In vitro i rola kościoła w państwie

Czy Kościół może się wypowiadać na temat in vitro? Może! Czy może grozić ekskomuniką parlamentarzystom, którzy zagłosują za ustawą legalizującą in vitro? Jak najbardziej! O co chodzi zatem publicystom i działaczom krytykującym Kościół za te […]


Czy Kościół może się wypowiadać na temat in vitro? Może! Czy może grozić ekskomuniką parlamentarzystom, którzy zagłosują za ustawą legalizującą in vitro? Jak najbardziej! O co chodzi zatem publicystom i działaczom krytykującym Kościół za te wystąpienia – trudno dociec. Zwłaszcza, że strzelają oni do własnej bramki.

Kościół, jak każda organizacja, ma prawo ustalać swoje wewnętrzne zasady i regulacje, jak długo nie kolidują one z miejscowym prawem (a z tym ostatnim w przypadku Kościoła Katolickiego bywa różnie). Państwo w prawo kanoniczne się nie wtrąca – i dobrze. Kościół ma tez prawo wedle swej woli wyrzucać – ekskomunikować – członków ze swoich szeregów. Nie rozumiem dlaczego tych praw miałby być pozbawiony i dlaczego publicyści i politycy tak oburzają się na ich wykonywanie. A przecież tym, czego potrzeba naszemu krajowi i stosunkom państwo – Kościół, jest właśnie traktowanie Kościoła jako jeszcze jednej zwyczajnej organizacji, która ma prawo się wypowiadać, lobbować, przekonywać. Nie ma jednak prawa do nadzwyczajnego traktowania, tak poprzez przywileje (takie jak choćby Komisja Majątkowa, Konkordat etc.), jak i nadmierny ostracyzm, przejawiający się ingerencją w to, co Kościół powiedzieć może, czy kogo może wykluczyć ze swoich szeregów.

Siła Kościoła w Polsce polega bowiem na tym właśnie, że elity zajmują się nim w tak szerokim zakresie. Legitymizacją takiego podejścia ma być fakt, że podobno 95% Polaków to katolicy. Szkoda, że ta cyfra nie jest możliwa do zweryfikowania, obserwując jednak liczbę ludzi w kościołach wydaje się być drastycznie zawyżona. Poglądy Polaków na antykoncepcję, rozwody, seks wyraźnie pokazują, że przynależność do Kościoła jest kwestią stricte nominalną. Próby wskazywania przez księży, na kogo glosować, też zwykle nie okazują się zbyt skuteczne. Polski katolicyzm to w znacznej części tradycja niepogłębiona elementami teologicznymi czy etycznymi. Aby się o tym przekonać, wystarczy przeprowadzić prosta ankietę wśród rodziny i znajomych, z jednym tylko pytaniem: „Ile ksiąg Biblii przeczytał Pan/Pani w życiu?”. Masowe poparcie na pewno nie może być legitymizacją specjalnego traktowania Kościoła – choćby dlatego, że poparcia tego po prostu nie ma.

Zatem zagadnienie: dlaczego elity tak się Kościoła obawiają i poświęcają mu tak wiele uwagi, pozostaje zagadką. Kościół zaś, co naturalne, z takiego stanu rzeczy korzysta. Wygląda na to, że wykorzystywanie swojej pozycji może go wiele kosztować. Korupcyjny skandal Komisji Majątkowej, jawne popieranie jednej opcji politycznej – wszystko to staje się dla znacznej części społeczeństwa nie do przyjęcia, co skutkuje podnoszącej się fali antyklerykalizmu. Zjawisko to, coraz powszechniejsze, nawet wśród katolików, ma potencjał wprowadzenie pewnego poziomu normalności do stosunków państwo – Kościół i to nie bynajmniej poprzez spełnienie swoich postulatów. Te idą często nazbyt daleko. Odbieranie Kościołowi prawa głosu i wpływu na swych członków, czy też wykluczanie biskupów z obchodów uroczystości państwowych mogą tu być przykładami. To, że Kościół w chwili obecnej praw państwa liberalnego nie szanuje, nie znaczy jeszcze, że z tych praw należy go wykluczać – szczególnie, że wykluczenie takie daje Kościołowi specjalny mandat – w tym przypadku prześladowanego męczennika. Hierarchii kościelnej taki status bardzo odpowiada.

Jednak odważne, często nawet „przedobrzone”, postulaty będą być może w stanie wytłumaczyć elitom to, co duża część, także ta katolicka, społeczeństwa już rozumie. Krytykowanie hierarchii kościelnej i jej decyzji nie jest równoznaczne z krytyką boga, wiary i religii. Słowo biskupa nie jest słowem bożym i można się z nim nie zgadzać bez obawy o wieczne potępienie. Hierarchia kościelna straciła nimb moralnej wyższości, kiedy okazało się, że jej systemowe grzechy są widoczne jak na dłoni. Przyczyniała się do tego już wspomniana Komisja Majątkowa czy doniesienia o tuszowaniu afer pedofilskich przez wszystkie szczeble duchowieństwa, z papieżem włącznie. Osoby jawnie niemoralne szybko tracą mandat do wyznaczania standardów przyzwoitości.

To, czego nam potrzeba, to uświadomienie sobie przez polityków i publicystów, że Kościół nie ma tak dużego poparcia ani mocy sprawczej, jak im się wydaje. Dalsze podkopywanie własnego autorytetu poprzez np. grożenie ekskomuniką za czynności, które grzechem nie są nawet z punktu widzenia Kościoła (bo nawet jeśli wykonywanie in vitro grzechem jest, to głosowanie za ustawą, która na in vitro zezwala, już nie – inaczej parlamentarzyści wszystkich krajów Europy powinni być już dawno ekskomunikowani), tylko ten proces przyspieszy. Do czasu jednak, aż elity dojrzeją, by uznać Kościół za jeszcze jedną organizację, wpływową, ale nieróżniącą się od innych, będziemy mogli dalej oglądać niekończące się tańce z figurami tych, którzy Kościoła się boją, z tymi, którzy Kościół chcą wykluczyć z życia społecznego. Jedni i drudzy przy tym jednomyślnie nadają Kościołowi szczególny status, a w końcu o nic innego nie chodzi hierarchom.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa