Efekt motyla i polityka uczuć
Skandal wywołany przez motyla, który pojawił się w tym roku podczas procesji Bożego Ciała w Łodzi (być może przyciągnęły go kolorowe sztandary albo kwiatki sypane przez idące na przedzie dziewczynki), umknąłby naszej uwadze, gdyby motyla […]
Skandal wywołany przez motyla, który pojawił się w tym roku podczas procesji Bożego Ciała w Łodzi (być może przyciągnęły go kolorowe sztandary albo kwiatki sypane przez idące na przedzie dziewczynki), umknąłby naszej uwadze, gdyby motyla zostawiono w spokoju. Jednak pewien ksiądz złożył doniesienie do prokuratury o obrazie uczuć religijnych przez motyla, w odpowiedzi na co dwa tysiące obrońców motyla na fejsbuku postanowiło mu kibicować w tej konfrontacji. Pomysłów na działania wspierające Motylka Pawła powstało wiele, na przykład „wywieszanie gaci” w oknach podczas kolejnych procesji (patrz: fejsbuk, grupa Obrońcy Motylka z Procesji). Ostatecznie prokuratura zdecydowała nie wszczynać postępowania.
Motyli skandal
Motylek protestował przeciwko nadmiernej obecności kościoła katolickiego w przestrzeni publicznej, jego intencje można jednak wziąć w nawias, wiemy wszak, że autor umarł, a dzieło stanowi funkcję swojego odbioru. W tym przypadku odbiorcy czynnie włączyli się w performans i odegrali przypisane im role: policjant użyczył munduru, a ksiądz sutanny, obaj użyli swojego autorytetu w sposób, który całkowicie go podważa. W zasadzie nie mieli innego wyjścia. Zrozumcie tragizm sytuacji księdza, który musi protestować przeciwko motylowi i wyjaśniać, dlaczego motyl go obraża. Musi, bo niewypowiedzenie pozostawia pole do dalszych bezkarnych igraszek zupełnie niewinnymi rekwizytami i przez to – rozsadzenia powagi Bożego Ciała, obnażenia pustki i śmieszności rytuału. Tłumaczy więc, dlaczego dziewczynki, które sypią kwiatki, w żaden sposób go nie obrażają, a motyl obraża bardzo, i to nie tylko dlatego, że ma krótkie spodenki – wszak roznegliżowanych wiernych w kościołach nie brakuje. W ten sposób, pozostając postmodernistycznym figlarzem, Paweł Hajncel wziął na siebie rolę kapryśnych greckich bogów i zorganizował biednemu księdzu doświadczenie rodem z Antygony, ponieważ zgodnie z logiką całego przedsięwzięcia na poziomie języka symboli motyl od początku wygrywa w tym sporze, podważając powagę księdza i policjanta poprzez skontrastowanie atrybutów ich powagi z własną niepowagą, a każda decyzja księdza będzie ten stan rzeczy utrwalać.
Ksiądz może jedynie westchnąć i stwierdzić, że kiedyś tak nie było. Komizm nie zagrażał religii, parodiowanie rytuałów religijnych było jednym z podstawowych zadań wioskowych głupków, a karnawałowe odwracanie ról jedynie umacniało ustalony porządek. Czy przepis o obrazie uczuć religijnych jest odpowiedzią na jakąś istotną zmianę w tej sferze, czy jedynie reakcją? Na pewno uczucia religijne usankcjonował i zinstrumentalizował, stając się jednym z wielu czynników wpływających na spłycenie i zrytualizowanie katolickiej religijności w Polsce. Religijna communitas nie może już istnieć bez eskorty policji.
Co takiego jest w pląsającym motylu, że zmusił on księdza do podjęcia walki w sądzie? Co takiego zostało powiedziane w tym przypadku? Jaka jest treść tego zdarzenia i jaki kontekst? I w którym momencie zdarzenie nabrało siły skandalu? Kiedy Paweł Hajncel zaczął pląsać w środku procesji? W momencie, kiedy ktoś zadzwonił po policję i motyl dostał upomnienie? Czy w momencie kiedy sprawa trafiła do sądu? Cały ten ciąg wydarzeń umacnia radykalizm motyla i nadaje mu coraz bardziej kampowego charakteru. Oficjalna treść całego wydarzenia: protest artysty (który jakby chciał poważnie protestować, to urządziłby demonstrację) oraz argumentacja księdza (ludzie byli obrażeni, trzeba uszanować rytuał religijny poprzez odpowiedni strój), kryją zupełnie inne treści, których artykulacji raczej się nie doczekamy, bo byłaby zbyt ryzykowna dla księdza i zupełnie bezużyteczna dla artysty, a mianowicie, że motyl pomylił parady. Spór o przestrzeń publiczną przybiera więc formę majtkowego performansu. To, co pod spodem, zostaje wyciągnięte na wierzch i postawione obok tego, co poważne i oficjalne, a ksiądz musi protestować, bo motyl na procesji stanowi obrazę uczuć już nie religijnych, lecz homofobicznych, co jednak pozostaje w sferze niedopowiedzenia, bo przecież Paweł jest heteroseksualny i ma dziewczynę, która w dodatku pomogła mu w szyciu stroju. W Stanach Zjednoczonych homofobiczni republikańscy politycy są obsypywani brokatem, a u nas motyl narobił znacznie bardziej wielowarstwowego zamieszania, w którym równie ważne, jak skrzydła, są krótkie spodenki, gombrowiczowska ekonomia władzy i powagi, gra między chłopcem-motylem i księdzem-mężczyzną. Ksiądz broni więc powagi przed niepowagą, usiłuje spacyfikować chłopca, który wdziera się w sferę, której fundamentem jest męskość – jak zwykle krucha i wymagająca nieustannej afirmacji. Ksiądz zwalcza chłopca-motyla i chłopca w sobie, sam jest bowiem zakładnikiem starszych kobiet stanowiących główną grupę wiernych, kultu maryjnego i wszechobecnej w Kościele matczyności.
