Co wydarzyło się podczas wernisażu Jasona Evansa

Wystawa Jasona Evansa Zdjęcia do oglądania i rzeźby do fotografowania to jedno z wydarzeń Programu Głównego jubileuszowego 10. Miesiąca Fotografii w Krakowie. Festiwal odbywa się pod zachęcającym hasłem „Dołącz”. Dołączyliśmy.  Na stronie internetowej festiwalu przeczytaliśmy zapowiedź: „Wystawa […]


Wystawa Jasona Evansa Zdjęcia do oglądania i rzeźby do fotografowania to jedno z wydarzeń Programu Głównego jubileuszowego 10. Miesiąca Fotografii w Krakowie. Festiwal odbywa się pod zachęcającym hasłem „Dołącz”. Dołączyliśmy. 

Na stronie internetowej festiwalu przeczytaliśmy zapowiedź: „Wystawa przedstawia wybrane fragmenty dwóch zbiorów prac, które do siebie nawiązują i inicjują dialog z publicznością. Widzowie zachęcani są do przyniesienia własnych aparatów fotograficznych i samodzielnego fotografowania wystawionych przedmiotów. Powstałe w ten sposób i publikowane na stronie www.photographyforsculpture.com zdjęcia staną się częścią trwającej wystawy”. Zaintrygowani, udaliśmy się na wernisaż.

Ulica Św. Tomasza tonęła w popołudniowym słońcu, na chodniku, jezdni i w powietrzu mienił się brokat rozsypany przez artystę. Przed maleńką galerią ZPAF stała już grupa festiwalowych gości. Na oknie galerii widniał tytuł wystawy (bez nazwiska autora), a w witrynie leżała kompozycja z drewnianych kuchennych łyżek. Na drzwiach przeczytaliśmy krótkie zaproszenie do robienia własnych zdjęć i umieszczania ich na stronie. Byliśmy chwilę przed czasem, ale razem z innymi weszliśmy do środka.

Ściany pomalowane w skośne, kolorowe płaszczyzny, okazały się przedłużeniem brokatowej ferii barw. Podobnie jak wyeksponowane zdjęcia – soczyste, nasycone kompozycje zbudowane z przedmiotów codziennego (lub niecodziennego) użytku, martwe natury grające kolorem, światłem, fakturą, odbiciem. Zdjęcia pełne zmysłowego zachwytu nad materią i przepełnione radością płynącą z wizualnych przyjemności. Gdyby nie były fotografiami, byłyby lizakami.

Poza nimi w galerii zainstalowano trzy specjalnie przygotowane wystawiennicze cokoły. Szczególnie dwa z nich zwróciły naszą uwagę. Pierwszy, przypominający małą, białą cykloramę – fotograficzne mini-studio, ustawione tyłem do okna, ładnie rozpraszające światło na ustawionych przedmiotach: figurce piłkarza i rubinowym okrągłym szkiełku. Druga, z dwóch stron obudowana lustrami, będąca bajecznym repozytorium pięknych i intrygujących przedmiotów. Zgromadzone na niewielkiej powierzchni, ustawione jeden na drugim, odbijające się w prostopadle ustawionych lustrach – powodowały wizualny ślinotok, prosiły się o dotyk. Lustrzana kula, plastikowe pojemniczki, kafel z ornamentem, pomarańczowe świece, piórka, szklana figurka – nagromadzenie kształtów, kolorów i faktur mające w sobie coś z szalonej kolekcji, a coś z dziecięcego pokoju.

http://www.photographyforsculpture.com/

Zachęceni, odpowiedzieliśmy na zaproszenie do dialogu, do uczestnictwa, do sprawdzenia fotogeniczności przedmiotów, do samodzielnego obcowania ze zmysłowością, przyjemnością, żartobliwością, o których autor mówił w rozmowie z Aaronem Schumanem (wywiad opublikowano w festiwalowym katalogu). Razem z innymi widzami/uczestnikami zaczęliśmy wybierać przedmioty, które szczególnie nas pociągały. Ustawiliśmy się w kolejce do cokołu-cykloramy, przygotowaliśmy nasze smartfony do fotografowania. Stworzyliśmy własne, małe rzeźby – przesuwając przedmioty, szukając relacji między nimi, decydując o kompozycji, która dla nas samych była znacząca, przyjemna, ważna. Zakładając buty dane nam przez autora i podążając zaproponowaną przez niego ścieżką, weszliśmy w zaproponowaną sytuację,  zyskując nie tylko wizualną przyjemność płynącą z obcowania z pięknymi i intrygującymi przedmiotami, ale także doświadczając sensów, które, choć nigdzie nie zostały nazwane, tkwiły w doświadczeniu właśnie.

Byliśmy w galerii sztuki – przestrzeni, która zwykle jasno oddziela naszą rolę jako tych, którzy patrzą od roli artystów, którzy pokazują. W galerii, która każe nam zwykle zachować nie tylko dystans przestrzenny („nie dotykać eksponatów”), ale także – krytyczny (wymagając zaplecza intelektualnego, pracy interpretacyjnej, rozszyfrowywania kontekstów, uważnego czytania eksplikacji). Nie żebyśmy nie lubili takiej sztuki! Lubimy, gdy patrzenie zmusza nas do myślenia i dyskusji. To, co zachwyciło nas w ekspozycji Jasona Evansa, to jednak szczególny sposób pobudzenia refleksji, która nie tkwiła w zwartym tekście wiszącym na ścianie, nie była również zaszyfrowana w powierzchni do oglądania, ale okazała się częścią doświadczenia, efektem dosłownie interaktywnej, otwartej i dyskursywnej sytuacji, w której działając (samodzielnie tworząc obiekty, fotografując je, a następnie dzieląc się nimi na stronie internetowej) odnaleźliśmy znaczenia. Jakie?

Ponownie poruszone i na nowo sproblematyzowane znaczenie galerii jako miejsca spotkania ze sztuką będącą przestrzenią faktycznego działania, zaangażowania (co wobec wydarzeń Biennale w Berlinie, jak również hasła „Dołącz” wydało się szczególnie aktualne), ale także – jako zabawy i żartu. Znaczenie fotografii jako wykraczającej poza swoje ramy – w stronę performatywnej konstrukcji (czy ustawienia przedmiotów do zdjęcia nie jest już częścią fotografowania?) i narzędzia wizualnego dialogu, które nie podlega już prostym podziałom na „artystyczne”, „dokumentalne” czy „zaangażowane”, ale utrzymuje się w stanie ciągłego napięcia pomiędzy kreacją a obserwacją, między tym co indywidualne a tym, co uniwersalne. Fotografii, która „w życiu codziennym” (nawiązując do tytułu wystawy trwającej w Bunkrze Sztuki) funkcjonuje jako rodzaj powszechnej, prostej i ważnej praktyki dzielenia się indywidualnymi obserwacjami.

Dawno nie doświadczyliśmy uczestnictwa w artystycznej akcji-instalacji-wystawie tak prosto, a zarazem tak intensywnie i refleksyjnie.

***

To mogłaby być recenzja z wystawy Jasona Evansa Zdjęcia do oglądania i rzeźby do fotografowania. Mogłaby, ale nie jest. W rzeczywistości było tak, że w okolicy piątego akapitu – a więc wtedy, gdy niektórzy rozentuzjazmowani goście zinterpretowali przestrzeń galerii jako pole działania i zaczęli tworzyć własne rzeźby, do galerii wpadła jedna z organizatorek festiwalu, zdecydowanym tonem prosząc o odstawienie wszystkich przedmiotów na miejsce i informując, że eksponatów nie wolno dotykać.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa