Granice wolności artystycznej
Poszukiwanie granicy wolności artystycznej zawsze jest żmudnym zajęciem. Ograniczenia, które nakładają na artystów zewnętrzne instytucje, nakładają się na pewną autocenzurę samego twórcy wynikającą z ostracyzmu środowiska artystycznego czy też indywidualnej potrzeby wewnętrznej. Przyglądając się kwestii […]
Poszukiwanie granicy wolności artystycznej zawsze jest żmudnym zajęciem. Ograniczenia, które nakładają na artystów zewnętrzne instytucje, nakładają się na pewną autocenzurę samego twórcy wynikającą z ostracyzmu środowiska artystycznego czy też indywidualnej potrzeby wewnętrznej. Przyglądając się kwestii granicy wolności artystycznej w Polsce, w Białorusi i w Ukrainie, można również zaobserwować ciekawe przykłady artystycznych odpowiedzi na próby ograniczenia swobody twórczej. Mając w pamięci niedawne wydarzenia związane z odbywającym się Euro, takie chociażby jak zatrzymanie grupy FEMEN czy akcje obywatelskie, o których Magdalena Góralska pisała w artykule Ogniu płoń, piłka w grze , warto powrócić do sytuacji sprzed roku i zastanowić się, w którym punkcie jesteśmy obecnie.
Publikujemy zapis sesji „Gdzie kończy się dziś granica wolności artystycznej?”odbywającej się w ramach konferencji Partnerstwa Wolnego Słowa, która toczyła się od 7 do 9 października 2011 roku w Kijowie. W dyskusji udział wzięli: Marek Wasilewski (Polska, „Czas Kultury”), Kateryna Botanova (Ukraina, „Korydor”), Artur Celiński („Res Publica Nowa”), Tatiana Artimovich (Białoruś, reżyserka teatralna, krytyk, pisarka), Marek Łuszczyna (Polska, „Bluszcz”), Katarzyna Kwiatkowska (Polska, „Res Publica Nowa”), Alexander Sycz (Ukraina, „Historyczna Panorama”), Jura Sidun (Białoruś, Generation.by), Aleksander Dobroyer (Polska, „Kultura Enter”), Lidzja Mihajewa (Białoruś) oraz osoby z sali.
Marek Wasilewski – Granicy wolności artystycznej nie ma i nie powinno być, co jest moim osobistym przekonaniem i zarazem marzeniem. Postaramy się jednak zakreślić realne, czasem nie do końca oczywiste obszary występowania owych granic. Myśląc o granicach, często podajemy przykład prowokacji artystycznej, a także wspominamy o styku artystów i Kościoła, jako że najgłośniejsze są przypadki obrażania wrażliwości religijnej przez dzieła sztuki. Jednak do tego tematu chciałbym odnieść się na końcu. Zacznę tymczasem od niezwykle cynicznej opinii, którą wygłosił polski eurodeputowany Platformy Obywatelskiej z Poznania, Filip Kaczmarek: „Artysta jest niezależny tylko wtedy, kiedy sam finansuje swoje prace”.
Ten cytat należy odczytywać w kontekście prawa artystów do zajmowania głosu w sprawach publicznych, do bycia obywatelami, którzy wypowiadają się na tematy, które dotyczą wszystkich. Wypowiedź ta wiąże się z działalnością słynnego poznańskiego Teatru Ósmego Dnia , który powstał jako niezależny teatr polityczny jeszcze w latach siedemdziesiątych. Obecnie instytucja ta oprócz działalności teatralnej prowadzi spotkania i debaty. Z przyczyn formalnych jest finansowana przez urząd miasta, wobec czego nakładają się dwa porządki: instytucji finansowanej ze środków samorządowych i działalności artystycznej. Jest to teatr, który istniał na długo zanim powstała idea władz samorządowych, i być może będzie istniał jeszcze długo po tym, jak ta idea upadnie albo się zmieni. To, że jest instytucją miejską, jest pewnym epizodem w jego życiu.
W pewnym momencie aktorzy napisali list otwarty do Gazety, w którym sprzeciwili się nagonce na jednego z polskich polityków, czyli zabrali głos w kwestii politycznej. Spotkało się to z reakcją wiceprezydenta miasta, który zażądał od dyrektor Ewy Wójciak, żeby teatr nie mieszał się do polityki. W ślad za tym pojawił się list podpisany przez wszystkich dyrektorów miejskich instytucji, w którym dyrektorzy wyrazili poparcie dla władz miejskich i zadeklarowali, że sztuka powinna być apolityczna. Z jednej strony mamy więc taką typową dla czasów komunistycznych lojalkę, do której zainicjowania nikt się nie przyznaje, z drugiej strony opinię eurodeputowanego Kaczmarka, z której wynika, że mecenas, który finansuje artystę, może wywierać wpływ na zakres wypowiedzi artysty, a przynajmniej uzurpować sobie takie prawo.
Pytanie, czy za pieniądze podatnika można finansować taką a taką wypowiedź artystyczną, która nie wszystkim podatnikom może się podobać, pojawiło się w okresie słynnych wojen kulturowych w Stanach Zjednoczonych w latach 60. i 70. Innymi przykładami miękkich, pośrednich zależności, które ograniczają wolność wypowiedzi artystycznej, są dwa przypadki poznańskiego artysty Rafała Jakubowicza. Kilka lat temu w Galerii Miejskiej w Poznaniu ocenzurowano i zdjęto jego pracę Arbeitsdisziplin, nawiązującą do podpoznańskiej fabryki Volkswagena (video). Instalacja pokazywała ogrodzoną drutem kolczastym fabrykę z wieżyczką strażniczą, na której umieszczono wykonany charakterystyczną czcionką napis, co wywołało jednoznaczne skojarzenie.
Decyzję o zdjęciu pracy argumentowano stwierdzeniem, że Volkswagen był największym pracodawcą w mieście; to nieprawda. W rzeczywistości najwięcej osób zatrudnia Uniwersytet Adama Mickiewicza. Dyrektor galerii bał się kłopotów, które mogłyby go spotkać, gdyby ta praca pojawiła się w obiegu publicznym. Nakaz zdjęcia pracy był absolutnie przeciwskuteczny. Następnego dnia zdjęcie pojawiło się na pierwszej stronie lokalnej Gazety Wyborczej i dotarło do kilkudziesięciu tysięcy ludzi, którzy po prostu nie poszliby na tę wystawę. Współcześnie, nawet jeśli nakłada się granice wolności wypowiedzi, sama wypowiedź może być hybrydą i przekraczać te granice. Po publikacji forma i kontekst tej wypowiedzi były inne, ale to, co w niej najważniejsze, nabrało jeszcze większego rozpędu.
Ten sam artysta napotkał też ciekawą granicę instytucjonalną wewnątrz świata artystycznego. W Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie miał zaprezentować pozornie niekontrowersyjną, mogącą być uznaną za nudną pracę. Jakubowicz postanowił odnieść się do legendy i tradycji słynnej warszawskiej Galerii Foksal i w przestrzeni Zamku Ujazdowskiego odtworzyć w powiększonym, wyolbrzymionym wymiarze jeden z segregatorów, w których w Galerii Foksal trzyma się dokumentację artystów. Jakubowicza interesował aspekt dokumentowania, czyli poniekąd kontrolowania artystów przez instytucje. Zaprotestowała wówczas nawet nie do końca sama Galeria Foksal, bo pomysł skonsultował z nią dyrektor CSW. Ostatecznie zasłonięto się prawami autorskimi do projektu segregatora, który był jakoby zaprojektowany przez Krzysztofa Wodiczko, a ten miał nie wyrazić zgody na używanie swojego projektu.
Pojawiła się szalenie ciekawa granica, którą świat artystyczny sam sobie wyznacza. Okazało się, że granice nie są tylko zewnętrzne wobec artystów, ale że dochodzą do tego pewne mechanizmy autocenzury, autokontroli. Kuratorzy także narzucają artystom to, o czym powinni oni mówić, czego nie powinni mówić, w jaki sposób ta wypowiedz powinna być formułowana.