Ironia i żal
To nie troska o frankowiczów czy o pracowników korporacji z Domaniewskiej jest tematem artykułu Patryka Wiśniewskiego. Przemawia przez niego irytacja problemami, których nie rozumie.
Polemika z artykułem Patryka Wiśniewskiego Kurs palenia opon dla inteligentów
Zaskakujące jest posługiwanie się przez autora nazwą „inteligencja” dla określenia grupy społecznej żyjącej w wielkim współczesnym polskim mieście, symbolicznie zamarkowanym słowem „Warszawa”. Patryk Wiśniewski dwukrotnie podkreśla, że członkowie tej grupy nie rozumieją postulatów górników ani rolników, czyli warstw z natury gorzej wykształconych.
Tymczasem historycznie istniejącą polską inteligencję wyróżniała właśnie chęć zrozumienia tych grup społecznych, które są słabsze, niewykształcone, niewysłuchane przez rządzących. Jej siłą była odwaga zabierania głosu w imieniu tych, którzy sami nie mogli lub nie potrafili się wypowiedzieć. To właśnie inteligencja proponowała rozwiązania problemów i bynajmniej nie odcinała się egoistycznie od reszty społeczeństwa, a stanowiła dla niego drogowskaz.
Jednocześnie autor wymiennie używa słów „inteligent” i „mieszczuch”, co jest głębokim nieporozumieniem (zwłaszcza w kontekście wykorzystania zgrubienia właściwego słowa). To właśnie mieszczuch, filister, czyta gazety (czy internet) bez zrozumienia, jest zainteresowany tym, by nikt mu nie przeszkadzał w spokojnym zarabianiu – przykładem dawnego rozumienia tego pojęcia niech będzie wiersz Tuwima Straszni mieszczanie.
Autor dokonuje zestawienia, które ma udowodnić, że każda grupa społeczna ma swoje problemy. Bardzo łatwo przychodzi porównać sytuację i stres górników w obliczu restrukturyzacji kopalń ze zbliżającym się deadlinem w korporacji. Pojawia się sugestia, że to od kultury danej warstwy zależy, w jaki sposób każda z nich sobie poradzi z kłopotem – tym samym dzisiejszego „inteligenta” charakteryzuje estetyzm radzenia sobie z problemami.
Zirytowany mieszkaniec miasta nie wyjdzie na ulicę i nie będzie palił opon. Pozostaje mu dawanie wyrazu swojemu kulturalnemu zdenerwowaniu w Internecie, dołączając do wydarzenia opisanego w artykule Patryka Wiśniewskiego. W ten sposób ustawia się ponad opisanymi wydarzeniami i ucieka od rzeczywistości.
Grupom przedstawionym jako roszczeniowe autor ze spokojem podaje troski mieszkańca Warszawy – ten nie denerwuje się, mimo że metro nie jeździ, wartość franka rośnie, a Most Łazienkowski jest zamknięty. Jednocześnie grupę protestujących przedstawia się jako jednolitą masę z banalnymi postulatami, a grupę „miastowych” jako indywidualne zapracowane osoby. Wydźwięk jest prosty: „Czy ty, górniku, nie mógłbyś zaakceptować swojej sytuacji? Przecież ostatecznie jest w porządku”. Do takiego wniosku prowadzi jedno ze zdań, w którym autor wprost twierdzi, że protesty nawet na przedmieściach Warszawy są dla mieszkańców miasta „solą w oku”.
Wydaje się, że artykuł Patryka Wiśniewskiego wpisuje się w szerszy kontekst zachowań „młodych, wykształconych, z wielkich ośrodków” wobec reszty Polski. Duże miasta, a zwłaszcza Warszawa, wysysają młode talenty, pozostawiając inne regiony bez możliwości zmian i rozwoju. Dane mówią same za siebie: produkt brutto stolicy wynosi 120 tys. zł per capita, a w najbiedniejszych regionach Polski wartość ta spada do 25 tys. zł. To oznacza zupełnie inne konsekwencje nierozwiązania problemów, z jakimi zmaga się każda przedstawiona tu grupa społeczna. Uginanie się rządu pod naciskiem protestów górniczych, o co ma żal do państwa autor, warto również rozpatrywać w perspektywie nadchodzących wyborów, jednak to temat na osobny tekst.
Można przypomnieć, że protesty frankowiczów z Warszawy odbyły się – jakiś czas temu przed Pałacem Prezydenckim protestowała garstka postawionych w tej sytuacji. Nasuwające się pytanie po tekście Patryka Wiśniewskiego brzmi: dlaczego wśród nich nie było młodych wykształconych? Wydaje się, że właśnie ta rozproszona grupa wpadła w pułapkę swoich poglądów – choć jest źle, ironiczne podejście nie pozwala im tego przyznać wprost. Zbiór osób deklarujących uczestnictwo w wydarzeniu w Internecie jest zbiorem indywidualistów, niezdolnych do podjęcia akcji w zbiorowym, własnym przecież, interesie.