W imię czego?
Elena wydaje się być powtórzeniem tendencji kina ostatnich lat, które nadrabia zaległości, czyniąc tematem swoich rozważań problemy postaci kobiecych. Najnowszy film Andrieja Zwiagincewa zaciekawia jednak dopiero, gdy szwenkier odjeżdża z kamerą, a widzowi ukazuje się […]
Elena wydaje się być powtórzeniem tendencji kina ostatnich lat, które nadrabia zaległości, czyniąc tematem swoich rozważań problemy postaci kobiecych. Najnowszy film Andrieja Zwiagincewa zaciekawia jednak dopiero, gdy szwenkier odjeżdża z kamerą, a widzowi ukazuje się szerszy plan kontekstu społecznego i gorzka prawda, że wygra silniejszy(sza).
Nic nowego
Znów na ekranach kin gości film, któremu za tytuł służy imię kobiecej bohaterki (Elena to także tytuł filmu w oryginalnej wersji językowej). Oko kamery wyłapało w tłumie kolejną sylwetkę, aby poprzez jej historię opowiedzieć losy wielu, maszerujących w szarym tłumie, bezimiennych postaci. Kim jest bohaterka nagrodzonego specjalną nagrodą w Cannes filmu Zwiagincewa?
Już nie najmłodsza Elena starszego od siebie, zamożnego męża poznała jako pielęgniarka w szpitalu. Ich relacje opierają się, jak się początkowo wydaje, na wygodnym dla obu stron układzie – utrzymują się z jego pokaźnej renty i oszczędności, ona troszczy się o dom, oboje starają się prowadzić aktywny jak na ich wiek tryb życia, co ułatwia ich wysoki status materialny. Rysa w przedstawieniu ich relacji pojawia się, kiedy Elena prosi o pomoc dla wnuka, któremu grozi służba w wojsku – nie przykładał się do nauki na tyle, żeby dostać się na państwowe studia, trzeba więc wysłać go do prywatnej szkoły. Spotyka się ze stanowczą odmową, mimo że mąż łoży na utrzymanie równie beztroskiej, biologicznej córki.
Dalej fabuła z grubsza układa się tak, jak można by się tego spodziewać: Elena postanawia zrobić wszystko, by wspomóc niezamożnego syna z żoną i dorastającymi dziećmi. Sytuacja obnaża jej relacje z mężem – decydujące okazują się być różnice w statusie społecznym, a uległość uwarunkowana zależnością ekonomiczną.
W Elenie Zwiagincewa jak w soczewce koncentrują się podobne postaci kobiece – te, które los zmusza do walki o przetrwanie swoje i rodziny jak polskie bohaterki Giza (Ewa Sikory) i tytułowa Róża Smarzowskiego, Rita w rosyjskim Beduinie Igora Wołoszyna. Kontekstem pozostają inne chętnie wprowadzane na ekran uciemiężone, skrzywdzone bohaterki, jak ta z Placu Zbawiciela Kos-Krauze, Chinka Xiabu Guo, Irina Palm Sama Garbarskiego. Wymieniać można by długo. W zabiegach wyłonienia ich z tłumu, podkreślonych częstym przywoływaniem ich imion w tytułach, tkwi paradoks. Wyjątkowe w kierujących nimi motywacjach, wszystkie okazują się zdeterminowane właśnie zawsze trudnym losem. W tłumie trudno przypomnieć sobie wyróżniające je cechy.
Jaka mistyka?
Film Zwiagincewa zapowiadany jest plakatem, na którym widnieje trzymająca na ręku niemowlę bohaterka, której głowa otoczona jest aureolą. Odwołanie do ikonicznego obrazu kobiety-świętej jest tyle uzasadnione w przypadku porównywanego do Tarkowskiego autora debiutanckiego Powrotu, co oczywiście przewrotne. Na pewno jednak nie szokuje, wydaje się być realizacją już mocno ogranego tematu. Czy wybór, którego dokonuje Elena, ma bardziej uniwersalny, bliski postaciom Dostojewskiego, wymiar? Wydaje się, że nie to jest tematem ostatniego filmu Zwiagincewa. Inaczej niż w jego poprzednich filmach, zobrazowana zostaje pustka relacji międzyludzkich, czyniąc Elenę najbardziej gorzkim z jego dotychczasowych obrazów.
Portret Eleny nie jest jednoznaczny, ale to ona jest początkowo, tradycyjnie słabszą stroną w konflikcie. Wydarzenia rozwijają się powoli, kamera podąża za bohaterami, zachowując dystans, rejestrując ich codzienne życie. Spokojny rytm filmu niepokoi. Pozwala wyczuć, że stonowana, uśmiechnięta i podkreślającą swoją wrażliwość bohaterka nie pozwoli, aby upokorzenie, którego doznała, upominając się o pieniądze, pozostało bez zapłaty. Kiedy mąż trafia do szpitala, postanawia wykorzystać sytuację i wziąć sprawy w swoje ręce. Decyduje się na rozwiązanie, po które sięgnęły bohaterki Volveru i Rewersu. Cel oczywiście jest szczytny: zapewnienie godnego życia rodzinie, z drugiej jednak strony w zachowaniach Eleny widz wyczuwa atawistyczną motywację poczynań bohaterki. Zaserwowana mężom potrawka u Almodovara i Borysa Lankosza podana jest w lekko komicznym, groteskowym sosie, czyniąc ją dla widza bardziej strawną. Zwagincew natomiast zachowuje powagę. Niebo jednak nie grzmi, przestrzeń sacrum pozostaje niedostępna. Bohaterka w jednej ze scen odwiedza cerkiew, zapala świeczkę, ale reżyser w rozmowie opublikowanej w „Wysokich Obcasach” zaznacza, że to tylko rytualne gesty.