Futbolowa piramida Platona

Rugowanie futbolu poza nawias kultury unaocznia problemy, jakie polskie elity mają z własną tożsamością i narastającą od lat frustracją. Tymczasem piłka nożna może stać się wspaniałym sprzymierzeńcem w walce o równość płci i innych kampaniach […]


Rugowanie futbolu poza nawias kultury unaocznia problemy, jakie polskie elity mają z własną tożsamością i narastającą od lat frustracją. Tymczasem piłka nożna może stać się wspaniałym sprzymierzeńcem w walce o równość płci i innych kampaniach przeciwko dyskryminacji.

Mario Vargas Llosa. Wielki kibic reprezentacji Peru i Realu Madryt (fot. CC BY 2.0 by dadevoti)

Jakiś czas temu Kazimiera Szczuka opowiedziała w telewizyjnej pogadance Moniki Olejnik, co myśli o futbolu i o tych, którzy piłką nożną się interesują. Zarzuciła nam podobnym łapczywe korzystanie z usług prostytutek zwożonych do Polski przy okazji Euro 2012, chlanie piwska, ordynarne wywrzaskiwanie swych infantylnych sympatii i antypatii oraz wszczynanie rozrób przy byle okazji.

W zasadzie sprawę można by ostentacyjnie zmilczeć – nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni autorka Milczenia owieczek wyraziła swoje poglądy nie przebierając w słowach –  gdyby nie to, że schematy myślowe fundujące ów retoryczny wystrzał zdają się w naszym kraju dość popularne, zwłaszcza wśród intelektualnej elity. Co rusz odzywają się głosy stawiające kibica piłkarskiego w kontraście do konsumenta kultury wysokiej, gdzie niemożliwym jest, jak chcą autorzy owych krytykanckich narracji, by te dwa światy mogły się ze sobą spotkać.

Robert Gliński, reżyser i dyrektor warszawskiego Teatru Powszechnego, dołożył do tej „oczywistości” intrygujący wątek polityczny, stwierdzając na antenie TOK FM: „Czuję się trochę jakbym był w Korei Północnej. Wszyscy muszą zbiorowo iść, cieszyć się i uczestniczyć w tym. A przecież każdy ma własny świat i własne sprawy. Niektórzy chcą iść do teatru, a nie mogą. Wszyscy muszą uczestniczyć w zbiorowej euforii, bo jest Euro”. Podobne opinie na internetowych forach i społecznościowych portalach idą już w tysiące. To rugowanie futbolu poza nawias kultury jest, naszym zdaniem, niezwykle interesujące, gdyż unaocznia problemy, jakie polskie elity mają z własną tożsamością i narastającą od lat frustracją.

Wielu ludziom organizacja Euro w Polsce nie wydaje się dobrym pomysłem. Krytykuje się kosztowną budowę stadionów, podważa zasadność naszych modernizacyjnych oczekiwań, rachuje sławetne koszty alternatywne, czyli to wszystko, co można by w Polsce urządzić lub wybudować, gdyby nie nieszczęsne Euro. Ogromną irytację budzi też kwestia topniejących budżetów miejskich, których dysponenci pocięli wydatki na edukację i kulturę ostrymi jak brzytwa dyrektywami.

Wszystkie te głosy są Polsce potrzebne – tego nie podważamy – nawet jeśli nie zmienią podjętej dużo wcześniej politycznej decyzji. Rzecz jednak w tym, iż ta krytyka w wielu przypadkach ujawnia coś więcej niż tylko troskę o wspólne, wielce możliwe, że bezprzykładnie trwonione, dobro. Sprzeciw wobec organizacji Euro ma swoje poza ekonomiczne podstawy. Bierze się on często z przyjęcia dość osobliwej socjologicznej optyki. Mamy na myśli domniemany podział na nielubiącą futbolu wyrafinowaną mniejszość i zgraję prostaków, którzy przez 90 minut durnowato wlepiają pijane ślepia w turlającą się po trawniku piłkę. W tym ujęciu ważna jest także charakterystyka genderowa. Pierwsza grupa jest oczywiście przepięknie heterogeniczna, bo składa się tak z mężczyzn, jak i kobiet, w pełni świadomych barbarzyńskiej esencji futbolu. Druga grupa to czysto męski motłoch, któremu aktywność układu nerwowego służy jedynie do skutecznego namierzania sklepu zdobnego neonem „24h”.   

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa