DOMARADZKI: Wyszehradzki protokół rozbieżności
Kluczem do przyszłości integracji europejskiej nie jest rozwiązanie jednego, dwóch czy nawet wszystkich kryzysów trapiących dziś Unię Europejską, ale zmiana sposobu myślenia w Berlinie
Piątkowa wizyta kanclerz Merkel w Warszawie przedstawiana jest w mediach jako nowe otwarcie w relacjach z Berlinem. Otwarcie, które miało podkreślić równorzędność partnerów, wzajemne poszanowanie dla stawianych argumentów oraz wagę państw regionu. Nie ulega wątpliwości, że stojąc przed długą listą wewnętrznych i zewnętrznych wyzwań, unijny politycy i przedstawiciele państw narodowych mierzą się z fundamentalnym zadaniem znalezienia nowej formuły integracji europejskiej. Spotkanie przywódców Grupy Wyszehradzkiej z Kanclerz Niemiec pozwala na krótką refleksję gdzie w kontekście przyszłości UE znajduje się Europa Środkowa.
Po pierwsze – wspólna Europa
Bodajże najbardziej wyrazistym sukcesem tego spotkania był fakt, że państwa Europy Środkowej jednym głosem mówiły o jednoznacznym wsparciu dla idei integracji europejskiej i konieczności jej utrzymania nawet jeśli bez Zjednoczonego Królestwa. Wspólnie wyartykułowane stanowisko państw regionu jest o tyle istotne, że obala argumenty szeregu zachodnich polityków twierdzących, że środkowoeuropejscy eurosceptycy stanowią niewdzięczny i zacofany obszar hamujący proces integracji.
O mecenacie idei i filantropii w Polsce – nowy numer Res Publiki Nowej, „Złodzieje i filantropi”. Do zamówienia już teraz w naszej księgarni https://publica.pl/filantropia
Po drugie – protokół rozbieżności
Po drugie, spotkanie można ocenić w kategoriach protokołu rozbieżności. Nawet jeżeli w mediach podkreśla się dobry klimat, w którym przebiegło, to wypowiedzi biorących w nim udział przywódców, sankcjonują linie podziału między Berlinem a Grupą Wyszehradzką w przynajmniej kilku kwestiach.
Argumenty państw regionu o konieczności zaprzestania przez Brukselę bawienia się w politykę, czy znalezienia nowej formuły integracji europejskiej są jednoznacznym oskarżeniem wobec Berlina o narzucanie, wespół z unijnymi urzędnikami, utopijnych pomysłów, na których brak jest zgody wśród społeczeństw państw regionu. Chociaż mało kto spodziewał się sygnału ze strony kanclerz Merkel, że rozumie i uwzględnia w swojej wizji przyszłej Europy środkowoeuropejskie argumenty, to propozycja budowy europejskiej armii, nie może być traktowana w żaden inny sposób jak zignorowanie wcześniejszych postulatów Warszawy. Czeski i węgierski entuzjazm dla projektu przyszłej armii świadczy tylko o tym, jak elastyczna może być formuła środkowoeuropejskiej jedności.
Zresztą kwestia bezpieczeństwa, wokół której jednoczą się teoretycznie wszystkie wysiłki odbudowy jedności europejskiej, pozostaje wielką zagadką. Wszystkim państwom członkowskim zależy na zwiększeniu poczucia bezpieczeństwa, lecz kroki w tym kierunku są od dziesięcioleci skazane na porażkę, o czym politycy pokroju Jean Jacque’a Junckera powinni wiedzieć. Rzucona jakiś czas temu propozycja budowy europejskiej armii jest chwytliwa, ale brak jej jakiejkolwiek treści. Można sobie tylko wyobrazić jak trudne będzie dojście do porozumienia w sprawie jej kształtu biorąc pod uwagę, że to co dla państw środkowoeuropejskich w kontekście rosyjskiej asertywności jest niezbędnym wyrazem natowskiej solidarności, dla Berlina jest niczym innym jak „wymachiwaniem szabelką w kierunku Moskwy”.
Co więcej, mówiąc o europejskiej armii Berlin jednocześnie podkreśla konieczność nowego regionalnego układu o kontroli zbrojeń. Co miałoby przywrócić, a może nawet ponownie zbudować regionalny ład bezpieczeństwa, zniszczony przez Rosję aneksją Krymu i wojną na wschodzie Ukrainy. Pogodzenie tych wszystkich sprzecznych sygnałów tworzy galimatias, w którym zawarta jest istota siły odśrodkowej rozsadzającej obecnie proces integracji i wobec której tak jednoznacznie opowiadają się politycy z Europy Środkowej.
W istocie, spór na linii Berlin – Europa Środkowa toczy się wokół filozofii dalszej integracji europejskiej. Niemiecka determinacja do kontynuowania procesu pogłębiania integracji jest na kursie kolizyjnym z argumentem państw Grupy Wyszehradzkiej, że punktem odniesienia powinien być powrót do korzeni procesu integracji. Jeżeli prawdą jest informacja, że Merkel upatruje powrotu zaufania do UE przez podniesienie dobrobytu, to o kompromis z Europą Środkową będzie bardzo trudno.
Aby to zrozumieć, niemiecka kanclerz w pierwszej kolejności powinna zwrócić się do swoich ekonomicznych doradców z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego w państwach osiągających najwyższy stopień rozwoju i wzrostu dobrobytu w UE, czyli w Europie Środkowej, rośnie zniechęcenie do integracji. Odpowiedź, jakże złożona, wymaga zrozumienia, że źródłem zniechęcenia do integracji wcale nie jest poziom dobrobytu, ale wzrastające poczucie utraty kontroli nad rzeczywistością. Należy się zgodzić z hipotezą Berndta Kohlera z FAZ, że przez szantaż w sprawie uchodźców Niemcy utraciły pozycję najbliższego przyjaciela państw regionu.
Do tego należy jednak dodać demonizację terminu „eurosceptycy”, uwzględniającego każdy głos sprzeciwu wobec niemieckiej wizji Europy, czy też odmienną filozofię relacji z Rosją w kontekście obecnej sytuacji w regionie. Jak do końca wytłumaczyć europejską solidarność przez pryzmat projektów Nord Stream i Nord Stream 2, jeżeli jedyne logiczne wyjaśnienie mieści się w kategoriach politycznego realizmu? Jednak w tych kategoriach nie ma miejsca dla słowa „solidarność”.
W Warszawie kanclerz Merkel uzyskała propozycję zamiany głównego partnera do budowy europejskiego projektu. Berlin powinien się bliżej przyjrzeć tej ofercie, chociażby ze względu na fakt, że w chwili obecnej to właśnie elity polityczne Europy Środkowej mają więcej poparcia w swoich społeczeństwach od francuskich czy włoskich. Nad Sekwaną trudno jest przewidzieć losy integracji europejskiej w państwie rządzonym być może przez Front Narodowy. Co więcej, ostateczny kształt warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE może mieć taki skutek, że również Francuzi uznają, że lepiej jest być poza Unią niż w niej.
Co prawda w środkowoeuropejskich stolicach nikt już nie przyjmie bezdyskusyjnie niemieckich pomysłów na pogłębianie unii, ale Berlin może liczyć, że na poziomie aksjologicznym posiada sprzymierzeńców, dla których nadal najlepsza przyszłość ich państw związana jest z procesem integracji.
Kluczem do przyszłości integracji europejskiej nie jest rozwiązanie jednego, dwóch czy nawet wszystkich kryzysów trapiących dziś Unię Europejską, ale zmiana sposobu myślenia w Berlinie. Jeżeli Niemcy nie zmienią swojego nastawienia, chętnie wspieranego przez zachodnich polityków pokroju Verhofstada twierdzącego, że jedność można budować jedynie przez „handel z indianami”, skutkiem dla integracji europejskiej będzie ciągnąca się w nieskończoność dyskusja na temat jej kształtu przy rosnącej niechęci społeczeństw do tego projektu i pełzającym rozwoju alternatywnych form regionalnej współpracy. Na końcu tej drogi jest upadek.
Czy nam się to podoba czy nie, obecne trudności procesu integracji są niezbitym dowodem wyższości demokracji nad jakimkolwiek systemem społeczno-politycznym. Unijne instytucje muszą zaprzestać ingerowania w kwestie, które nie tylko ośmieszają Brukselę, ale i irytują społeczeństwa państw członkowskich. Dzisiaj nie ma narzędzi za pomocą których można powstrzymać unijne absurdy. Nawet procedura żółtej kartki, która miała ustanowić mechanizm ochrony przed unijną hiperasertywnością jest ignorowana przez Komisję Europejską.
Na poziomie państw narodowych Berlin zachowuje się w ten sam sposób. Uważając się za primus inter pares wierzy, że posiada prawo do narzucania kierunku rozwoju, tworząc tym samym peryferia swojego imperium. Jednak, jak to bywało już w historii – upadek imperiów zaczyna się właśnie od peryferii.
Fot. Angela Merkel na kongresie EPP w Warszawie, 2009 r. | Wikimedia Commons