie wszystko już zostało stracone. Jak wspominałem, wyzwania, przed którymi stoją obecnie społeczeństwa europejskie są w istocie rzeczy podobne. W Europie Środkowej istnieją duże grupy społeczne, które czują, że znalazły się po złej stronie transformacji. W pozostałej części Europy jest wielu ludzi, którzy zdają sobie sprawę, że procesy związane z globalizacją i integracją europejską pozostawiły ich po stronie „przegranych”. Na całym kontynencie znajdują się ruchy polityczne i jednostki skłonne eskalować i wykorzystać tę frustrację by przekuć ją w realną siłę polityczną – istotną właśnie jako siła, a nie, na przykład jako pole do wytworzenia rozwiązań. Jeśli w Europie Środkowej jest mniej woli politycznej, żeby przeciwstawić się tym populistycznym trendom, to może właśnie przez brak doświadczonych z demokracją, a nie przez przyrodzoną nikczemność.
Nie ma żadnego magicznego rozwiązania tej łamigłówki. Samo wołanie o większą odpowiedzialność, silniejsze przywództwo polityczne, większą spójność i więcej społecznego zaangażowania nic tu nie zdziała. Takie hasła opierają się na niezrozumieniu natury współczesnej polityki. To, na co możemy liczyć, to to, iż obecny kryzys pomoże przywrócić pozytywne elementy, które pomogły w utworzeniu powojennej Europy i odtworzeniu jej po roku 1989. W takich okolicznościach możemy mieć nadzieję na szczere rozliczenie się z przeszłością – z tym, co poszło nie tak w procesie transformacji społeczeństw Europy Środkowej. Były takie czasy – w latach 70. i 80. – kiedy garstka środkowoeuropejskich dysydentów zagrała rolę gryzącego sumienia nie tylko wobec komunistycznych reżimów, ale także – co być może istotniejsze – wobec „konsumenckiego szczęścia” społeczeństw zachodnich, które odwróciły wzrok od tego, co działo się w Europie Wschodniej. Oznacza to, że w naszym regionie kryje się ogromny potencjał intelektualny. W najgorszym razie może on posłużyć za lustro dla własnych problemów Europy. Istnieje realna „europejska” przyszłość dla Europy Środkowej. Problem polega wyłącznie na tym, że ścieżka, która do niej prowadzi staje się coraz węższa i bardziej stroma, w jej ramach zaś coraz mniej ludzi jest w stanie zaproponować wiarygodne rozwiązania. Tak czy inaczej, spojrzenie na historię ostatnich dwóch dekad może być tu dobrym punktem wyjścia.
Michal Kořan – jest wicedyrektorem Instytutu Spraw Międzynarodowych i adiunktem na Uniwersytecie Masaryka w Brnie.
fot. VGEORGES GOBET / AFP / EAST NEWS