Gotowi na kpinę?

Za niecały miesiąc Komisja Europejska opublikuje nowy dokument dotyczący przyszłości Wspólnej Polityki Rolnej (Common Agricultural Policy, CAP). Większość dziennikarzy, niczym posłuszni stenografiści, opisze go jako część procesu reformy, chociaż nie ma on z reformami nic […]


Za niecały miesiąc Komisja Europejska opublikuje nowy dokument dotyczący przyszłości Wspólnej Polityki Rolnej (Common Agricultural Policy, CAP). Większość dziennikarzy, niczym posłuszni stenografiści, opisze go jako część procesu reformy, chociaż nie ma on z reformami nic wspólnego. Zamiast zaproponować autentyczną zmianę, komisja przedstawi kilka kosmetycznych poprawek do tego niesprawiedliwego i niemożliwego do utrzymania systemu, pozostawiając go w istocie nienaruszonym.

Skąd to wiem? Do internetu wyciekła wersja robocza dokumentu i każdy, kto ma na to ochotę, może go przeczytać. Ja przestudiowałem go bardzo dokładnie, a teraz bardzo potrzebuję, żeby ktoś mnie przytulił.

Na żadnej z jego dwunastu żałosnych stron nie ma ani słowa o tym, w jak bardzo bezprawny sposób produkuje się jedzenie, które kupujemy w supermarketach. W zeszłym tygodniu Tracy Worcester, działaczka ekologiczna, była w Brukseli na pokazie swojego filmu Pig Business (Świński interes). Jej praca pokazuje rozpad tradycyjnego rolnictwa w Polsce lepiej niż tysiąc artykułów w naukowych czasopismach. W roku 1999 chciwy amerykański koncern z branży mięsnej, Smithfield, przejął sieć należących do państwa polskiego rzeźni. Od tamtej pory małe gospodarstwa, które kiedyś stanowiły integralną część polskiego życia, bankrutują. Ich miejsce zajmują gigantyczne fabryki świń, w których znęcanie się nad zwierzętami i produkcja toksycznych zanieczyszczeń są normą. Jerzy Buzek, ówczesny premier (obecnie przewodniczący Parlamentu Europejskiego) umożliwił ten podbój, zgadzając się na zamknięcie setek małych rzeźni po to, aby zagraniczni goście nie musieli z nimi konkurować. Smithfield usprawiedliwia cierpienie, które sprowadził na wiejskie społeczności, jednym obrzydliwym zdaniem: „To naturalny postęp”.

Nowy dokument Komisji mógł równie dobrze powstać w głównej siedzibie Smithfielda w Virginii. CAP, jak można w nim przeczytać, musi dalej wspierać „większą konkurencyjność”. Chyba nawet George Orwell nie wymyśliłby czegoś równie orwellowskiego. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem egezukytywy UE, drobnych posiadaczy ziemskich dalej będą miażdżyć firmy, z którymi nie mają szans konkurować. W imię konkurencji.

W dokumencie nie ma ani słowa o odpowiedzialności, jaką CAP ponosi za dramatyczny spadek poziomu zatrudnienia na europejskiej wsi. Niezależnie od tego, kto akurat urzęduje w Pałacu Elizejskim, rząd francuski od dawna stanowi największą przeszkodzę w reformie CAP. Mimo to część francuskiej siły roboczej zatrudnianej w przemyśle rolnym spadła z 30% w roku 1945 do 3% dzisiaj. Nowsi członkowie UE spotkali się z równie katastofalnymi spadkami; na Węgrzech procent populacji pracujący na farmach był dwa razy wyższy w roku 1988 niż w 2008.

Trzeba przyznać, że Komisja wydaje się uchylać kapelusza ruchom proekologicznym, mówiąc, że chce zmierzyć się z problemami środowiska naturalnego. Nie ma jednak żadnego powodu, żeby wierzyć, że rzeczywiście przeanalizowała potężną ilość badań wpływu intensywnej produkcji żywności na środowisko.

Dwa lata temu Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) opublikowała wyniki badań, z których wynikało, że bydło jest odpowiedzialne za 18% globalnej emisji gazów cieplarnianych. Nowa książka Simona Fairliego, Mięso: niegroźna ekstrawagancja (Meat: A Benign Extravagance) kwestionuje metodologię FAO i sugeruje, że prawdziwy wynik jest bliższy 10%, jednak nawet mimo tego klimatolodzy nie mają żadnych istotnych wątpliwości co do wpływu agrobiznesu na globalne ocieplenie. Żarty o krowach ze wzdęciem, które zagrażają przyszłości planety, wypuszczając do atmosfery łatwopalny metan, mogą bawić najwyżej uczniaków. Nie ma nic zabawnego w problemach z tym związanych.

Na próżno szukałem w publikacji Komisji jakichokolwiek pomysłów na zmniejszenie udziału mięsa w europejskim rolnictwie. Nie oczekiwałem, że urzędnicy UE będą rozpływać się nad zaletami wegetarianizmu (sam jestem wegetarianinem od 20 lat), miałem jednak nadzieję, że uda im się dojrzeć coś poza stekami, które pochłaniają w swoich subsydiowanych stołówkach. Czemu nie mogliby wyznaczyć prawnie wiążącego celu, według którego w roku 2020 co najmniej 20% europejskiego jedzenia byłoby produkowane organicznie?

Ci sami urzędnicy zdają się też nie mieć żadnego poczucia winy za to, jak europejski agrobiznes przyczynia się do rozprzestrzeniania się biedy i głodu w innych rejonach świata. Zamiast pozwolić biednym krajom wykarmić swoich mieszkańców, europejscy władcy wołowiny i królowie kurczaków oczekują od nich, że będą sadzić soję dla ich bydła i drobiu na swoim kontynencie. Doprowadziło to nie tylko do obniżenia podaży krajowej żywności w podatnych społecznościach Ameryki Łacińskiej, ale też przyspieszyło proces wycinania lasów. W ostatnich latach na potrzeby plantacji soi każdego dnia wycinano około 500 hektarów paragwajskich lasów; wśród głównych importerów tej paszy znajdują się Niemcy, Włochy i Holandia.

Jednocześnie wąskie definicje pozwalają urzędnikom UE przechwalać się tym, jak świetnie wypełniają swoje zobowiązanie zniesienia subsydiów eksportowych, które krzywdzą rolników z biednych krajów. Prawda jest taka, że UE wciąż zwala na biednych. W samej Ghanie tania włoska pasta pomidorowa doprowadziła do bankructwa wielu lokalnych firm przetwórczych.

Każdego roku CAP pożera ponad 55 miliardów euro, czyli 40% rocznego budżetu UE. Dokument Komisji stwierdza, że wypłaty z tego funduszu muszą być bardziej zrozumiałe dla podatników. Dzięki odrobinie przejrzystości, którą wprowadzono do wydatkowania tych środków w ostatnich latach, efekty CAP nie są już dla normalnych ludzi tajemnicą. Rzeczywistości nie rozumieją tylko mandaryni miernoty, którzy tą polityką zarządzają.

_Przełożył Szymon Ozimek

Tekst ukazał się w wcześniej w 907 wydaniu New Europe.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa