Duchy

Czy katastrofa polskiego samolotu może na zawsze pogrzebać stalinizm? PAMIĘCI TOMASZA MERTY (1965–2010) Wydarzeniu znanemu jako Katyń początek dała inwazja na Polskę dokonana we wrześniu 1939 roku przez współdziałającą z Wehrmachtem Armię Czerwoną. Sowieci wzięli […]



Czy katastrofa polskiego samolotu może na zawsze pogrzebać stalinizm?

PAMIĘCI TOMASZA MERTY (1965–2010)

Wydarzeniu znanemu jako Katyń początek dała inwazja na Polskę dokonana we wrześniu 1939 roku przez współdziałającą z Wehrmachtem Armię Czerwoną. Sowieci wzięli wówczas do niewoli tysiące polskich oficerów, których przetrzymywali w ruinach prawosławnych monastyrów. Gdy 70 lat temu – w kwietniu 1940 roku – pozwolono im opuścić obozy, Polacy sądzili, że wrócą do domu. Zabrano ich jednak do Charkowa, Tweru lub Katynia. W ciągu kilku dni 21 892 jeńców zginęło od strzału w podstawę czaszki. Kaci wywodzili się z NKWD – byli funkcjonariuszami państwowymi działającymi z rozkazu Stalina. Jeden z nich wspominał później: „Od razu bum i już koniec”.

Katyń stanowił część ogólniejszej sowieckiej polityki skierowanej przeciwko narodowi polskiemu. Polacy w Związku Radzieckim byli przez dziesięć lat celem szczególnych represji. W 1930 roku, gdy państwo zaczęło przejmować kontrolę nad rolnictwem poprzez „kolektywizację”, stali się pierwszymi ofiarami sowieckich czystek etnicznych. Z zachodnich ziem Związku Radzieckiego wysyłano ich do Kazachstanu, gdzie tysiącami umierali, gdyż kolektywizacja przyniosła głód. Kolejne dziesiątki tysięcy Polaków zmarły w latach 1932–33 podczas wywołanego celowo przez Stalina głodu na Ukrainie. W erze stalinowskiego Wielkiego Terroru lat 1937–38 ponad sto tysięcy osób rozstrzelano jako rzekomych polskich szpiegów. Uzasadnieniem tych masowych egzekucji były bezpodstawne twierdzenia o polskich planach rozpętania u boku Niemiec wojny napastniczej przeciw Związkowi Radzieckiemu. To jednak właśnie Stalin sprzymierzył się z Hitlerem w 1939 roku, przez co druga wojna światowa rozpoczęła się od wspólnej napaści na Polskę. Zabici przez NKWD w Katyniu polscy oficerowie walczyli wcześniej z nazistowskimi Niemcami.

Uwięzionym polskim oficerom Sowieci pozwalali pisać do domów, aby NKWD mogło zebrać adresy. Po egzekucjach ich rodziny wywieziono do syberyjskiej tajgi lub na kazachskie stepy, gdzie wiele tysięcy zmarło. Ludzie ci należeli do rzeszy ponad 300 tysięcy obywateli polskich deportowanych przez Sowietów w pierwszych dwóch latach drugiej wojny światowej.

Katyń był początkiem reżimu kłamstw, który panował w Polsce przez pięć dziesięcioleci. Po tym, jak Hitler zdradził Stalina i Niemcy najechali Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku, Polska i ZSRR stały się, choć niechętnie, sojusznikami. Stalin wypuścił żołnierzy z Gułagu i pozwolił im walczyć na zachodzie. (Jednym z uwolnionych był Ryszard Kaczorowski – ofiara katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia, w której zginęło 96 osób, wśród nich polski prezydent Lech Kaczyński. Kaczorowski uczestniczył podczas kampanii włoskiej w natarciach na Monte Cassino, gdzie atakujący wykazali się wielką odwagą.) Polski rząd na uchodźstwie dostrzegł jednak brak tysięcy oficerów. Sowieci zaprzeczali, jakoby wiedzieli cokolwiek o ich losie. Gdy w kwietniu 1943 roku Niemcy odkryli miejsce, gdzie NKWD dokonywało rozstrzelań w Katyniu, Stalin skorzystał z okazji, by zerwać stosunki dyplomatyczne z rządem polskim. Gdyby Polska nie przyjęła do wiadomości sowieckiego kłamstwa, że chodzi o zbrodnię niemiecką, nie byłoby szansy na negocjacje ze Stalinem na temat przyszłości kresów wschodnich. Waszyngton i Londyn naciskały na Polaków, by pogodzili się z nieprawdą.

Kiedy Sowieci pokonali Niemców i zainstalowali w powojennej Polsce rząd komunistyczny, kłamstwo o Katyniu stało się wersją oficjalną. Twierdzenie, iż to Niemcy, nie zaś Sowieci, dopuścili się tej zbrodni, stanowiło część ogólniejszego ujęcia historii wojny, które obowiązywało zarówno w świecie komunistycznym, jak i na Zachodzie. Zgodnie z nim jedynym agresorem i okupantem były nazistowskie Niemcy. Kłamstwo katyńskie funkcjonowało nie tylko jako propagandowy filar kontroli komunistów nad Polską, ale też niezbędny element wizji dziejów, w której wojskom sowieckim przypadła wyłącznie rola wyzwolicieli.

Po wojnie Katyń stał się najważniejszym hasłem niespisanej encyklopedii historii Polski przekazywanej z ust do ust podczas dekad komunizmu. Być może bardziej niż jakiekolwiek inne wydarzenie wzbudził też pragnienie tego, co wielu uczestników solidarnościowego zrywu lat osiemdziesiątych nazywało prawdą. Wiele spośród polskich osobistości, które zginęły w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem, było spadkobiercami „Solidarności”. Lecieli, by upamiętnić siedemdziesiątą rocznicę zbrodni, a stali się mimowolnie częścią jej historii.

Jedna z pasażerek, Anna Walentynowicz, była w komunistycznych latach siedemdziesiątych spawaczką i suwnicową w Stoczni Gdańskiej. Zwolniono ją z pracy w sierpniu 1980 roku na kilka miesięcy przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Protest jej kolegów przekształcił się w strajk w stoczni, który wkrótce rozlał się na cały kraj. Rodząca się wówczas „Solidarność” była wspólnym dziełem robotników i intelektualistów takich jak młody prawnik Lech Kaczyński. On i jego brat Jarosław pełnili rolę zaufanych doradców Lecha Wałęsy – przywódcy ruchu. Kaczyński pozostawał jedną z najważniejszych postaci „Solidarności” pod koniec lat osiemdziesiątych, gdy wykorzystała ona otwartą przez Gorbaczowa możliwość pokojowych i demokratycznych zmian.

W dekadzie, która nastąpiła po komunizmie, dawni doradcy „Solidarności” podzielili się i założyli własne partie polityczne. Lech Kaczyński był wśród tych, którym najbardziej zależało na zerwaniu z komunistyczną przeszłością i wydobyciu na światło dzienne prawdy o polskiej historii. Po wyborze na prezydenta Warszawy w 2002 roku patronował budowie Muzeum Powstania Warszawskiego upamiętniającego zmagania Armii Krajowej z niemieckim okupantem stolicy. Jako prezydent Polski po wyborach w 2005 roku prowadził politykę zagraniczną, której ton graniczył z zadufaniem. Często nazywano go nacjonalistą, ale nie jest to określenie całkiem trafne. W rzeczywistości reprezentował rodzaj zaściankowego uniwersalizmu. Nie znał języków obcych i niewiele wiedział o reszcie świata, wierzył jednak, że wszystkie narody muszą poznać swoją przeszłość, a kluczem do pojednania między nimi jest prawda. Jako prezydent był przewrażliwiony i nieskuteczny, ale zarazem nieustępliwie pryncypialny i z gruntu prawy. Wyruszając do Rosji, dążył do pojednania opartego na prawdzie o Katyniu, którą teraz wreszcie uznała Moskwa.

W erze Władimira Putina oficjalne stanowisko Rosji na temat zbrodni stalinizmu brzmi mniej więcej tak: „To nasza historia i to my byliśmy ofiarami, a więc i my będziemy ją sądzić”. To nie do końca prawda, a po katastrofie stanowisko to będzie trudniejsze do obrony. Cierpienia Rosjan za Stalina były ogromne, mniejsze jednak niż narodów na peryferiach Związku Radzieckiego: Kazachów, Ukraińców, Czeczenów czy Polaków. Wystarczy wspomnieć choćby Wielki Terror w Leningradzie, na kanwie którego powstał najbardziej pamiętny poemat rosyjski XX wieku – Requiem Anny Achmatowej. Wspominała ona „Ruś niewinną”, która „wiła się na bruku pod zakrwawionymi butami i oponami «czarnych kruków1»”. Niewinna Ruś była krajem wielonarodowym, a w mieście poetki Polakowi rozstrzelanie groziło ponad trzydziestokrotnie częściej niż Rosjaninowi.

Śmierć Lecha Kaczyńskiego w Rosji może zapoczątkować nowe rosyjskie rozliczenie ze stalinizmem. Putin dał już sygnał do zmiany kursu, zgadzając się uczcić rocznicę masakry w Katyniu. Przedstawiając Katyń jako zbrodnię popełnioną przez reżim stalinowski, nie zaś przez naród rosyjski, oddzielił politykę sowiecką od rosyjskiej; wcześniej nie był skłonny dokonywać takiego rozróżnienia. W reakcji na katastrofę samolotu zdecydował się zresztą nagłośnić mord katyński jeszcze bardziej. Rosyjska telewizja wyemitowała poruszający film o Katyniu Andrzeja Wajdy. Prezydent Dmitrij Miedwiediew ogłosił żałobę narodową. Z kwiatami, zniczami i ikonami pod polską ambasadę w Moskwie oraz na miejsce tragedii pod Smoleńskiem przyszli zwykli Rosjanie. Jeden z nich zostawił kartkę z prośbą o przebaczenie za Katyń. Inny – fragment wiersza polskiego poety ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”.

Rosjanie mają rację, mówiąc, że lasy pod Smoleńskiem widziały inne, większe rozmiarem tragedie. Smoleńsk był polem ostatniej ważnej bitwy, którą Wehrmacht wygrał, prąc na Moskwę. W obronie stolicy życie oddał milion sowieckich żołnierzy. Tamtędy przebiegała też granica zasięgu niemieckich rozstrzeliwań podczas holocaustu na wschodzie. Do momentu, gdy odkryli groby katyńskie, Niemcy zdążyli pozostawić po sobie tysiące własnych dołów śmierci pełnych ciał pomordowanych Żydów. Każde z tych wydarzeń ma własną skalę i budzi przerażenie z innych powodów. Szczególne okrucieństwo Katynia polegało na tym, iż doszło do próby eksterminacji intelektualnej elity kraju. Zabici polscy oficerowie wywodzili się w większości z rezerwy, co oznaczało, że mieli wyższe wykształcenie. Wśród zamordowanych byli botanicy, agronomowie, neurolodzy, prawnicy, inżynierowie, chirurdzy i poeci. To jedna z przyczyn, dla których katastrofa smoleńska jest dla Polaków tak bolesna. Mają oni wrażenie, że naród został ponownie pozbawiony głowy.

Ta polska elita, jak żadna inna od dwustu lat, pozostawiła wszakże następcom zdrowe państwo i społeczeństwo. Choć odejście każdej z ofiar oznacza pustkę oraz żal, polska polityka może – i będzie – toczyć się dalej bez nich. Prawda o Katyniu została wreszcie zaakceptowana w Moskwie i dotarła do całego świata. Jak wskazują jednak komentatorzy z Rosji, żaden rosyjski polityk nie zajął się rosyjskimi ofiarami stalinizmu w sposób, w jaki Kaczyński i inni pasażerowie feralnego samolotu interesowali się jego polskimi ofiarami. Putin i Miedwiediew mają teraz sposobność – mogą wyprowadzić Rosję z oficjalnej nostalgii za Stalinem. Mogą w tym pomóc Polacy, uznając i stwierdzając, że Katyń – pomimo iż szczególnie bolesny dla narodu polskiego – jest tylko jedną ze zbrodni ery stalinizmu. Doświadczenie tego okresu jest niestety tym, co wspólne dla Polaków i Rosjan. Wraz ze straszną tragedią pojawia się możliwość lepszego zrozumienia gorzkiej przeszłości.

1Wiersz Anny Achmatowej w przekładzie Leopolda Lewina.

Przełożył Bartłomiej Pietrzyk.

Najnowszym dziełem Timothy’ego Snydera jest książka Czerwony Książę – historia życia arcyksięcia Wilhelma von Habsburga, która ukaże się w Polsce 28 kwietnia nakładem wydawnictwa Świat Książki.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa