Fasada pokryta graffitti

Dlaczego na plakacie reklamującym szkołę językową Katiusza ma okazałą futrzaną czapę, a Katerina jaskrawo pomalowane włosy i kolczyk w nosie? Czy najbardziej charakterystyczną cechą niemieckich dziewcząt jest piercing? Otóż jeśli Katerina pracująca w jednej z […]


Dlaczego na plakacie reklamującym szkołę językową Katiusza ma okazałą futrzaną czapę, a Katerina jaskrawo pomalowane włosy i kolczyk w nosie? Czy najbardziej charakterystyczną cechą niemieckich dziewcząt jest piercing? Otóż jeśli Katerina pracująca w jednej z warszawskich szkół pochodzi z Berlina lub Hamburga, z pewnością ma też ukrytych kilka tatuaży, na stopach ukochane przetarte trampki, ubrana jest z nonszalancką niedbałością, żeby nie powiedzieć niechlujstwem, a na smyczy ciągnie za sobą psa.

Ruch squaterski ma w Niemczech długą tradycję. W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych squaty powstały w wielu miastach RFN, m.in. w Kolonii, Frankfurcie i Hamburgu. W związku z dużą ilością niezagospodarowanych, niszczejących budynków władze łatwo zgadzały się oddać je na cele socjalne czy rozrywkowe w zamian za przynajmniej częściową renowację[1]. Duża część zachodnioniemieckiego społeczeństwa charakteryzowała się w tym czasie niechęcią i niezrozumieniem wobec obcokrajowców (to zjawisko komentował w swojej twórczości Reiner Werner Fassbinder w latach siedemdziesiątych). Squaty przejęły częściowo zadanie integracji imigrantów, zapewniały im tańsze mieszkanie, skupiały mniejszości. Po upadku muru berlińskiego w dawnym Berlinie wschodnim wiele budynków opustoszało ze względu na upadek przedsiębiorstw handlowych i migracje ludności na tereny dawnych Niemiec zachodnich. Ponad sto opuszczonych pokaźnych budynków zasiedlonych zostało przez ponad tysiąc pięciuset squattersów2. Pomimo tak pokaźnej liczby ośrodków, ruch – zamiast się zintensyfikować – zaczął zmieniać kierunek i przygasać. Środowiska squaterskie na początku lat dziewięćdziesiątych nie miały już tak dużego wpływu na władzę, a wywoływane przez nie tematy nie zapełniały już nagłówków gazet.

A damn alternative place

Choć Brama Brandenburska, Wieża Grunwaldzka czy Uniwersytet Humboldta cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem zogranizowanych grup turystycznych, szanujący się lewicujący wykształciuch zwiedzając Berlin wybierze się także na spacer tropami kultury alternatywnej. Dla niewtajemniczonych, obawiających się zapuszczać kolejką zbyt daleko na egzotyczny wschód przygotowana jest wersja „light” – Künstlerhaus Tacheles. Pięciopiętrowy budynek usytuowany w centrum (Mitte), to zarazem najbardziej rozpoznawalny, popularny i jeden ze starszych squatów. Mieszkańcom Warszawy z pewnością skojarzy się z „5-10-15”, które w maju ubiegłego roku otwarło stolicy możliwość imprezowania „zupełnie jak w Tascheles w Berlinie3”. Swojsko wyglądająca klatka schodowa wymalowana jest graffiti łącznie z sufitem, jednak zamiast punkowej muzyki i chmur dymu papierosowego możemy spodziewać się raczej błysku fleszy – Tacheles odwiedza rocznie 300 – 400 tys. turystów. Mogą się oni na miejscu zaopatrzyć w artystyczne suweniry – kolaże w stylu street-art, malarstwo abstrakcyjne, ekologiczną biżuterię. Na oficjalnej stronie wymienionych jest ponad 120 nazwisk artystów związanych ze squatem. Posiadający studio płacą za nie skromny czynsz. Na miejscu funkcjonuje też kino, z pozoru niewiele różniące się od multipleksu, nie brakuje zaplecza gastronomicznego (Cafe Zapata). Czego chcieć więcej?

Legalne squaty

Tacheles jest niewątpliwie przykładem squatu dobrze adaptującego się zmieniających się warunkach. Berlin ma przecież etykietę miasta niepokornego, przełamującego żelbetonowe bariery i tworzącego w ich miejsce galerie graffiti. Prawdziwie nielegalny squating jest już w Berlinie niemożliwy, o czym przekonali się administratorzy squatu Köpi, wystawionego na aukcji i sprzedanego w 2007 roku, oraz ostatniego „prawdziwego” squatu przy Brunnenstrasse 183, ewakuowanego jesienią 2009 roku4. Dzielnice byłego Berlina wschodniego stają się coraz modniejszym i popularniejszym miejscem zamieszkania miejscowej bohemy i studentów, rosnące czynsze oraz zainteresowanie deweloperów znacznie utrudnia egzystencję tym, którzy nie weszli w legalne posiadanie zajętych budynków lub nie podpisali umów o wynajem. Zalegalizowane squaty, czyli po angielsku Project Hauses, oferują codziennie od kilku do kilkunastu wydarzeń posegregowanych tematyczne – dyskusje polityczne, feministyczne i queer, koncerty, jedzenie, kino itp.

Najsympatyczniejszą zintegrowaną inicjatywą byłych berlińskich squatów są niewątpliwie VoKü, czyli Volksküche – „kuchnie ludowe”. Integrująca funkcja wspólnego jedzenia w trudnych warunkach nie jest obca Warszawiakom stęsknionym za niedzielnymi spotkaniami na Stadionie Dziesięciolecia. VoKü oferują solidne porcje najczęściej wegetariańskiego jedzenia, które można popić piwem zakupionym w miejscowym barze, a w czasie przegryzania i popijania spokojnie przyjrzeć się otoczeniu. Trudno stwierdzić, na ile Volksküche spełniają jakiekolwiek funkcje integracyjne, ale z pewnością nakarmiły niejednego głodnego backpackersa, a niewtajemniczonym w ideę Project Hauses dały możliwość nieskrępowanego spojrzenia wewnątrz. Zresztą byłe squaty to dziś przynajmniej do pewnego stopnia przedsięwzięcia komercyjne, i na rozgłosie również im zależy, przynajmniej na własnym „alternatywnym” poletku.

Fasada pokryta graffiti

Berlin na pierwszy rzut oka pozytywnie zaskoczy fanów alternatywnego stylu życia. Malownicze odrapane kafejki oferujące ekologiczne posiłki, kawę z plantacji fair trade i ręcznie wyciskane soki sąsiadują tu z pchlimi targami, świetnie rozwinięta sieć ścieżek rowerowych jest niemal równie zatłoczona jak jezdnie dla samochodów. Jednak Margit Mayer, badaczka zajmująca się ruchami antyglobalistycznymi w niemieckich miastach już kilkanaście lat temu sygnalizowała przepaść pomiędzy realnymi problemami a proponowanymi przez środowiska squaterskie sposobami ich rozwiązywania:

No longer a site for struggle over alternative and popular ways of approaching the city, the urban terrain instead appeared fractured: community organizations are now ‘inside’ and unemployed youth, foreigners and other marginalized social groups are ‘outside5

Sąsiadujący z modnymi dzielnicami, cieszący się famą „multi-kulti” Kreuzberg to społeczność niemal w połowie składająca się z emigrantów nie posiadających niemieckiego obywatelstwa. Tureckie sklepiki i bary, mężczyźni gromadzący się na ulicach, sączący herbatę z wydłużonych szklanek czy hałaśliwe obchody tradycyjnego wesela mogą sprawić, że zapomnimy, że znajdujemy się w środkowoeuropejskiej stolicy. Wydzielenie emigrantom enklaw czy nawet pokojowa koegzystencja nie równa się integracji, a mazanie po murach niewiele tu pomoże.

1Neologizm określający nielegalne zajęcie budynku połączone z jego renowacją to „Instantbezetzen”. Anarchopedia odsyła do hasła Hausbesetzung

2M. Mayer, The `Career´ of Urban Social Movements in German Cities, [w:] R. Fisher , J. Kling (red.), Mobilizing the Community: Local Politics in a Global Era, Newbury Park: Sage, 1993.

3http://zrobtowwawie.blox.pl/2010/04/5-10-15-Zaraz-sie-zacznie.html

4http://www.dw-world.de/dw/article/0,,5707925,00.html

5M. Mayer, The `Career´ of Urban Social Movements in German Cities, [w:] R. Fisher , J. Kling (red.), Mobilizing the Community: Local Politics in a Global Era, Newbury Park: Sage, 1993.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa