Grobowa cisza i nowy dialog z Kościołem

Podczas żałoby narodowej Kościołowi udało się przyjąć rolę „pogotowia pocieszenia i nadziei”, bez względu na światopogląd ofiar i ich polityczną orientację. Kościół nadał swojej instytucjonalnej twarzy ludzki rys współczucia, dyskrecji i złagodził ukazywaną w tych […]


Podczas żałoby narodowej Kościołowi udało się przyjąć rolę „pogotowia pocieszenia i nadziei”, bez względu na światopogląd ofiar i ich polityczną orientację. Kościół nadał swojej instytucjonalnej twarzy ludzki rys współczucia, dyskrecji i złagodził ukazywaną w tych chwilach perspektywę eschatologiczną. Dojrzałość Kościoła, a szczególnie decyzja kardynała Dziwisza, przysłoniła niepoprawną dyplomatycznie nieobecność kardynała Sodano, co pokazało, że polski Kościół jest autonomiczny. Smoleńsk odsłonił również stan polskiego ekumenizmu – wszak podczas uroczystości wspólnie modlili się chrześcijanie różnych wyznań. Wieloletnia praca nad dialogiem międzywyznaniowym nie poszła na marne. Warto się zastanowić, co może zmienić się po Smoleńsku w relacjach społeczeństwa i Kościoła?

Podstawowym tematem publicznych dyskusji jest teraz przyszłość polskiego dialogu z Rosjanami, który, poza małymi wyjątkami, przez ostatnie dwadzieścia lat był nieobecny. Wydaje się, że Kościół jest jedyną instytucją, która może przekazać tę ideę na poziomie masowym, w poszczególnych parafiach – tylko wtedy pojednanie może stać się autentycznym poczuciem społecznym. Kościół ma doświadczenie w podobnych sprawach, pomocnym narzędziem mogłoby być sformułowanie listu do rosyjskich chrześcijan, podobnego do tego, który polski episkopat wystosował kiedyś do biskupów niemieckich. Obecna sytuacja między narodami jest łatwiejsza – wszak tamten list powstawał w znacznie trudniejszych warunkach, gdy nikomu nie śniło się o pojednaniu, a po stronie niemieckiej uznanie polskich ziem zachodnich nie było powszechnie akceptowane. Ostatnie tygodnie przyniosły bardzo korzystne warunki do przepracowania żałobnych emocji w konkretne działania poprawiające istniejące relacje. Zagrożeniem dla aktu pojednania może być oczekiwanie ostatecznych aktów ekspiacyjnych. Trudno je uzyskać po upływie takiego czasu, co pokazuje chociażby przykład Austrii, która do dziś zmaga się z uznaniem swojej winy i uświadomieniem swojego udziału w II wojnie światowej. Bezinteresowne wyciągnięcie ręki do Niemców, a szczególnie słowa „prosimy o przebaczenie” były wówczas ryzykownym kredytem zaciągniętym na poczet dialogu, gestem na początku niezrozumiałym i odrzuconym, który w perspektywie czterdziestu lat okazał się jednak milowym krokiem w relacjach polsko-niemieckich. Kościół wpisuje się w tę logikę pojednania. Pomysł abp. Życińskiego, by zaopiekować się grobami poległych żołnierzy radzickich, jest pierwszym krokiem na tej drodze. Episkopat ma szansę pójść dalej i dokonać historycznego gestu wyznaczającego bezprecedensowy proces zrozumienia, pojednania oraz zwykłego, ludzkiego zainteresowania się sobą nawzajem. Choć Jan Paweł II nigdy Rosji nie odwiedził, to taki gest byłby wypełnieniem jego woli, zarówno teologicznej, jak i politycznej, spełnieniem potrzeby autentycznego pojednania i wzajemnego szacunku.

Smoleńsk może również otworzyć Kościół na dialog ze współczesną kulturą. „Pogotowie nadziei” pokazało Kościołowi, że posiada po temu predyspozycje. W tej wytworzonej tragedią wspólnocie jest coś – jakkolwiek dalekie to skojarzenie – z atmosfery lat osiemdziesiątych, gdy Kościół stał się domem dla różnie myślących i przestrzenią wzajemnych inspiracji. Kościół może powrócić do niedokończonej próby znalezienia konsensusu z liberalizmem, która w latach 90 zakończyła się na akcie „gospodarka”. Jak daleką drogę przeszliśmy od tego czasu, pokazuje historia (nieco anachronicznie wyglądających dziś już) debat o tym, czy wolny rynek jest sprzeczny z nauką Kościoła. Dobrym przykładem jest recepcja myśli Józefa Tischnera, który w latach dziewięćdziesiątych nie cieszył się poparciem Kościoła, a nawet, jako liberał i przyjaciel wrogiej gazety, był od niego izolowany. Dziś za Tischnera odprawia się msze żałobne, a jego samego traktuje się jako klasyka polskiej myśli chrześcijańskiej. Lekcja liberalizmu była trudna; uczyła nie tylko innego spojrzenia na debatę publiczną, ale także jej etykiety, sposobu odnoszenia się do inaczej myślących; udowodniła, że coś może się zmienić. Obecnie Kościół ma szansę przepracować doświadczenie Smoleńska i zmienić wizerunek oblężonej twierdzy, gdzie „winni są inni”; otworzyć się na dialog z kulturą. Teraz dopuszcza się w Kościele jej statyczne formy: koncert, dekorację wnętrz, pomnik, ewentualnie nowoczesną architekturę (ale i tutaj można mieć wątpliwości, patrząc choćby na losy konkursu na Świątynię Opatrzności Bożej). Obecnie kultura nie oznacza dla Kościoła ścierania się, krytyki czy eksperymentu, co przecież wpisane jest w akt twórczy, a niegdyś miało w nim swoje miejsce. Nowatorskie języki i programy łączące teologię z etyką i estetyką są w nim dziś nieobecne. Kościół może przekonać się, że kultura krytyczna może być różnorodna i niekoniecznie musi nosić szyld Krytyki Politycznej, która wyklucza go z debaty i traktuje jak wroga. Krytyka może oznaczać także spory o sacrum, debatę nad podstawowymi wartościami (choćby w działalności charytatywnej, czy uwrażliwianiu na człowieczeństwo), czy trudnego dialogu międzywyznaniowego. W konsekwencji Kościół nie przyjmuje do wiadomości, że świat się zmienił, że nie można już prowadzić dialogu bez uznania demokratycznej równości wielu języków.

W obliczu katastrofy w Smoleńsku ponownie zostało postawione fundamentalne pytanie dla każdego z nas: pytanie o sen śmierci. Pustkę i poczucie bezradności wobec odchodzenia jest w stanie oswoić w jakimś stopniu ceremonia pogrzebowa, skierowanie oczu i uszu na innych, a nie tylko na siebie samego; uzmysłowienie sobie, że inni także mogą mieć coś ważnego do powiedzenia. Kościół nie tylko koi ból po stracie najbliższych, ale przede wszystkim pozwala na tworzenie wspólnoty, która będzie potrafiła nie tylko wysłuchiwać gotowych odpowiedzi, lecz także dyskutować o sprawach ważnych społecznie i egzystencjalnie. Tyczy się to również jego samego. Śmierć, która rozdziela, może przy dobrej woli pogrążonych w bólu wytworzyć dialogiczną przestrzeń uważnego wsłuchiwania się w siebie nawzajem, ze spokojem i zrozumieniem, bez wykluczania i bez domykania nawiasu.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa