Wydawane przez mieszczące się w Krakowie Międzynarodowe Centrum Kultury czasopismo „Herito. Dziedzictwo. Kultura. Współczesność” deklaruje szczególne zainteresowanie trzema dziedzinami wymienionymi w podtytule w kontekście Środkowej Europy. W najnowszym numerze poświęconym zagadnieniu pamięci da się wyraźnie odczuć dążenie do połączenia tradycji z nowoczesnością, słabiej kontekst Środkowej Europy. Autorzy tekstów zawartych w temacie numeru traktują o zagadnieniach tak klasycznych dla polskiej kultury jak pojęcie narodu (porządkujący wykład czeskiego filozofa Miroslava Hrocha), niepodległości (tekst profesora Zdzisława Najdera zapowiadający redagowaną przez niego książkę „Węzły pamięci Polski niepodległej”), Kresów (szkic historycznoliteracki profesora Roberta Traby) czy wreszcie samej historii (Aleksander Lipatow). Czynią to w sposób relatywnie nowy, ale pośród humanistów też już w zasadzie klasyczny – inspirując się kategorią „miejsc pamięci” Pierre’a Nory.
Skoro już w programie pisma pada deklaracja o zainteresowaniu Europą Środkową, aż prosi się o dopełnienie na przykład historycznoliterackiej analizy Kresów o odczytania nowsze, wynikające z rezygnacji z jednej, „zwycięskiej” perspektywy, na rzecz wielu mniejszych, nieuprzywilejowanych punktów widzenia. Słowem – brakuje w tym numerze realizacji zapowiedzianego we wstępie twórczego napięcia pomiędzy historią a pamięcią. Nie znajdziemy w tekstach obiecanych pytań o to, do jakich konfliktów prowadzi przyznanie równej wartości dyskursowi zwycięzców i subwersywnych narracji jednostek, które pamiętają zdarzenia inaczej, niż opisała je historia. W konflikcie, którego zarys przedstawia redaktor naczelny „Herito”, pismo staje bardziej po stronie historii niż pamięci, wypowiada się z perspektywy raczej ogólnej niż tej ulokowanej na uboczu, pograniczu, skąd przemiany kulturowe obserwują dziś badacze mogący urozmaicić dyskusję o tożsamości Polaków. Bo też kwestię Polaków tożsamości można by umieścić w podtytule jako czwartego – mało ostatnio modnego, ale wciąż obecnego – bohatera „Herito”. By było to pytanie o tożsamość Środkowej Europy, potrzebne byłyby w tym numerze głosy dochodzące z nieco innych rejonów.
Tekstem, który najpełniej realizuje założenia tego numeru, jest szkic o twórczości Mojżesza Worobiejczyka, „zapomnianej karcie historii”. Wojciech Wilczyk w imieniu fotografa zepchniętego przez historię (i tę powszechną, i zależną od niej historię sztuki) w niszę „portrecisty Żydów” domaga się przyznania należnego mu miejsca wśród artystów poszukujących, przekraczających zastane granice estetyki w fotografii. Bo choć historia zapomniała, on pamięta.
(MMal)
INSTYTUT IDEI
Premierowe wydanie „Instytutu Idei” (wrzesień 2012), nowego kwartalnika wydawanego przez Instytut Obywatelski, jest najlepszym dowodem na to, że widmo Europy Środkowej powraca z nową siłą. Za cel pisma redaktorzy stawiają poszukiwanie nowoczesnej formuły filozofii politycznej, bardziej adekwatnej do współczesnej rzeczywistości oraz praktyki politycznej. Choć twierdzą, że będą próbować na nowo zdefiniować pojęcie Europy Środkowej – co ma stanowić praktyczny wyraz idei – to faktycznie z prób tych wyłania się raczej kolaż definicji aniżeli spójny projekt. Najnowsza definicja, podchwycona przez Jarosława Makowskiego, związana jest z podziałem na pogrążone w kryzysie kraje południa oraz kraje „północy”, czyli Europy Środkowej. Stanowi ona kres podziału na Wschód i Zachód Europy. Eksploatuje ją Ivan Krastev, zdaniem którego Europa Środkowa może się dzisiaj stać wzorem dla południa, które korzystać powinno z doświadczeń środkowoeuropejskiej transformacji. Nowe linie podziału wyznaczają nowe wyzwania, a właściwe pytanie brzmi, czy z dzisiejszej Grecji da się zrobić Bułgarię.
Nowe wyzwania nie znoszą dziedzictwa doświadczeń historycznych, co pokazuje Aleksander Kaczorowski. Jego zdaniem mówienie o Grupie Wyszehradzkiej jako o „właściwej” Europie Środkowej to „niebezpieczny anachronizm” będący rezultatem skutecznej polityki i działań dyplomacji. Przypomina szeroką definicję Oskara Haleckiego, że Europa Środkowa to przestrzeń między europejskim, łacińskim Zachodem, a bizantyjskim Wschodem, a także inne definicje pochodzące z różnych okresów historycznych i obejmujące różne obszary geograficzne oraz warstwy kulturowe, mające sens raczej pragmatyczny niż stricte poznawczy. Na pewno Grupę Wyszehradzką należałoby uzupełnić: z jednej strony o Litwę, Łotwę i Estonię, z drugiej – ze względu na dziedzictwo Monarchii Habsburskiej i komunizmu – o Ukrainę i Białoruś, o część Bałkanów oraz Bułgarię i Rumunię. W takim ujęciu Europa środkowa to najbardziej różnorodna część kontynentu europejskiego, pod względem kulturowym, językowym, religijnym i etnicznym. Za jej „istotę” można wówczas uznać bycie pomiędzy imperiami: niemieckim, rosyjskim oraz osmańskim. To jedno wielkie pogranicze obejmujące obszar między Berlinem, Moskwą, a Stambułem, zamieszkiwany przez niemal dwadzieścia narodów. Ale czy to przybliża nas do praktycznej re-definicji Europy Środkowej.
(MM)
NEW EASTERN EUROPE
Niepewność, która towarzyszy regionalnemu układowi sił politycznych popycha analityków ku niezwykłym definicjom naszego zakątka Europy. W ten sposób „Nowa Europa Wschodnia” – kwartalnik stworzony kilka lat temu przez zespół Andrzeja Brzezieckiego – stara się rewidować polskie wyobrażenia o przestrzeni politycznej, społecznej, a może przede wszystkim kulturowej, z której Polska w popłochu wyrwała się blisko 20 lat temu.
Ucieczka z Europy Wschodniej wydaje się projektem zrealizowanym skutecznie. Każdy w Polsce uzna za nieco obraźliwe stwierdzenie, że należymy do Wschodu. Szkoda. Stwierdzenia, takie jak Donalda Rumsfelda, że jesteśmy Nową Europą w opozycji do Europy Starej zawsze mile łechtały ego niezbyt pewnych siebie ludzi. Tytuł „NEW” umiejętnie igra z naszą namiętnością, by oddzielić się mentalnie od tych zza Buga. Jakież byłoby więc zdziwienie czytających wyłącznie po polsku, gdyby wzięli do ręki anglojęzyczną mutację „NEW”, a w niej wraz z nieco inną redakcją i wykonawczym redaktorem naczelnym Adamem Reichardtem znaleźli teksty, które przywołują typowo anglosaskie odwołanie geopolityczne. Do „New Eastern Europe” zaliczają się już bowiem wszystkie kraje, które były za żelazną kurtyną. Może z wyjątkiem NRD.
W piątym numerze redakcja skupia się na wątku, który z wielu przyczyn jest decydującym czynnikiem porządkującym geopolitykę regionu. Nowe zasady gry w energetyce re-definiują znaczenie geograficznych podziałów. Choć w otwierającym tekście o nowych strategiach na rynku ropy uwaga skupia się niemal wyłącznie na perspektywach dla Rosji, między akapitami można znaleźć odwołania do przestrzeni, dla której owe zmiany będą najbardziej istotne, czyli państw Grupy Wyszehradzkiej i Białorusi. Konsekwentnie redaktorzy „NEE” wracają zza papierowej kurtyny Schengen, by niektóre z analiz i tekstów poświęcić np. celom polskiej dyplomacji w Ukrainie i Białorusi, recenzji autobiograficznej książki Madeleine Albright, albo rozmowie ze słowackim pisarzem i byłym politykiem Jozefem Banášem.
„NEE” nie stara się co prawda zredefinować przestrzeni, którą opisuje nadając jej nową nazwę. Może to i dobrze. Choć poza reporterskim relacjami niewiele jeszcze oferuje w sensie propozycji ideowych to praca tej redakcji jest niezwykle cenna by przywrócić pamięć o terytorium bez silnych mentalnych podziałów w jakie wtłaczają nas czasem poszukiwania nowych definicji Europy Środowej.
(WP)
Comments are closed.