Jakość zamiast efektywności
Dylemat jakości i efektywności wymiaru sprawiedliwości jest dylematem całego świata. Wciąż poszukujemy złotego środka, który pozwoli na to, aby, z jednej strony, wydawane wyroki były sprawiedliwe, z drugiej zaś, by oczekiwanie na wymierzenie sprawiedliwości nie […]
Dylemat jakości i efektywności wymiaru sprawiedliwości jest dylematem całego świata. Wciąż poszukujemy złotego środka, który pozwoli na to, aby, z jednej strony, wydawane wyroki były sprawiedliwe, z drugiej zaś, by oczekiwanie na wymierzenie sprawiedliwości nie było nadmiernie długie.
Na wstępie muszę podkreślić, że sprowadzanie oceny wymiaru sprawiedliwości wyłącznie do jego efektywności w żadnym razie nie może być zaakceptowane. Sądy to nie fabryki, w których ilość nakładów (finansowych, rzeczowych, a przede wszystkim ludzkich) może się przekładać wprost na osiągane wyniki liczone przy użyciu wskaźników takich jak ilość załatwionych spraw, opanowanie wpływu, czy średni koszt osądzenia jednej sprawy. Wymiar sprawiedliwości musi być przede wszystkim sprawiedliwy, a sprawiedliwość wymaga czasu. Większość osób stających przed sądem oczekuje, że sędzia pochyli się nad jego sprawą, rozważy dokładnie wszystkie za i przeciw, a dopiero potem, po namyśle, wyda sprawiedliwy wyrok.
Pozory niewydolności
Wymiar sprawiedliwości w Polsce wcale nie jest tak niewydolny, jak mogłoby wynikać z krytycznych głosów pojawiających się w mediach. Analiza statystyk publikowanych na stronach Ministerstwa Sprawiedliwości pokazuje, że pomimo wciąż rosnącej liczby spraw trafiających do sądów, opanowują one wpływ, jak też stale zmniejszają istniejącą zaległość. Negatywne oceny wymiaru sprawiedliwości dokonywane są przede wszystkim przez pryzmat najbardziej głośnych procesów, zwłaszcza w sprawach karnych, które często trwają po kilka lat, po drodze wciąż trafiając do ponownego rozpoznania.
W sumie więc jednostkowe przypadki, z uwagi na swój ciężar gatunkowy przyczyniają się do utrwalania przekonania, że polskie sądy w odróżnieniu od tych działających w innych krajach są wolne, niewydolne i wydają niesprawiedliwe wyroki.
Nie ulega wątpliwości, że polskie sądownictwo boryka się z problemami, które wywierają wpływ na jakość i tempo prowadzonych postępowań. Nadmiernie rozbudowana kognicja czy zbyt sformalizowane procedury to najważniejsze bolączki polskich sądów, o których mówi się od lat, a których do tej pory nie zdołano skutecznie usunąć. Do tego dochodzą istotne problemy kadrowe dotyczące zwłaszcza niezwykle istotnej kadry pomocniczej sędziów, które przejawiają się wakatami na stanowiskach asystentów czy też brakiem odpowiednio przygotowanych sekretarzy sądowych.
Poprawie jakości i efektywności sądownictwa nie sprzyja brak stabilizacji na stanowisku Ministra Sprawiedliwości. Po 1989 roku urząd ten piastowało już 20 osób, z których w zasadzie każda próbowała realizować koncepcję odmienną od poprzednika, co prowadzi do tego, że wymiar sprawiedliwości jest w stanie niemal ciągłych sprzecznych reform. Taka sytuacja zdecydowanie nie sprzyja nie tylko ocenie słuszności już wprowadzonych rozwiązań, ale również wypracowywaniu dobrych praktyk niezwykle istotnych w wymierzaniu sprawiedliwości. Stanowczo trzeba podkreślić, iż w Polsce brakuje przede wszystkim spójnej konsekwentnie wdrażanej koncepcji tego, jak powinien funkcjonować wymiar sprawiedliwości.