Idealizm kontra kapitalizm

Próbując podsumować debatę o chaosie wizualnym przestrzeni miejskiej, która odbyła się 21 grudnia w klubokawiarni Chłodna 25, pod hasłem: "Czy Warszawa będzie miastem wielkiego formatu?", zastanawiam się, na ile jeszcze starczy nam ideałów, by nie […]


Próbując podsumować debatę o chaosie wizualnym przestrzeni miejskiej, która odbyła się 21 grudnia w klubokawiarni Chłodna 25, pod hasłem: „Czy Warszawa będzie miastem wielkiego formatu?”, zastanawiam się, na ile jeszcze starczy nam ideałów, by nie stać się po prostu chłodno kalkulującymi zyski i straty komentatorami rzeczywistości.

Prowadzący i uczestnicy debaty "Czy Warszawa będzie miastem wielkiego formatu?". Od lewej: Aleksandra Stępień, Xawery Stańczyk, Jacek Prześluga, Elżbieta Dymna, Paweł Tyszkiewicz, Karol Trammer, Joanna Erbel, Grzegorz Piątek. Fot. Marcin Kulikowski

Zaczynamy od sprzeciwu…

Streszczanie wszystkich celów i oczekiwań, jakie mieliśmy, organizując publiczną dyskusję i angażując się w problematykę obecności reklam w przestrzeni miejskiej, byłoby niepotrzebnym powtarzaniem się. Większość z nich została już wcześniej ujęta w opisie wydarzenia. Wydaje mi się jednak, że warto byłoby doprecyzować nasz punkt widzenia w tych kwestiach, które nie zostały właściwie odczytane przez zaproszonych gości.

Nie da się ukryć, że punktem wyjścia dla pewnego scenariusza rozmów podczas debaty miała być sprawa Dworca Centralnego i wielkoformatowych reklam zakrywających jego przeszkloną elewację. Niedawno odnowiony oraz odpowiednio oświetlony, nieoczekiwanie zaczął stawać się przyjazny, nawet dla niektórych jego dotychczasowych przeciwników. Kiedy już zaczęto nieśmiało powracać do nazywania Centralnego wizytówką stolicy, nagle – zaskoczenie. Co prawda obiekt został wyremontowany za pieniądze kolei, ale jego wykorzystywanie okazuje się tak kosztowne, że inicjatywa spółki Dworzec Polski nie jest jednorazowym wydatkiem, a zaciągnięciem kredytu, który spłacać będziemy my, użytkownicy miejskiej przestrzeni. Wybrano bowiem najradykalniejsze z możliwych rozwiązań, szczelnie opakowując budynek wielkimi płachtami, informującymi o zimowej kolekcji jednej z najbardziej popularnych marek odzieżowych w Polsce.

Mimo iż ówczesny prezes spółki Jacek Prześluga nazwał zdarzenie „incydentem”, które będzie miało miejsce dwa razy w roku, waga tej decyzji miała nam posłużyć do skonstruowania ogólnych wniosków dotyczących odpowiedzialności mieszkańców za swoje najbliższe otoczenie i za miasto jako takie. Bez oddolnej, społecznej presji, ciężko nawoływać do zmian w prawie, które uzasadniane byłyby wspólnym dobrem. Nie różnilibyśmy się wówczas od zarządców danych obiektów czy domów mediowych, „uszczęśliwiających” ludzi na siłę specyficznie rozumianym estetyzmem i komercjalizacją.

W naszym wyobrażeniu Warszawa, stolica wielkiego formatu, powinna zostać pozbawiona nie tylko gigantycznych siatek, odbierających budynkom ich tektonikę, ale też inwazji wolnostojących billboardów, dowolności w umieszczaniu szyldów i bannerów reklamowych czy wreszcie wypaczonego mitu wielkomiejskości, kiedy z jednej strony zabudowa dzielnic centralnych dynamicznie wystrzela w górę, ale z drugiej odnawianie sąsiadującej z wieżowcami mieszkaniówki polega na pokryciu elewacji styropianem i pomalowanie jej na przedziwny, niepasujący do otoczenia kolor. Ta uwaga wydaje mi się ważna wobec zarzutów niektórych z dyskutantów o zawężenie pola dyskusji, tak jakby hasło „wielki format” nie było w tym wypadku ciekawą grą słów.

Nie chcieliśmy więc skupić się jedynie na piętnowaniu opakowanego oblicza Dworca Centralnego, ale poszukać metody skutecznego działania, zmierzyć z potencjalnymi przeszkodami – lukami w prawie i niezrozumieniem społecznym. Cóż jednak, jeśli nie wszystkie pytania zdążyły paść, a na te, które padły, nie zawsze udało się uzyskać odpowiedź – tym samym nie każdy wątek został wyczerpany. Goście skupili się na problemie H&M-owskich płacht i wydaje się, że w tym należy upatrywać mocnego zantagonizowania dyskusji, stającej się spektaklem zarzutów, na które Jacek Prześluga bardzo płynnie odpowiadał. Przecież tak wyeksponowana reklama nie będzie wisieć stale; przecież polskie dworce (wobec braku wprowadzenia opłaty dworcowej) potrzebują stałego, wysokiego zastrzyku pieniędzy, które znikąd się przecież nie biorą; przecież też wolałbym nie musieć korzystać z potencjału wielkiego formatu; przecież kwestia wizualności dworca również i mi leży na sercu – uporządkujemy ją tak, by mieszkańcy Warszawy nie musieli się wstydzić jego wnętrza. Idealizm kontra kapitalizm, 0:1? Pytanie to pozostawiam na razie otwarte, choć zdominowanie debaty przez stronę „kolejową” było bardzo silnie zauważalne.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa