Czy Toruń wybrał dobrze?
Stan przygotowań Torunia na kilka miesięcy przed złożeniem aplikacji konkursowej (miasta mają na to czas do sierpnia br.), jest w zasadzie pochodną sposobu, w jaki mieszkańcy dowiedzieli się o kulturalnych ambicjach własnego miasta. Pomysł, by […]
Stan przygotowań Torunia na kilka miesięcy przed złożeniem aplikacji konkursowej (miasta mają na to czas do sierpnia br.), jest w zasadzie pochodną sposobu, w jaki mieszkańcy dowiedzieli się o kulturalnych ambicjach własnego miasta. Pomysł, by wystartować w wyścigu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, nie narodził się przecież w lokalnym środowisku artystycznym – koncepcja powstała w Wydziale Rozwoju i Projektów Europejskich magistratu w pierwszych miesiącach 2006 roku. Sprawa zapewne przez kilka tygodni nie wyszłaby na światło dzienne, gdyby w odpowiednim czasie nie opisała tego lokalna „Gazeta Wyborcza”.
Przedstawiciele toruńskiego środowiska kulturalnego zarzucali administracji miasta, że podjęła tę decyzję w przeddzień wyborów samorządowych i że fakt startowania w konkursie stanie się najpewniej hasłem wyborczym. W dodatku deklaracji tej nie skonsultowano z miejscowym środowiskiem kulturalnym, który przez wiele miesięcy nie wiedział, na czym polega konkurs i jak miasto zamierza w nim wystartować. Jednocześnie Toruń rozpoczął kampanię wizerunkową sloganem „Toruń Europejską Stolicą Kultury 2016”. Skutek? Część mieszkańców do dziś wierzy, że ich rodzinne miasto już dawno zdobyło to zaszczytne miano.
Podczas gdy pozostałe miasta kandydujące zastanawiały się, w jaki sposób znaleźć operatorów, Toruń postanowił zacząć od zbudowania zaplecza organizacyjnego całej inicjatywy, w oparciu o istniejącą już infrastrukturę Urzędu Miasta. Najpierw magistrat powołał pełnomocnika prezydenta ds. ubiegania się Torunia o tytuł ESK. Zadaniem Barbary Sroki, która objęła tę funkcję, było przede wszystkim zorganizowanie zespołu koordynującego całe to międzynarodowe przedsięwzięcie. W międzyczasie narodziła się koncepcja startu w konkursie wspólnie z Pampeluną. Stolica hiszpańskiej Nawarry od razu zgodziła się na współpracę, która owocnie rozwija się do dziś.
Miasto nie podejmowało jednak najważniejszego wątku – jakie wartości, koncepcje i inicjatywy kulturalne powinny reprezentować Toruń? Dyskusji podlegał jedynie sposób organizacji biura ESK: czy będzie to jednostka organizacyjna Urzędu Miasta, jeden z magistrackich wydziałów, czy może odrębna instytucja? Wśród urzędników pojawiły się też pomysły, aby z czasem jednostka ta zyskała większą autonomię, a docelowo stała się spółką z udziałem miasta. Toruń sięgnął po rozwiązanie najprostsze: w maju 2008 roku powołał kolejną instytucję kultury, która oprócz nadzoru merytorycznego nad całym projektem ESK, zajęła się także organizacją imprez oraz akcji budujących wśród mieszkańców świadomość, że ich miasto ubiega się o ten tytuł.
O ile Warszawa zapewne zakopie się w procedurach przetargowych dotyczących spraw, do których trudno niekiedy przyłożyć jakiekolwiek wymierne kryteria, o tyle Toruń już teraz sparaliżowały kolejne konkursy na stanowiska związane ze staraniami o tytuł ESK. Pierwszy nabór – na dyrektora „Toruń 2016” – nie wyłonił odpowiedniego kandydata na ten fotel. Miasto złagodziło zatem zasady rekrutacji i w rezultacie dyrektorem została Olga Marcinkiewicz, niezależna kurator sztuki z Krakowa. Po jej dymisji, w grudniu 2009, miasto powierzyło to stanowisko Krystianowi Kubjaczykowi, byłemu pracownikowi Teatru Baj Pomorski. Pozostanie on tymczasowo na dyrektorskim fotelu prawdopodobnie do jesieni br., kiedy to miasto ogłosi kolejny konkurs.
„Toruń 2016” stał się zakładnikiem własnego statutu, który uzależnił wybór dyrektora programowego ESK, odpowiadającego za przygotowanie aplikacji europejskiej, od decyzji rady programowej – a tej miasto nie było w stanie powołać przez ponad rok. Rada powstała dopiero w styczniu 2010 roku. W międzyczasie odbyły się za to dwa postępowania konkursowe na stanowisko dyrektora programowego, z których żadne nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Dyrektor „Toruń 2016” zaproponował na ten fotel kandydaturę prof. Witolda Chmielewskiego, wykładowcy na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, malarza i animatora kultury. Jego program nie przypadł jednak do gustu radzie programowej. Dyrektorem programowym został w końcu Roman Kołakowski, wieloletni szef Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.
Toruński sposób wyłaniania operatora ESK ma swoje plusy i minusy. Teoretycznie mógł on przyspieszyć wszystkie procedury dotyczące starań, bo w końcu działał w doskonale rozpoznanej i przewidywalnej strukturze urzędniczej. W obecnej sytuacji prywatny operator albo organizacja pozarządowa musi od początku poznawać realia pracy i możliwości działań. Moim zdaniem „Toruń 2016” powinien funkcjonować w trybie urzędowym, który w określonych sytuacjach nie jest władny błyskawicznie odpowiadać na posunięcia bezpośrednich konkurentów. Należy jednak pamiętać, że w mieście, które w zasadzie nie ma doświadczenia w realizowaniu wielomilionowych inicjatyw kulturalnych, w dodatku we współpracy ze spółkami, fundacjami lub stowarzyszeniami, można było wprowadzić wariant operatora osadzonego w urzędzie. Dopiero gdy grono walczących o tytuł skurczy się do czterech ośrodków, będziemy w stanie stwierdzić, czy model działania zaproponowany przez Toruń zdał egzamin.
Kandydatura Torunia jest znakomitą okazją do zredefiniowania dotychczasowej polityki kulturalnej miasta. Niestety nic takiego się nie dzieje. Włodarze miejsce nie dają okazji do dyskusji na temat kształtu lokalnej strategii kulturalnej i nie odpowiadają na pytanie, jak będzie wyglądało życie artystyczne miasta i jego instytucji gdy Toruń odpadnie z rywalizacji. Do tego dochodzi jeszcze jeden problem: aplikacja unijna nie rodzi się na drodze społecznych konsultacji, ale w zaciszu urzędniczych gabinetów. Toruński sposób wykreowania instytucjonalnego operatora nie jest też wolny od innego zasadniczego błędu: instytucja i jej działania z pewnością zagrają w samorządowej kampanii wyborczej 2010. Dla urzędującego prezydenta będzie to powód do dumy, zaś dla jego politycznych przeciwników – obiekt licznych ataków.