GLAESER: Miasta dla czterdziestoletnich rodziców

Tożsamości miasta nie można wypracować metodą „kopiuj, wklej”. Należy uważnie patrzeć na swoją historię i budować tożsamość lokalną na tym, co w niej istotnego


Z Edwardem Glaeserem rozmawia Dominika Misterka


Interesują Cię kwestie miejskie i tematyka miejskiej tożsamości? Już 13 października rusza tegoroczna edycja Łódź Design Festival poświęcona m.in. właśnie tym tematom. Bądźcie z nami! www.lodzdesign.com

ldf16_1200X1800_cl_mpk4

Miasta napędzał niegdyś wielki przemysł, który znajduje się dzisiaj w defensywie. Coraz częściej pojawiają się jednak opinie, że potrzebujemy reindrustralizacji, aby dać im szansę na stabilny rozwój.

Reindustralizacja nie jest tym, czego szukamy. Chociażby dlatego, że masowa produkcja jest zbyt terenochłonna i wywiera negatywny wpływ na środowisko. Sądzę, że w dalszym czeka nas dalsze odchodzenie od przemysłu na rzecz usług miejskich. Usługi i technologie oparte na wiedzy oraz wymianie informacji wydają się być znacznie ważniejsze. To one umożliwiają łączenie się ludzi, nawiązywanie kontaktów oraz uczenie się od siebie nawzajem.

Czy w rozwój usług można zainwestować w taki sam sposób, w jaki inwestuje się w fabryki? Co jest fundamentem dla zbudowanej wokół nich gospodarki miejskiej?

Uważam, że na pytanie to nie istnieje jednoznaczna odpowiedź. Niektórzy twierdzą, że sekretem, a może już oczywistością, jest inteligencja i dążenie do bycia „smart”. Jej podstawą nie jest jednak i nie powinna być technologa, a wzmacnianie przedsiębiorczości i umiejętności nieformalnych lokalnych społeczności. W rozwoju miejskim tego typu dużo zależy przy tym od czynników miękkich – zdolności miasta do przyciągania utalentowanych ludzi i ich obecności w danym ośrodku, wysokiego poziomu edukacji, atrakcyjności miejsca oraz siły sieci. Tylko w ten sposób miasta są w stanie wytworzyć lokalną specjalizację, która może stać się podstawą ich rozwoju.

To dobra wiadomość dla miast, które mają już te zasoby. Co z tymi, które są dopiero na początku drogi?

Trzeba konsekwentnie szukać odważnych rozwiązań. Każdy pomysł to nowa i inna szansa. Oczywiście wiele miast nie jest w stanie stworzyć czegoś oryginalnego, więc będzie próbować naśladować inne – często wręcz za pomocą bezrefleksyjnej metody “kopiuj – wklej” Warto jednak pamiętać, że lokalne specjalizacje nie rodzą się na biurkach specjalistów od pisania strategii rozwoju. Bardzo często pojawiają się one w tych miastach, w których ludziom po prostu dobrze się żyje, więc stają się dobrymi miejscami pracy. Należą do nich m.in. te ośrodki, które tak kształtują swoją przestrzeń publiczną, aby była ona przede wszystkim przyjazna ludziom, a nie samochodom. Można też przyciągnąć brakujące talenty czy zasoby za pomocą konkretnych udogodnień – chociażby administracyjnych, bo ułatwią one rozwój przedsiębiorczości. Przede wszystkim jednak należy uważne patrzeć na swoją historię i budować jej narrację na tym, co w niej istotnego i unikalnego jednocześnie. Tylko wtedy będzie ona autentyczna i „własna” – a więc odpowie na lokalne potrzeby i aspiracje.

Pana poglądy bardzo przypominają teorię Richarda Floridy, który również mówi o potrzebie inwestycji w kreatywność i ceni trzy podstawowe wartości: talent, tolerancję i technologię (3T). W czym Pana propozycja jest lepsza?

Lata temu, podczas wspólnej podróży samochodem powiedziałem Floridzie, że to nie tylko lokalne specyfiki miast, takie jak np. talent, tolerancja i technologie, przyciągają do nich ludzi. Moim zdaniem liczą się również inne umiejętności twarde. Tak czy inaczej są to rzeczy względnie podobne, a różni nas przede wszystkim opinia o tym, kto jest nośnikiem tych wartości i kto jest ważny w procesie rozwoju miasta. Florida mówił w tej teorii o trzydziestoletnich hipsterach, natomiast ja mam na myśli czterdziestoletnich rodziców.

W jaki sposób przemiany miejskich gospodarek wpłyną na ich przestrzeń i takie kwestie jak sposoby przemieszczania się?

Coraz częściej zaczynamy myśleć o miastach, które są niezależne od infrastruktury samochodowej. Nawet pomimo faktu, że wciąż powstają takie, które rozwijają się wzdłuż arterii komunikacyjnych. Trzeba jednak pamiętać, że podstawowym narzędziem komunikacji nie są rowery lub transport publiczny, lecz nogi. Optymalnym rozwiązaniem jest więc inwestowanie w, mówiąc w przenośni, połączenie nóg oraz windy, schodów uzupełnionych siecią tramwajów, autobusów lub metra. To właśnie chodzenie jest podstawową i najbardziej naturalną formą przemieszczania się ludzi. Można z niej korzystać między innymi poprzez budowanie wielokondygnacyjnych budynków – czyli zagęszczanie miast.

Z Pana wypowiedzi wynika, że miasto czeka przyszłość, w której stanie się jednym wielkim miejscem pracy. W jaki sposób urbaniści mogą wesprzeć tak sformatowane miasto?

Myśląc przede wszystkim nad rozwojem i tworzeniem dostępnego mieszkalnictwa. A następnie nad rozwiązywaniem lokalnych dysfunkcji – np. przemienianiem  monumentalnych azjatyckich megamiast na bardziej ludzkie, z zagwarantowaniem dostępu do wody, kanalizacji i czystości w Indiach, bądź dostosowywaniem skal amerykańskich metropolii takich jak Nowy Jork czy San Francisco do potrzeb ich mieszkańców i użytkowników.

Wielokrotnie chwalił Pan takie miasta jak Vancouver za to, że prowadzą mądrą i nowoczesna politykę mieszkaniową. Czy rzeczywiście polityka, która opiera się na tworzeniu kwartałów wysokich budynków w dzielnicach centralnych, jest tym, czego potrzebujemy?

Nie twierdzę, że to właśnie wysokościowe są najlepszym rozwiązaniem. Wierzę jednak w wolność. Jeżeli istnieje deweloper, który chce wybudować budynek wielokondygnacyjny i wie, że będzie na niego popyt, nic nie powinno stać mu na przeszkodzie. Nie mniej jednak, jest warunek, który musi być spełniony. Budowla ta nie może niszczyć dotychczasowej tkanki miasta. Tutaj nie chodzi to, żeby zadowolić dewelopera, lecz by dać mu narzędzia, które umożliwią mu tworzenie dostępnych przestrzeni publicznych. W ten sposób deweloperzy mogą zachęcać ludzi,  żeby przebywali w miastach.

Szkopuł w tym, że rzadko kiedy deweloper chce, żeby jego działka stała się przestrzenią dostępną dla wszystkich. Widać to dobrze np. w polskich miastach.

Należy zdecydowanie walczyć z takimi modelami rozwoju. Dzięki alternatywnym modelom w jednym kwartale może mieścić się nie tylko sam budynek, ale i przestrzeń publiczna, z której będzie chciało korzystać więcej osób, również mieszkańcy. A ci mogą przyciągać następnych ludzi. Wysokie budynki są ważne również dlatego, że tworzą odpowiednie warunki do zagęszczenia miast – a więc i gromadzenia kapitału. To sposób na walkę z rozlewaniem się ośrodków miejskich.

Mam jednak wrażenie, że mówimy o rozwiązaniach, które przede wszystkim przeznaczone są dla osób o wyższych dochodach. Gdzie ma się podziać chociażby klasa średnia?

Idealnym rozwiązaniem byłoby tworzenie takich kwartałów i budynków, w których mieszkają osoby o zróżnicowanych dochodach. Jeżeli budynek jest zaprojektowany dla klasy o nieco wyższych dochodach, to chociaż część lokali powinna być przewidziana dla osób mniej zamożnych. Zmniejsza to m.in. ryzyko gentryfikacji.

Jak to osiągnąć?

Mówimy tu o dodatkowych regulacjach w pozwoleniach na zabudowę. W ten sposób powstają pewne zasady, co do których deweloperzy muszą się dostosować, jeżeli chcą zrealizować inwestycje.

Fot. za Wikimedia Commons

Edward „Ed” Glaeseramerykański ekonomista, profesor mikroekonomii i ekonomii miejskiej na Uniwersytecie Harvarda, na którym pełni również funkcję dyrektora Taubman Center for State and Local Government (centrum działań dążących do poprawy stanowych i lokalnych stosunków międzyrządowych) oraz dyrektora Rappaport Institute for Greater Boston (ogólouczelniane centrum, którego celem jest poprawa zarządzania obszarem “Greater Boston” poprzez wzmocnienie powiązań między nauczycielami, studentami i władzami lokalnymi). Członek Manhattan Institute for Policy Reserach. Autor wielu publikacji, w tym dziesięciu książek, między innymi Triumph of the City: How Our Greatest Invention Makes Us Richer, Smarter, Greener, Healthier, and Happier (2011) oraz ponad stu artykułów w czasopismach naukowych. Redaktor współtworzący “City Journal”.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa