Komedia gospodarcza
Skąd wziął się kryzys finansowy? Ekonomiści prześcigają się w wyjaśnieniach, w których dominuje ton „a nie mówiłem?”. Elfriede Jelinek mogłaby do nich dołączyć – Kupieckie kontrakty napisała w kwietniu 2008 roku, parę miesięcy przed ogłoszeniem […]
Skąd wziął się kryzys finansowy? Ekonomiści prześcigają się w wyjaśnieniach, w których dominuje ton „a nie mówiłem?”. Elfriede Jelinek mogłaby do nich dołączyć – Kupieckie kontrakty napisała w kwietniu 2008 roku, parę miesięcy przed ogłoszeniem upadłości przez bank Lehman Brothers. Ona jednak woli mieszać w głowach niż dawać proste recepty.
Tekst Jelinek jest zapowiedzią reakcji na pierwszą falę kryzysu z jej naczelnym hasłem „To nie nasz kryzys” – oskarżonym jest tu świat finansjery, operacji i decyzji dokonywanych na wysokim szczeblu. I na wysokim poziomie abstrakcji dla przeciętnego obywatela, gdyż to z jego perspektywy pisany jest tekst. Jelinek nie udaje znawczyni teorii ekonomicznych i nie prezentuje spójnego wykładu, lecz bierze na warsztat obiegowy język używany do opisu funkcjonowania mechanizmów finansowych, zasad działania rynku, inwestowania i udzielania kredytów. Fragmenty z nastawionych na sensację gazet wydają się być przemieszane z fragmentami solidniejszych analiz, tekstów reklamowych i strzępów codziennych rozmów.
Do tego Jelinek bawi się tymi utartymi zwrotami i nieznacznie przesuwając znaczenia stara się dotrzeć do podstaw mechanizmów naszego myślenia. By przytoczyć próbki zabiegów Jelinek w „niewiernym” – jak przyznają sami autorzy przekładu, Mateusz Borowski i Małgorzata Sugiera – lecz oddającym intencje autorki przekładzie: „Nasza wartość wynosi zero, nasza wartość nie jest nasza, oddaliśmy naszą wartość i nic za to nie dostali, nie dostaliśmy życia wiecznego, straciliśmy wartość i papiery wartościowe, nasze papiery nie są nic warte, i nasza wartość nie ma żadnej wartości, co to ja chciałem powiedzieć […]. Został nam nocnik w ręku […]. Zostało nam gówno w pudełku”, „Kto ma oczy z korka, ten dokłada z worka, my jednak wiemy, do kogo można mieć zaufanie, i wejdziemy do grona wygranych, prawda?, nie, nieprawda!, przecież już nawet banki nie kupują od innych banków, kupują coraz mniej od innych banków, my jednak wciąż kupujemy, nijak nie możemy na tym stracić”).
Publiczność spektaklu Pawła Miśkiewicza zostaje podzielona na grupy, każda z nich prowadzona jest przez ubraną w garnitur postać (Anna Gorajska, Natalia Kalita, Anna Kłos-Kleszczewska), która w przestrzeni foyer zachęca do powtarzania wyświetlanego tekstu stanowiącego pean na cześć idei europejskiej wspólnoty. Dopiero później widzowie zostają wprowadzeni do Sali im. Mikołajskiej, wykorzystywanej zwykle jako sala konferencyjna. Już od progu wita ich usadzona pod ścianą wielka kukła eleganckiego bankowca. Wszyscy zasiadają na krzesłach ustawionych w półkolu przed masywnym drewnianym stołem. Zaaranżowaną sytuację walnego zebrania drobnych udziałowców rozbija jej ostentacyjna teatralność – obecność lamp i reflektorów, ubranych w męskie garnitury aktorek przechadzających się wśród publiczności i wpatrujących się w nią niepokojąco.