Jaki skutek?
Efekt motyla to cała masa pytań dotyczących polityki, płci i uczuć. Czy motyl jest radykalny? Czy może stać się symbolem politycznym? Choć najskuteczniejsze symbole polityczne, jak Matka Boska w klapie marynarki Wałęsy, nie mają nic wspólnego z polityką, motyl z zasady jest zbyt efemeryczny, aby mógł pełnić taką funkcję. Motyl na chwilę zaszczepił frywolny klimat Parady Równości w samym środku procesji Bożego Ciała, obnażając potencjał kampu kryjący się pod jej uroczystą powagą. Jednak frywolność i efemeryczność to tylko efekty, a nie znaczenia. Czy motyl może być narzędziem polityki queer, wykorzystywanym nie jako symbol, który coś znaczy i wywołuje konkretne emocje, ale jako efekt chwilowego zaburzenia kategorii, szczeliny w stabilnym porządku opozycji męskie-żeńskie, prywatne-publiczne, poważne-niepoważne? A może motyl jest superbohaterem, jak twierdzą niektórzy jego fejsbukowi obrońcy? Zgadzałoby się to z powyższą tezą o jego generalnej bezużyteczności jako symbolu politycznego – Motylek Paweł jest samotnym dywersantem, radykalnie różnym od motyli politycznie zorganizowanych, takich jak krakowska grupa Modraszek, nie może zatem stanowić podstawy żadnej kolektywnej tożsamości.
Wydaje mi się, że choć motyl jest ciekawym przykładem tego, jak łatwo ośmieszyć kościelną powagę i jak skutecznym po temu narzędziem jest odwołanie się do homoseksualnych skojarzeń, to całe zdarzenie ma jeszcze jeden, szerszy kontekst. Pląsy Motylka Pawła i to, co z nich wynikło, pokazują, jak afektywny wymiar polityki nie może znaleźć właściwej artykulacji. Nie chodzi tutaj o zbiorowe rytuały ani o telewizyjne igrzyska, ale o prywatne uczucia, które leżą u podstaw publicznych działań. Nie ma języka, którym można by sensownie mówić ani o uczuciach Pana Pawła, którego irytuje wszechobecność Kościoła w przestrzeni publicznej, ani o uczuciach obrażonego księdza i jego wiernych, którzy rzeczywiście mogli się poczuć urażeni obecnością motyla w krótkich spodenkach podczas procesji. Podzielane uczucia stanowią podstawę wszelkiej działalności politycznej, należałoby więc zacząć traktować je poważnie: zarówno lęki „przegranych transformacji” i słuchaczy Radia Maryja, jak i cierpienia osób homoseksualnych czy kobiet przeprowadzających aborcję w podziemiu.
Przepis o obronie uczuć religijnych jest absurdalny i szkodliwy, bo utrwala stan, w którym język afektu ulega instrumentalizacji i zostaje podporządkowany celom politycznym, co odbiera mu sprawczy charakter. Przeciwnicy przepisu skupiają się na krytyce nadmiernej władzy Kościoła i jego cenzorskich zapędów, pomijając sam pomysł legalizacji bądź delegalizacji uczuć – rozmowa o uczuciach nie mieści się w technokratycznym dyskursie. Żywe uczucia zostały wyparte z polityki i zastąpione skodyfikowanymi substytutami bądź zepchnięte do gett – radiomaryjnych, feministycznych, modraszkowych czy innych. Język polityki nie oddaje rzeczywistych motywów działań, wydaje uczucia na pastwę śmieszności, w instrumentalny sposób legitymizuje jedne, a wyklucza drugie. Może więc w ramach dyskusji nad coraz bardziej absurdalnymi przypadkami użycia przepisu o obrazie uczuć religijnych zastanowić się raczej nad uczuciami jako podstawą wszelkiej polityki, niż tylko nad miejscem religii w życiu publicznym?