Czy Barack Obama jest wybitnym filozofem?

Choć postawione w tytule pytanie brzmi groteskowo, nie dla wszystkich jest ono pozbawione sensu. James Kloppenberg, wybitny historyk idei i wykładowca Harvard University opublikował niedawno książkę Reading Obama. Dreams, Hope and American Political Tradition stawiającą […]


Choć postawione w tytule pytanie brzmi groteskowo, nie dla wszystkich jest ono pozbawione sensu. James Kloppenberg, wybitny historyk idei i wykładowca Harvard University opublikował niedawno książkę Reading Obama. Dreams, Hope and American Political Tradition stawiającą odważną tezę, że Barack Obama kieruje się w swojej karierze oryginalną filozofią polityczną. Obama – wyjaśnia Kloppenberg w wypowiedzi dla New York Timesa – należy do ginącego gatunku prezydentów-filozofów, gatunku, którego reprezentantami byli wcześniej Thomas Jefferson, Abraham Lincoln i Woodrow Wilson. Kloppenberg wie, że przekonania filozoficzne są ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwalibyśmy od polityka, dlatego Obama nigdy swoich przemyśleń nie wyjawi. Filozofia Baracka Obamy, podobnie jak myśl Sokratesa, nigdy nie została skodyfikowana w formie traktatu. Z tego powodu dzieła rekonstrukcji poglądów Baracka Obamy podjąć się musiał James Kloppenberg. Hisotryk przestudiował książki i przemówienia Obamy, a także prześledził jego imponującą karierę edukacyjną. Wszystko to, by ustalić, że prezydent Stanów Zjednoczonych jest przede wszystkim „dzieckiem filozoficznych pragmatystów, Williama Jamesa i Johna Deweya”.

Edukacja filozoficzna Baracka Obamy

Barack Obama nie urodził się filozofem. Wprost przeciwnie, jako chłopiec nie zdradzał przesadnego umiłowania mądrości. Wszystko zmieniło się, gdy młody Barack został przyjęty do kalifornijskiego Occidental College. Pod kierunkiem Rogera Boesche, historyka myśli politycznej i autora prac o Tocqueville’u, przyszły prezydent USA po raz pierwszy zetknął się z książkami, które miały zmienić jego życie. James Kloppenberg oferuje nam liryczny opis przebudzenia intelektualnego Baracka Obamy:

Obama przyjechał do Occidental jako niezbyt gorliwy student. Bardziej zainteresowany basebollem niż mierzeniem się z zawiłymi ideami, świadomie przyjął pozę luzaka […] Tym niemniej, kiedy spędzał tygodnie zmagając się z takimi tekstami, jak Poza dobrem i złem i Z geneaologii moralności Nietzschego, testując argumenty z Drift i mastery Lippmanna czy Souls of Black Folk Du Bois’a, coś w nim kliknęło. Podczas dwóch lat spędzonych pośród eukaliptusów i drzewek pomarańczowych na Occidental, Obama zaczął spędzać więcej czasu ze studentami zainteresowanymi ideami i polityką niż z tymi, którzy interesowali się koszykówką i imprezami; zaczął też bardziej krytycznie myśleć na swój temat (s. 19).

Ponadto Obama uczęszczał na zajęcia z literatury amerykańskiej. Od tego czasu poważnie myślał o karierze literackiej.

Kolejnym epizodem na intelektualnej drodze Baracka Obamy było przyjęcie oferty pracy w charakterze organizatora niosącego pomoc lokalnym wspólnotom w biednej dzielnicy Chciago. Obama – i tu ujawnia się kolejna paralela między 44. prezydentem USA a Sokratesem – swoją filozofię wywodził nie tyle z książek, co z doświadczenia. Ruch community organizing stworzony przez Saula Alinsky’ego był początkowo metodą mobilizacji gniewu klas wykluczonych przeciwko rządzącym elitom. W czasach, gdy Obama działał na ulicach Chicago, doszło do instytucjonalizacji ruchu, który teraz bardziej przypominał metodę pracy u podstaw niż populistyczny radykalizm Alinsky’ego. Był to pierwszy kontakt Obamy z realną polityką.

W Chicago przyszły prezydent USA dołączył do jednego z kościołów protestanckich, którego liderem był radykalny pastor Jeremiah Wright. Obama szybko przekuł swoje doświadczenie z ulic wietrznego miasta w filozoficzną syntezę:

Siła bierze się z ustanowienia więzi ze wspólnotą. Wyposażony w tę wiedzę Obama zaczął myśleć o tym, jak mógłby wykorzystać nakładające się na siebie lekcje, których nauczył się w Occidental, na Columbii i w odległej wschodniej części Chicago – lekcje teoretyków jak Madison, Tocqueville i Dewey oraz aktywistów jak Alinsky, Jones i Jeremiah Wright – by przygotować się do tego, by podążać śladami Harolda Washingtona [pierwszego czarnoskórego burmistrza Chicago – MK]. Rozmaite wpływy złożyły się na wrażliwość polityczną Obamy (s. 36).

