Fikcja

Kolejne bankructwo jest nieuchronne. Najprawdopodobniej będzie ono miało miejsce około 40 lat po ostatnim, czyli w ciągu plus minus dekady. Niewiele o nim wiadomo, poza tym, że będzie trudne dla wszystkich. Zastanawialiście się Państwo, dlaczego […]


Kolejne bankructwo jest nieuchronne. Najprawdopodobniej będzie ono miało miejsce około 40 lat po ostatnim, czyli w ciągu plus minus dekady. Niewiele o nim wiadomo, poza tym, że będzie trudne dla wszystkich.

CC BY 2.0 by tolworthy

Zastanawialiście się Państwo, dlaczego składka na ZUS jest nazywana „składką” a nie „podatkiem”? W sumie jakaż to różnica? Podobno „składka” oznacza, że dostaniemy coś w zamian – wyższą emeryturę. Ale czy znaczy to, że za podatki nie dostajemy nic? Mam wrażenie, że potencjalnie dostajemy nawet więcej, bo dostajemy usługi publiczne. Odkładanie na emeryturę to horyzont 40 lat. Jak wskazuje nasza niespełna 100-letnia historia od czasu odzyskania niepodległości, mniej więcej tyle, ile wynosi odstęp pomiędzy kolejnymi bankructwami naszego państwa. Wszystko wskazuje na to, że niechlubną statystykę uda się utrzymać, zaś emeryci jako najwięksi wierzyciele zostaną zapewne poszkodowani najbardziej.

A może powód takiego nazewnictwa jest zupełnie inny? Nasza średnia krajowa to 3 686 PLN, ale prawdziwe jej koszty to 4 450, zaś do kieszeni dostajemy jedynie 2 634. Zatem faktyczne obciążenie podatkowe to przeszło 40% i dość trudno byłoby wytłumaczyć obywatelom, dlaczego tak dużo ciężko wypracowanych pieniędzy muszą oddać państwu. By odsunąć od siebie niewygodne pytania, dużo łatwiej rozbić opodatkowanie na różne składki, fundusze czy też obciążenia po stronie pracodawcy – jakby miało znaczenie, jak w księgowości zapisuje się wydatki. Wystarczająco wiele cyfr zniechęca do analizy i protestu.

Za dowód niech wystarczy fakt, że wydatki ZUS nie zależą w żadnym stopniu od naszych dzisiejszych składek. Wszelkie braki budżet musi wyrównać  z innych podatków. Dlaczego tylko część pochodząca ze „składki” liczyć ma się nam do przyszłej emerytury, a z innych podatków nie? Może właśnie dlatego, że cały ten system jest fikcją. Istotą problemu jest to, że już dzisiaj się on nie domyka. Stąd regularne ograbianie Funduszu Rezerwy Demograficznej oraz obcięcie składek do OFE wynikające z rosnącej dotacji z budżetu. Na emerytury wydajemy około 10% PKB, co jest jednym z najwyższych wskaźników w Europie, jednocześnie będąc na tym tle społeczeństwem stosunkowo młodym. Dziś na emeryta przypadają niespełna 4 osoby w wieku produkcyjnym. Za 10 lat będzie to już mniej niż 3 osoby, za 20 lat 2 osoby, za 40 zaś będzie to prawie 1 do 1, a to wszystko przy założeniu pełnego zatrudnienia.

To dalece niepełny obraz, bo na utrzymaniu pracujących są nie tylko starsi, ale także dzieci. Jeśli spojrzymy na to z tej strony, to już dzisiaj na jednego niepracującego przypada mniej niż 2 mogących pracować. Za 10 lat to będzie 1,5 osoby, zaś za 40 lat będzie to już ułamek właściwy.

Te fakty pokazują, dlaczego kolejne bankructwo jest nieuchronne oraz dlaczego najprawdopodobniej będzie ono miało miejsce około 40 lat po ostatnim (plus minus dekada). Wiadomo, że będzie to trudne dla wszystkich. Emeryci nie dostaną obiecanych emerytur, młodzi zapewne nie zdecydują się zagłodzić staruszków i pieniądze na choćby głodowe emerytury wyasygnują, mimo, że będzie to dla nich olbrzymim obciążeniem.

Na rozwiązanie tego problemu jest już zapewne za późno, jest tylko jedna humanitarna droga zmniejszenia jego skali. Jest nim szybki rozwój gospodarczy Polski, a przede wszystkim doprowadzenie do jak największego zatrudnienia. Tylko w ten sposób będziemy w stanie doprowadzić do wypracowania wystarczającej ilości dóbr i usług do podziału miedzy pracujących i niepracujących. Nie jest to możliwe przy 12% bezrobocia, a w szczególności 25% bezrobocia wśród młodych niemających szans na budowę swoich kwalifikacji.

Ale przy 40% opodatkowania pracy nie ma się czemu dziwić. Przedsiębiorcom nie opłaca się zatrudniać, pracownikom nie opłaca się pracować. Zamiast zwalniać z podatków, zwłaszcza w przypadku osób mających problemy z
podjęciem pracy, wygląda na to, że wielu siłom zależy, by odciąć ich od ostatnich dostępnych dla nich legalnych form zatrudnienia. Rząd zapowiada obronę istniejącego poziomu kosztów pracy, ale nie brzmi to wiarygodnie, jeśli weźmiemy pod uwagę niedawne podniesienie składki rentowej czy silny napór związków zawodowych, by ZUS-em objąć wszystkie umowy cywilnoprawne. Efektem podnoszenia kosztów pracy będzie oczywiście dalszy wzrost bezrobocia w najbardziej narażonych na nie grupach i rozrost szarej strefy. No, ale skoro decyzje polityczne ostatnich dekad doprowadziły do powstania armii młodych emerytów i zdrowych rencistów oraz rosnących zastępów urzędników, to pieniądze w budżecie są bardzo potrzebne. I tak nasze tłuste lata zostały zmarnowane.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa