Codzienności rozbita na detale
Moja ograniczona znajomość francuskiego oraz geografii Szwajcarii nie pozwoliły mi na znalezienie miejscowości Chesières na mapie. Być może dlatego, że tak jak we wspomnieniach Tony’ego Judta jest to miejscowość niemodna. Mapy - w przeciwieństwie do […]
Moja ograniczona znajomość francuskiego oraz geografii Szwajcarii nie pozwoliły mi na znalezienie miejscowości Chesières na mapie. Być może dlatego, że tak jak we wspomnieniach Tony’ego Judta jest to miejscowość niemodna. Mapy – w przeciwieństwie do autora Pensjonatu pamięci – o niej nie wspominają.
Dla tego wybitnego brytyjskiego (francuskiego? nowojorskiego?) intelektualisty żydowskiego pochodzenia, zafascynowanego Europą Środkową, dla której nauczył się języka czeskiego i której poświęcił wiele lat życia, hotelik z Chesières był miejscem niezwykłym. Szwajcarski domek zapamiętany oczami dziesięcioletniego chłopca stał się prototypem pełnego mnemonicznych kategorii pensjonatu pamięci. Miejsca, które było rajem na ziemi.
Do pensjonatu Tony’ego Judta wchodzimy nocą, którą – tak jak wszystkie inne – autor spędza bezsennie porządkując pokoje swojego hotelu. To zadanie wyczerpujące, jednak nie jest ono – jakby można się tego spodziewać – czynnością fizyczną. Gospodarz tworzy w myślach pokoje swojego życia. Ucieka w ten sposób przed „egzystencją karalucha” i więzieniem sparaliżowanego chorobą ciała, które sprawi, że będzie to ostatnia napisana, a właściwie podyktowana książka w jego dorobku. Egzystencji strasznej dla każdego, a podwójnie dla kogoś, kto całe swoje życie cyzelował słowa i pisał opasłe książki, a teraz nie może napisać nawet jednej strony.
Do Pensjonatu pamięci wchodzimy poprzez esej Noc. Otwiera on wędrówkę po dwudziestu pięciu fragmentach – pokojach wspaniałej literatury traktującej nie tylko o życiu samego autora, ale również (a może przede wszystkim) o sprawach według niego najważniejszych. Autor opowiada o (braku) smaku jedzenia przygotowywanego przez matkę, o promach i przeprawach przez kanał La Manche, o londyńskiej zielonej linii, o samochodach ojca (tylko francuskich!) i wreszcie o pociągach, których czas wymierza Judtowi Europę. Każdemu z istotnych fragmentów dzieciństwa spędzonego na starym kontynencie poświęca osobny obrazek na piętrze młodości.
Prowadzi nas także dalej – na drugie, a może nawet trzecie piętro (wszak szwajcarskie pensjonaty mają ich co najmniej trzy). Tu przewija się istotny w karierze historyka wątek Ameryki. Spora część domu to również wędrówka po naszej części starego kontynentu i wokół służby w izraelskiej armii podczas wojny sześciodniowej oraz dni spędzonych w kibucu.
Spacerując, prowadzeni przez Judta odkrywamy „Ludzkie figurki, historyjki oraz fetysze, banalną codzienność rozbitą na detale” tak charakterystyczne, według Josefa Kroutvora, dla literatury środkowoeuropejskiej, którą był zafascynowany. W opowieść o prywatnym życiu Judt w sposób niemalże niewyczulany wplata historie dotyczące czegoś więcej: etyki, polityki, historii, cywilizacji… Zwraca uwagę na sprawy istotne dla niego przez większą część życia lub te, których znaczenie dostrzegł dopiero po latach. Zwiedzane przez nas pokoje nie są również odporne na działanie czasu. Ten niezwykle utalentowany historyk dostrzega i ocenia kierunek zmian we współczesnym świecie. Krytyce poddaje również własne postępowanie, nierzadko przeplatające się z wydarzeniami historycznymi.
Judt boi się tożsamości. Nie chce się samookreślać. Nawiązując do „kwestii” Romów we Francji czy rozwoju nacjonalizmu w Holandii pokazuje, że to dzisiejsze zagrożenie przybiera postać tożsamości oraz krążących wokół niej groźnych politycznych „izmów”: nacjonalizmu, szowinizmu, czy przesadnego patriotyzmu zgrabnie ujętego przez Brytyjczyków spolszczonym określeniem „jingoizm”. Tworzenie własnej tożsamości poprzez etykietowanie czy wykluczanie nie jest również niczym innym jak budowaniem nacjonalizmu. Jego epokę zakończyć miało powstanie państw narodowych. Jednak globalizacja – przewrotnie – zmusza państwa do ponownego samookreślenia, przekształcania, formułowania na nowo lub walczenia o przetrwanie swojej tożsamości. A ideologia, której koniec głosi się już od dwóch wieków, ma się na tym świecie doskonale.
Brak potrzeby utożsamiania się u Judta nie wynika jedynie z docenienia groźby płynącej z opisanego wyżej zjawiska. W pokojach pensjonatu odkrywamy, że podobną rozmytą tożsamość miała również matka autora: Żydówka w drugim pokoleniu, która nie czuje związku ani z Anglią, w której mieszka, ani z Europą Wschodnią, z której pochodzą jej rodzice. Nie mówi też dobrze w jidysz. Z drugiej strony ojciec, czujący nostalgię za lądem, ale lokujący swoją potrzebę identyfikacji we francuskich samochodach i podróżach po kontynentalnej Europie.
Judt z rodziną po żydowsku spędzał piątkowe obiady u dziadków, ale w Boże Narodzenie ubierał choinkę. Żył w Londynie, Paryżu, Wiedniu i Nowym Jorku. W tym ostatnim znalazł swoje miejsce. Wielkie Jabłko okazało się bowiem miejscem również dla ludzi z pogranicza – jak określał się on sam – nie mających potrzeby utożsamiania się.
Z każdego pokoju – eseju mogłaby powstać osobna historia. Jednak Judtowi nie chodzi o zanudzanie czytelnika monografiami czy esejami filozoficznymi. Wskazuje na egalitaryzm uniwersytetów, które były i zawsze będą instytucjami elitarnymi. Mówi o konflikcie palestyńsko-izraelskim, którym interesował się przez znaczną część życia. W trakcie tych wycieczek do przeszłości nie boi się wytknąć Zachodowi jego egoizmu. Natomiast rówieśnikom, którzy (tak jak on sam) w latach 60. uważali się za rewolucjonistów i lewicowców, pokazuje, że przegapili toczącą się tuż za „rogiem” prawdziwą rewolucję. I mimo pozornej odrębności te jego „figurki” czy „pokoje” łączą się ze sobą.
O czym więc mówią nam pokoje szwajcarskiego pensjonatu? Nie opowiadają o śmierci ani o ostatnich dniach życia autora. Ich intencją nie jest (przynajmniej nie bezpośrednio wyrażoną) pożegnanie się ze światem. Nie moralizują. Doskonale nadają się na letnią lekturę do pociągu czy na zimowe wieczory. Nie są spisem tematów najbardziej istotnych. Mówią o sprawach, o których warto dyskutować. Budzą szacunek i podziw dla człowieka o nieprzeciętnej inteligencji i odwadze wyrażania własnych poglądów. Są również niezwykle interesującym efektem przemyśleń, „mechanizmem przetrwania” nocy.
***
Tony Judt, Pensjonat pamięci, przełożyła Hanna Jankowska, Wydawnictwo Czarne 2012.