Następnym krokiem było podjęcie studiów na Harvard Law School. Kloppenberg pracowicie przestudiował prace akademickich mentorów Obamy – takich jak teoretyk prawa Cass Sunstein czy Roberto Unger, brazylijski radykał i minister planowania strategicznego w rządzie prezydenta Luli – by odkryć, że w swoich książkach cytowali oni poglądy dawnych i współczesnych pragmatystów. Autor Reading Obama przestudiował też numery „Harvard Law Review” z czasów, gdy Barack Obama odpowiadał za redakcję pisma i ustalił, że w przypisach do artykułów często pojawiały się odwołania do prac współczesnych pragmatystów takich jak Richard Rorty, Richard Bernstein, Hilary Putnam czy Richard Posner. Studiując te przypisy, Obama niejako zapoznał się z podstawami doktryny pragmatycznej.

Pragmatyzm i deliberatywna demokracja

Zdaniem Kloppenberga z tradycji amerykańskiego pragmatyzmu Obama przejął przede wszystkim niechęć do politycznych i filozoficznych dogmatów oraz przywiązanie do zasad demokracji deliberatywnej. Na poparcie swojej interpretacji Kloppenberg cytuje fragment z Audacity of Hope, gdzie Obama wyjaśnia, że powinniśmy postrzegać demokrację nie jako „dom, który musimy zbudować, lecz jako rozmowę, którą powinniśmy odbyć (s. 161)”. Obama dowodzi, że konstytucja USA dała początek „demokracji deliberatywnej, w której wszyscy obywatele zobowiązani są do tego, by zaangażować się w proces testowania swoich idei w konfrontacji z rzeczywistością, przekonywania innych do swojego punktu widzenia i budowania zmieniających się sojuszy w oparciu o zgodę (s. 161)”. Sformułowania te wywołują entuzjastyczną reakcję Kloppenberga, który informuje nas, że trudno byłoby znaleźć jaśniejszy wykład związku istniejącego między pragmatyzmem a demokracją deliberatywną. Niekiedy tylko entuzjazm Kloppenberga temperuje tragiczna świadomość, że pragmatyzm może być wyjątkowo źle dopasowany do naszego momentu w historii kultury. W czasach brutalnej walki partyjnej budowanie sojuszy opartych na zgodzie może okazać się mało skuteczną strategią polityczną.

Idee i przywództwo we współczesnym świecie

Nie jestem entuzjastą tezy Kloppenberga jakoby Obama był wyznawcą pragmatycznej filozofii politycznej. Przypisując 44. prezydentowi Ameryki poglądy Williama Jamesa i Johna Deweya, Kloppenberg wyrządza krzywdę zarówno pragmatystom, jak i Obamie. Filozofia Jamesa i Deweya została w ten sposób sprowadzona do serii powierzchownych haseł i politycznych banałów, co utrwala stereotyp pragmatyzmu jako filozofii płytkiej, będącej co najwyżej intelektualną artykulacją amerykańskiego dobrego samopoczucia. Narracja Kloppenberga nie oddaje też sprawiedliwości talentowi politycznemu Obamy, który potrafił wykorzystać swoje staranne wykształcenie, lecz w inny sposób niż sugeruje to Kloppenberg. Młodzieńcze zainteresowania literackie i umiejętność użycia motywów zaczerpniętych z amerykańskiej tradycji politycznej złożyły się na doskonałą jakość przemówień Obamy-polityka. Właśnie w sferze retoryki (i tylko tu) należy dopatrywać się wpływu idei na politykę. Być może najbardziej pouczającym przykładem jest wykorzystanie przez Obamę tradycji community organizing Saula Alinsky’ego na potrzeby kampanii wyborczej. Sztab Obamy zorganizował specjalne Obama Camps, na których aktywiści zapoznawali sie z technikami agitacji. Kiedy Obama zachęcał młodych ludzi do pukania do drzwi i przekonywania Amerykanów do głosowania na kandydata demokratów, nie chodziło mu wcale o to, że „siła bierze się z ustanowienia więzi ze wspólnotą”, jak chciałby tego Kloppenberg. Jedyne, o co chodziło, to głosy wyborców – i z tego punktu widzenia wykorzystanie technik Alinsky’ego było dobrym pomysłem.

Jest wiele powodów, by krytykować Baracka Obamę. Sam Kloppenberg potępia politykę administracji w sprawie Afganistanu i ma wątpliwości odnośnie do „filozofii ekonomicznej”. Listę można z łatwością wydłużyć. Przykład Obamy pokazuje, że nie warto pokładać nadmiernej wiary w politykach. Lewica amerykańska już tę lekcję odrobiła. Coraz częściej zamiast rytualnego narzekania na to, że Barack Obama niczym nie różni się od bezideowego Billa Clintona, można spotkać krytyczne analizy wskazujące, że lewica nie potrafi wywrzeć skutecznej presji na administrację Obamy. Czytając Obamę razem z Jamesem Kloppenbergiem, powinniśmy wyciągnąć z tej lektury odmienny wniosek: od przekonań polityka ważniejsze jest to, jak ukształtowana jest sfera publiczna, w której polityk ten funkcjonuje. To, czy uda nam się wyrwać z kręgu bezideowej polityki, zależeć będzie od tego, jaki kształt zdołamy nadać sferze publicznej.

James T. Kloppenberg, Reading Obama. Dreams, Hope and American Political Tradition, Princton University Press, 2010.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa