Czarne skrzynki

Na centralnym placu ukraińskiego Korostenia, znajdującego się obok zamkniętej strefy skażenia, na budynku urzędu miejskiego do niedawna wisiała tabliczka pokazująca aktualny poziom promieniowania. Tuż obok postawiono Pomnik Ofiar Czarnobyla. Na Białorusi pomników się nie stawia.  […]


Na centralnym placu ukraińskiego Korostenia, znajdującego się obok zamkniętej strefy skażenia, na budynku urzędu miejskiego do niedawna wisiała tabliczka pokazująca aktualny poziom promieniowania. Tuż obok postawiono Pomnik Ofiar Czarnobyla. Na Białorusi pomników się nie stawia.  Nie ma też radiacji, chociaż jest.

(CC BY-NC-ND 2.0) by Timm Suess/ Flickr

Łukaszenka kopie ziemniaki w skażonej strefie

Kiedy na początku lat 90. rozpadł się Związek Radziecki, skażony teren wokół elektrowni atomowej w Czarnobylu, obejmujący około stu tysięcy kilometrów kwadratowych, został odziedziczony przez dwa nowo powstałe państwa: Ukrainę i Republikę Białorusi. Ten niechciany spadek po złotej atomowej erze oznaczał nie tylko ponoszenie horrendalnych kosztów uszczelniania sarkofagu nałożonego na reaktor, ale także konieczność poradzenia sobie ze społecznymi konsekwencjami katastrofy. Wywarła ona bowiem ogromny wpływ na regiony znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni, ale także na sam sposób mówienia o skażeniu, dopuszczalnym ryzyku i zakresie odpowiedzialności państwa za swoich obywateli. Swietłana Aleksijewicz, w wydanej po raz drugi w Polsce (tym razem w świetnym przekładzie Jerzego Czecha) Czarnobylskiej modlitwie. Kronice przyszłości opowiada o białoruskim Czarnobylu – katastrofie, która nigdy się nie skończyła.

Po 1991 roku sytuacja polityczna obu państw zdeterminowała wybór języka, w jakim mówi się o skutkach promieniowania oraz to, kogo dopuszcza się do głosu. Na Ukrainie ofiarom katastrofy poświęcone są rozsiane po całym kraju pomniki, podobne do tych postawionych dla upamiętnienia ofiar wojny czy Wielkiego Głodu. Obchodzi się rocznicę wybuchu, a w ostatnich latach wykorzystuje się także turystyczny i promocyjny potencjał nieczynnej elektrowni atomowej i otaczającego ją ewakuowanego miasta Prypeć. Na Białorusi natomiast temat promieniowania jest konsekwentnie pomijany w dyskursie publicznym. Podczas gdy w jednym kraju cały czas obowiązują ulgi dla ofiar katastrofy – „potrepienców”, w drugim prezydent Łukaszenka zadecydował o likwidacji niemalże wszelkich przywilejów dla osób mieszkających na terenach skażonych. Obecnie pozostały już tylko szczątkowe formy „zadośćuczynienia”, jak na przykład wydawanie dzieciom ze strefy dodatkowych owoców w szkole lub zwalnianie ich z niektórych obowiązkowych prac polowych. W kraju, o którym pisze Aleksijewicz, losy skażonych są historiami ofiar, które nie chcą być zapamiętane przez państwo.

Na Białorusi, na teren której opadła największa ilość pyłu radioaktywnego, na przestrzeni ostatnich lat coraz więcej miast i wiosek uznaje się za „czyste”, a kwestię „ofiar” Czarnobyla z daleka omija się w białoruskich mediach. Równolegle prowadzona jest intensywna kampania na rzecz ponownego zasiedlania, jako że zgodnie ze słowami Łukaszenki, odwiedzającego  skażone tereny w rocznicę atomowej katastrofy, ten kto uprawia ziemię najlepiej wie, czy nadaje się ona do użytku, a nie ten kto siedzi gdzieś daleko i pisze naukowe dysertacje. [1]

I tak żyjemy tu, w radiacyjnym kotle

Bohaterowie i zarazem narratorzy Czarnobylskiej modlitwy to ludzie przesiedleni z okolic elektrowni, świadkowie, żony czarnobylskich likwidatorów, matki dzieci urodzonych w roku wybuchu, ludzie powracający do swoich gospodarstw w zamkniętej strefie. Ci, którzy nie mieszkali w tym miejscu przed wybuchem, ale teraz szukają tam schronienia. To nie tylko ofiary, ale też ludzie, dla których skażona strefa stała się nowym domem. Uchodźcy z Czeczenii, bezdomny uciekający przed światem, dla którego zona oznacza wolność.

Aleksijewicz pisze o ludziach, dla których Czarnobyl jest domem, nie zaś symbolem czy historyczną przestrogą. Spotyka swoich rozmówców w częściowo wysiedlonych wsiach okalających trzydziestokilometrową zamkniętą strefę wokół elektrowni, w osiedlach przesiedleńców w Kijowie, w szpitalach i na miejscowych bazarach. Krążą tam przedmioty pochodzące z opuszczonych gospodarstw z zamkniętej strefy, handluje się częściami samochodów i maszyn, naczyniami, ubraniami. Tak jak przedmioty wyniesione nielegalnie ze strefy, cały czas w obiegu pozostaje temat promieniotwórczego skażenia.

Bliskość zony jest namacalna, a kwestia radiacji pojawia się w rozmowach, niezależnie od tego, czego dotyczą: własnego samopoczucia, tegorocznych upraw, sytuacji ekonomicznej czy też polityki. Mimo iż od czarnobylskiej awarii minęło dwadzieścia sześć lat konsekwencje promieniowania są wciąż odczuwalne. Katastrofa w Czarnobylu jest osią, wokół której obraca się całe życie bohaterów Czarnobylskiej modlitwy. Jest czas przed i po katastrofie.

Minęło już dwadzieścia lat od katastrofy, a ja dotąd nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czego daję świadectwo, przeszłości czy przyszłości? (…) jednak patrzę na Czarnobyl jak na początek nowej historii – jest on nie tylko wiedzą, ale i przed-wiedzą, dlatego że człowiek wstąpił w spór z poprzednimi wyobrażeniami o sobie i świecie. Kiedy mówimy o przeszłości, czy też o przyszłości, wkładamy w te słowa własne wyobrażenia na temat czasu, a Czarnobyl jest przede wszystkim katastrofą czasu.

Teraz ona trochę odeszła, ale my radianty

Większość książek poświęconych Czarnobylowi pokazuje, jak łatwo stoczyć się w horror opisów świecących krów i spalonych lasów. Aleksijewicz dokumentuje codzienność. To, co wydarzyło się w Czarnobylu, nie jest traktowane jak wydarzenie przypadkowe czy wyabstrahowany fakt historyczny. Autorka umieszcza temat katastrofy w kontekście rozpadu socjalistycznego systemu, kondycji człowieka radzieckiego i upadku wiary w bezwzględne dobro płynące z technicznego postępu.

Równocześnie Czarnobyl kształtuje postrzeganie własnego ciała, kategorii zdrowia i choroby oraz strategie radzenia sobie z konsekwencjami skażenia. Ciało napromieniowane staje się czymś nieznanym i obcym – zmarłych nie pokazuje się rodzinie, chowa w specjalnych ołowianych trumnach – są niebezpieczni nawet po śmierci. Promieniowanie, choć niewidoczne atakuje zmysły. Na początku traci się węch, tak jak jeden z fotografów realizujący reportaż w zonie. Promieniowanie staje się też nowoczesną chorobą zakaźną.

mieszkańcy białoruskiej skażonej strefy/ by belarus/ Flickr.com

Aleksijewicz pokazuje, jak kategoria „skażenia” służy jako nowa kategoria grupowej identyfikacji. Nie wybuch zatem jest tematem Czarnobylskiej modlitwy – autorka pisze niewiele o jego kulisach i zatajanych przez lata faktach. Oddaje głos skażonym Białorusinom, którzy niczym czarne skrzynki zapisują informacje dla przyszłości.

***

Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości, Wydawnictwo Czarne, Warszawa 2012.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa