Kampania wyborcza musi się odbyć

Od tygodnia otacza nas rzeczywistość nowa i nieznana, nagłówki gazet głoszą, że „nic nie będzie już takie jak przedtem”, a „10.04 odmienił naszą perspektywę patrzenia na świat”. Przeczucie wielkiej zmiany, nowego otwarcia unosi się w […]


Od tygodnia otacza nas rzeczywistość nowa i nieznana, nagłówki gazet głoszą, że „nic nie będzie już takie jak przedtem”, a „10.04 odmienił naszą perspektywę patrzenia na świat”. Przeczucie wielkiej zmiany, nowego otwarcia unosi się w powietrzu. Na pewno rodzaj odnowy, przemiany może mieć pozytywny wpływ na życie społeczne, jednostkowe. Czy jednak całkowite zawieszenie dotychczasowych reguł życia publicznego nie przyniesie odwrotnego skutku?

Niepokój wywołują we mnie propozycje rezygnacji z tradycyjnego sposobu wyboru prezydenta. W mediach czytamy, że „ ze względu na zaistniałą sytuację partie powinny dogadać się co do dwóch osób wywodzących się spoza świata polityki i pomiędzy nimi Polacy mogliby wybierać”. Tego typu apele w moim przekonaniu mogą mieć szkodliwe skutki dla demokratycznego wymiaru naszego życia publicznego.

Moja obawa nie dotyczy ani podstawowych konstytucyjnych procedur przejęcia funkcji Prezydenta przez Marszałka Sejmu, ani tymczasowego pełnienia obowiązków dowódców wojskowych przez ich zastępców. Mechanizmy wynikające bezpośrednio z przepisów ustaw zostały zastosowane i państwo jako instytucja prawna zachowuje ciągłość. Nie mamy poczucia destabilizacji i nie niepokoimy się o losy kraju. Wręcz przeciwnie, większość jest przekonana, że w tej sytuacji należy podjąć nadzwyczajne kroki i w szybkim tempie podjąć decyzje o znaczeniu państwowym. Bez „niepotrzebnych” w tej sytuacji dyskusji, polemik, alternatywnych rozwiązań.

Konstytucja głosi jednak, że Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawnym. Stosowanie reguł prawa pozytywnego nie wystarczy zatem do urzeczywistnienia tej normy. Potrzebny jest jeszcze komponent demokratyczny w postaci wyborców, głosu opinii publicznej, niezależnych ekspertów. Krótko mówiąc – potrzebna jest publiczna debata. Również ta trudna, bo tocząca się tuż po tragicznej śmierci wielu urzędników państwowych, dotycząca ich następców, formuły sprawowania urzędu, oceny ich dorobku na danym stanowisku.

Pewien niepokój wywołują we mnie propozycje rezygnacji z tradycyjnego sposobu wyboru prezydenta, poprzedzonego kampanią wyborczą i prezentacją kandydatów. W mediach czytamy, że „ ze względu na zaistniałą sytuację partie powinny dogadać się co do dwóch osób wywodzących się spoza świata polityki i pomiędzy nimi Polacy mogliby wybierać”; „W obliczu tragedii ostatnich dni nie wolno dopuścić do przeprowadzenia kampanii wyborczej, która mogłaby stać się polem walki o pamięć o zmarłych”. Tego typu apele wpisują się w atmosferę zawieszenia reguł codzienności, ale w moim przekonaniu mogą mieć szkodliwe skutki dla demokratycznego wymiaru naszego życia publicznego.

Kampania prezydencka będzie trudna, ale musi się odbyć, bo jest nieodłącznym elementem porządku demokratycznego. Tak samo potrzebna jest publiczna dyskusja na temat obsadzenia stanowisk Rzecznika Praw Obywatelskich, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, prezesa Narodowego Banku Polskiego. Postulatem większości mediów i osób publicznych jest prowadzenie tej dyskusji „taktownie”. Jest to postulat ze wszech miar słuszny – powinniśmy prowadzić wszelkie społeczne debaty w sposób elegancki, merytoryczny i nie dążący na siłę do poniżenia oponenta. Obawiam się jednak, że w tym wypadku „taktowność” dyskusji może oznaczać coś zupełnie innego: rezygnację z jej przeprowadzenia.

Ważne pytania o zmianę konstytucji i formuły sprawowania urzędu prezydenta, która miałaby przybliżać nasz ustrój do systemu kanclerskiego, zapewne nie pojawią się w tej kampanii. A przecież relacja między premierem i prezydentem w ostatnich czterech latach była doskonałym przykładem, jak bardzo funkcjonowanie naszego ustroju zależy od personalnych przetasowań na scenie politycznej. Model kohabitacji gwarantuje niewątpliwie największy , w porównaniu z innymi systemami, pluralizm w życiu publicznym, gdyż zapobiega skoncentrowaniu władzy w jednym ośrodku. Ale czy nasza demokracja dojrzała do istnienia modelu półprezydenckiego? Lata 2007 – 2009 pokazały, jak wiele niepotrzebnych potyczek słownych, odwlekanie decyzji ze względów politycznych generuje rozdzielenie władzy między dwa ośrodki – prezydencki i rządowy. Nawet Trybunał Konstytucyjny, ostateczna instancja w kwestiach ustrojowych, nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, który z nich ma prowadzić Polską politykę wobec UE. Jeżeli Lech Kaczyński i Donald Tusk nie byli w stanie ułożyć swoich stosunków bez szkody dla płynności podejmowania politycznych decyzji, to dlaczego mamy wierzyć, że inni politycy będą zdolni to zrobić? Chętnie wysłuchałabym opinii konstytucjonalistów i byłych premierów na ten temat. Wyjaśnienie tego dylematu ma kolosalne znaczenie dla naszych preferencji w wyborach prezydenckich. Przekonanie o tym, że krytyka prezydentury Lecha Kaczyńskiego byłaby teraz nie na miejscu, może uniemożliwić świadomy wybór nowego prezydenta w czerwcu.

Rzecznik obywatelski

Z tych samych powodów nie odbędzie się prawdopodobnie dyskusja o roli Rzecznika Praw Obywatelskich i o wyzwaniach, jakie stoją przed następcą dra Janusza Kochanowskiego. Były Rzecznik w chwili wyboru na ten urząd budził wiele kontrowersji jako osoba jednoznacznie związana ze środowiskiem PiS. Tym razem należy uniknąć wyboru osoby silnie kojarzonej z określoną opcją polityczną. Ombudsman jest szczególną instytucją, powołaną do obrony praw każdego obywatela, jeżeli tylko zostaną one naruszone. Obywatele muszą mieć w związku z tym pewność, że ich rzecznik będzie reprezentantem wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych czy preferencji seksualnych. Wybór nowego RPO musi się dokonać w sposób pozapartyjny, gdyż tylko taka osoba będzie cieszyć się należnym szacunkiem w społeczeństwie. Oczywiście każdy wykształcony i przygotowany do pełnienia ważnej służby publicznej człowiek ma swój światopogląd i nie możemy zakładać, że nie będzie on wpływał na podejmowanie przez niego decyzji. Z tego powodu uważam, że Rzecznik Praw Obywatelskich powinien w kwestiach społecznych i kulturowych reprezentować liberalne poglądy. Dr Kochanowski był niewątpliwie skutecznym obrońcą praw osób wykluczonych ze względów ekonomicznych i socjalnych, o czym świadczą liczne nagrody przyznane mu za walkę w imieniu osób niepełnosprawnych, pacjentów, ubogich. Nie można jednak zapominać o mniejszościach etnicznych, seksualnych, kulturowych, które też wymagają wsparcia i ochrony przed często arbitralnymi i niesprawiedliwymi decyzjami państwa. Potrzebny nam rzecznik otwarty na ich kontrowersyjne niekiedy postulaty, być może rzecznik nieobiektywny, ale stojący zawsze po stronie słabszych jednostek walczących o swoje prawa, także mniejszości seksualnych, kobiet, którym odmawia się zagwarantowanego im ustawowo prawa do aborcji etc. Nowy rzecznik powinien również kontynuować godne podziwu starania o popularyzację wiedzy o prawach człowieka i wolnościach obywatelskich, które rozpoczął były RPO.

Taktowny brak debaty

Mam nadzieję, że nie tylko wybór Rzecznika Praw Obywatelskich, ale także prezesa Instytutu Pamięci Narodowej nie będzie miał charakteru politycznego. Nie posądzam polityków PO o umyślne wykorzystywanie sytuacji do obsadzenia stanowisk „swoimi ludźmi”. To byłoby nieuczciwe i z pewnością nieprawdziwe stwierdzenie. Twierdzę jednak, że nasze „taktowne” omijanie tematu wyboru kluczowych osób w państwie może rodzić takie skutki. Paraliż publicznej dyskusji wynikający z szacunku wobec tragicznie zmarłych może doprowadzić do podejmowania ważnych dla państwa decyzji bez uwzględnienia zdania opinii publicznej. Taktownie milczeć powinniśmy podczas pogrzebu, ale niech „takt” nie zatamuje naszej publicznej debaty.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa