Humanistyka podstawą edukacji
Kryzys edukacji humanistycznej, którego jesteśmy świadkami, prowadzi do zaburzenia podstawowych struktur socjalizacji, na których opiera się społeczeństwo obywatelskie. Idealny wytwór forsowanej przez kolejne reformy edukacyjnej utopii okazuje się być maszyną bezbronną w zetknięciu z realiami […]
Kryzys edukacji humanistycznej, którego jesteśmy świadkami, prowadzi do zaburzenia podstawowych struktur socjalizacji, na których opiera się społeczeństwo obywatelskie. Idealny wytwór forsowanej przez kolejne reformy edukacyjnej utopii okazuje się być maszyną bezbronną w zetknięciu z realiami współczesnego świata.
Bezbronny inżynier idealny
Wysokie bezrobocie wśród młodych absolwentów wyższych uczelni, zapowiadane zwolnienia nauczycieli, domaganie się zniesienia karty nauczyciela oraz zmiany programowe związane z nauczaniem historii sprawiają, że o edukacji jest ostatnio głośno. Dla słabo zorientowanego dyskusja o kształceniu sprowadza się do patriotycznych głodówek oraz utyskiwań profesury na system masowo produkujący bezrobotnych. Jeżeli chodzi o uczących historii, to ich sytuacja przypomina grecką tragedię. Kontynuacja protestu grozi głodową śmiercią. Natomiast jego przerwanie to powrót do głodowych pensji. Wyjątek stanowią nauczyciele, którzy opanowali trudną sztukę życia z samego patriotyzmu. Z kolei publicznie zabierająca głos społeczność akademicka albo jedynie narzeka i przyznaje się do winy (co właściwie zwalnia ją z wszelkiej odpowiedzialności oraz reformatorskiej aktywności), albo proponuje zmiany w kształceniu prowadzące do zdobycia tak zwanych konkretnych umiejętności, konkretnych narzędzi.
Powoli redukuje to edukację szkolną i naukowe życie akademickie do kierunków przyrodniczych oraz technicznych. Absolwent miałby być człowiekiem posiadającym pożądane na rynku pracy umiejętności, na przykład inżynieryjne albo lekarskie. Inaczej (i dość dosadnie) mówiąc, ma być maszyną szybko, skutecznie zdobywającą miejsce pracy. Wątek patriotyczny nie jest z tego typu myślenia zupełnie wyeliminowany, bowiem najlepiej, aby były student publicznej uczelni zdobył zajęcie w Ojczyźnie. Wtedy polscy podatnicy nie stracą zainwestowanych w niego pieniędzy. Przy czym podobnie jak patriotyzm historyków kształcenie skoncentrowane na umiejętnościach zawieszone jest w jakiejś społeczno-politycznej próżni. Właściwie chodzi w nim jedynie o dwie rzeczy: o zdobywanie punktów i o zawód.
Jeżeli z kształcenia podstawowego, ponadpodstawowego i wyższego wyeliminujemy humanistykę, jeżeli nie zwrócimy większej uwagi na społeczny prestiż nauczycieli (również tych pracujących w przedszkolach, podstawówkach, gimnazjach i liceach) związany z odpowiednim wynagrodzeniem, to cel proponowanych zmian, czyli skuteczne poszukiwanie pracy, nie zostanie osiągnięty. Telos edukacji nie jest bowiem stworzenie czystego inżyniera, idealnego ślusarza albo doskonałego powstańca-patrioty. Takie idealne twory nie wiedzą, czym jest proces poszukiwania zajęcia, czym owocna komunikacja międzyludzka, ani jakie emocje przeżywa ktoś oczekujący ostatecznej odpowiedzi w sprawie zatrudnienia. Doskonały chemik jest bezbronny na rynku pracy, a ślepo zakochany w Ojczyźnie idealny patriota to dziś ktoś zupełnie zbędny, ponieważ nigdy nie weźmie pod uwagę wszystkich niuansów związanych ze sztuką dyplomacji.
Punkty wyznacznikiem edukacyjnego sukcesu
Warto wobec tego przypomnieć, że wszelkie nauczanie (przynajmniej w Europie) ma humanistyczne podstawy, które ukazują polityczny wymiar edukacji. Cóż to oznacza? Spróbujmy wytłumaczyć to nieco szczegółowiej, posługując się przykładem nauczania integracyjnego. Dodajmy, że przez edukację integracyjną jako podstawę dla wszelkiej ludzkiej wiedzy rozumiemy również socjalizację oraz najszerzej pojętą humanistkę. Niemieccy filozofowie taki fundament wszelkiej wiedzy określają słowem Bildung, którego znaczenie najlepiej oddaje polskie “kształcenie”.
Rozwój człowieka powinien być epigenetyczny. Zakłada się, że każdy musi przejść przez te same etapy, bez możliwości ich przeskoczenia, ominięcia, połączenia. Rozwój osoby jest również indywidualny, a decyduje o nim potencjał poznawczo/percepcyjny jednostki oraz najbliższe środowisko społeczne i kulturowe. Paliwem rozwoju są zawsze emocje oraz ich znajomości i określona umiejętność “zarządzania” nimi. Mniej więcej od 1945 roku każdy obywatel w ustalonym wieku metrykalnym rozpoczyna „karierę” szkolną. Nauka szkolna to zarówno przywilej (prawo) jak i obowiązek dziecka. Dzięki niej społeczeństwo jest „wyposażone” w umiejętność czytania, pisania i liczenia.
Przypomnijmy, że obecnie sześć lat nauki w szkole podstawowej kończy test kompetencji dwunastolatka, badający umiejętności: czytania, pisania, rozumienia, korzystania z informacji oraz wykorzystywania wiedzy w praktyce. Nabywanie wiedzy i jej sprawdzanie w systemie szkolnym odbywa się przede wszystkim poprzez lekturę książek i testy. Po podstawówce wyposażeni w punkty (za oceny, sprawowanie i testy) uczniowie rozpoczynają poszerzanie horyzontów na poziomie gimnazjalnym. Jeszcze przez kilka lat młodzi ludzie objęci są obowiązkiem szkolnym, a do uzyskania pełnoletniości obowiązkiem nauki. Na końcu tej drogi mamy mieć młodych dorosłych, posiadających odpowiednie umiejętności i odpowiednią ilość punktów, świadomie biorących udział w życiu publicznym (w tym również umiejętnie poszukujących zatrudnienia). Coraz częściej zdarza się, że ci nowo narodzeni obywatele decydują się na naukę w szkołach wyższych. Wiąże się to głównie z kontynuowaniem zdobywania punktów. Trwa to jak wiemy od 3 do 5 lat. Najzdolniejsi decydują się na studia doktoranckie, które również ogranicza się do kolekcjonowania punktów. Punkty dotyczą także doktorów starających się o habilitacje w różnych dziedzinach, a nawet profesorów nadzwyczajnych. Dla wielu walka o ich odpowiednią ilość skończy się wraz z ustaniem wszelkich czynności życiowych.