Co można dostrzec, a czego nie widać

W witrynach sklepów, kawiarni i prywatnych galerii, których pełno w modnej dzielnicy Berlina, wymalowano białą farbą hasła: „Hope”, „Change we need”, „Es geht noch mehr”, „Wir sind eine Familie” i znak siódmego Berlińskiego Biennale Sztuki […]


W witrynach sklepów, kawiarni i prywatnych galerii, których pełno w modnej dzielnicy Berlina, wymalowano białą farbą hasła: „Hope”, „Change we need”, „Es geht noch mehr”, „Wir sind eine Familie” i znak siódmego Berlińskiego Biennale Sztuki Współczesnej. Wykonane szybko, ekspresyjnie, w stylistyce „tagów” albo napisów sprejowanych na murach. Wizualne oznakowanie, logo, identyfikacja oraz wiele drobnych elementów wykorzystuje graficzne nawiązania do ruchów społecznych, miejskiej partyzantki, graffiti. Niemcy rozpoznają w tym stylu również odniesienie do Kristallnacht.

Wydaje się, że wszystkie galerie w dzielnicy, a także modne kawiarnie i knajpy, starają się podłączyć pod Biennale; zwabić do siebie klientów, którzy przyjechali do Berlina obejrzeć realizowane przez Artura Żmijewskiego wydarzenia. Praktyczni berlińscy właściciele galerii zorganizowali w czasie pierwszych dni Biennale, mającego wyraźnie lewicowy program, Gallery Weekend. Trzeba przyznać, że już samym tym gestem udało im się wywołać w przyjezdnym widzu Biennale wrażenie dysonansu, kontrastowego i dwuznacznego zderzenia światów.

Arysta-kurator

Program tegorocznego Biennale, sformułowany przez Artura Żmijewskigo, został ujęty w haśle-wezwaniu: „FORGET FEAR!” – zapomnij o strachu. Pod tym szyldem artysta-kurator zebrał artystów, działaczy, ruchy, a także wydarzenia i zwykłych ludzi, których aktywność wywołuje polityczne skutki i ma polityczny charakter. Autor Stosowanych sztuk społecznych wciela w ten sposób w życie idee realizowane na co dzień w swoich artystycznych pracach. Jest to zdecydowanie biennale „autorskie”, stworzone przez Żmijewskiego (wraz z grupą kuratorów) według wyraźnego planu własnej wypowiedzi.

Włączenie poszczególnych elementów w Biennale jest gestem prezentacji, „wystawienia” o charakterze artystycznym. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie wybór przedmiotów wystawianych. Na Biennale zobaczymy oprócz klasycznych dzieł także całe zjawiska lub ludzi wraz z ich twórczością. Przykładem niech będzie Mirosław Patecki, autor pomnika Chrystusa w Świebodzinie. W Kunstwerke wykonuje on na oczach publiczności kopię głowy ze słynnego pomnika. Towarzyszy temu dokumentacja jego oryginalnej pracy, wraz z komentarzem przedstawiającym społeczne i religijne tło tej realizacji. Możemy w tym rozpoznać typowy dla Artura Żmijewskiego minimalistyczny, a czasem wręcz okrutny gest chłodnej prezentacji, wystawienia na widok publiczny tego, co samo się dzieje, prezentuje w swojej autentyczności. Sposób pracy artystycznej Żmijewskiego sprawia, że trudno jest tu odróżnić Żmijewskiego-kuratora od Żmijewskiego-artysty. I takie było zapewne założenie twórców Biennale.

Dzieło w galerii i dzieło w mediach

Artur Żmijewski w swoim projekcie przedstawił Biennale bardziej jako proces, działanie obliczone na skutek, niż wystawiennictwo dzieł. Celem – szeroko pojęta „Zmiana”. Prace na Biennale są bardzo zaangażowane społecznie. Oprócz wielu miejsc prezentacji, Biennale operuje w dużej mierze w mediach – w sferze medialnej bardziej niż w sferze faktów: czeski artysta Martin Zet zorganizował zbiórkę książek Thilo Sarrazina Deutschland schafft es ab, której treść uznawana jest za rasistowską. Jednak liczba artykułów na temat artysty, który według relacji prasowych zamierza zebrać i spalić czyjeś książki, wielokrotnie przewyższyła liczbę oddanych mu w trakcje akcji egzemplarzy.

Biennale ma kilka tematów i jest to chyba jego najsłabszy punkt. Można powiedzieć, że jest to praca site-specific – projekty wchodzące w skład Biennale w bardzo dużej liczbie odnoszą się do miasta, jego bolesnej historii i współczesnych problemów.

Grając na prowokacji, Biennale wykorzystuje stereotypy i klisze kulturowe, szczególnie te związane z Berlinem. Napisy w oknach galerii, które mija się, idąc do KW, były w rzeczywistości cytatami z przemówień wyborczych polityków. Umieszczenie ich na ulicy szczególnie dotkniętej pogromem Żydów, wykonanie w stylistyce „ulicznej”, było dla Niemców czytelnym odniesieniem do Kryształowej Nocy i sprawiało, że ich przesłanie stawało się całkowicie dwuznaczne. Zwłaszcza tego postulującego, że „Deutschland kann besser” [Niemcy mogą lepiej].

Bardzo liczne są odniesienia o Holokaustu. Prasa niemiecka wykazuje oburzenie, zaznaczając, że nie dotyczy ono tematu wprost, lecz spodziewanej intencji Żmijewskiego, by łamać tabu, ciążące rzekomo w Berlinie nad tym tematem. Nie wiadomo jednak na pewno, czy te kontrowersje i nawiązania były przez autorów wpisane w prace, czy też powstały w pracy interpretacyjnej dziennikarzy. Innymi słowy – być może niektóre nawiązania i skojarzenia z działalnością niemieckich nazistów powstały po stronie niemieckiej publiczności, która nie oparła się pokusie pewnej nadinterpretacji, być może ujawniającej wręcz jej skryte problemy. Być może takie właśnie zjawisko zachodzi podczas odczytywania pracy Martina Zet, jako nawiązania do palenia książek przez nazistów, a nawet kojarzenia logo Biennale z germańskimi runami i traktowania tego faktu jako oczywistego nawiązania do nazizmu. Choć trzeba przyznać, że sam kurator postarał się o takie skojarzenia, choćby poprzez pokazanie na głównej wystawie swojej pracy p.t. Berek, zdjętej w 2011 roku z wystawy Obok. Polska – Niemcy. 1000 lat historii w sztuce w Berlinie.

Oglądając kolejne wystawy i wydarzenia Biennale, ma się wrażenie ciągłego powracania tematu Niemiec, Berlina i II Wojny Światowej. Jest to zapewne zabieg niejako przypadkowy – wynika z lokalizacji Biennale. Gdyby Żmijewski tworzył podobne wydarzenie w innym mieście, zapewne wybrałby inne tematy. Mimo to powtarzanie tematyki, która powszechnie uważana jest za trudną, raczej męczy niż ekscytuje i podburza. Wydaje się, że kurator liczył tutaj na zbyt prosty zabieg służący krytyce i prowokacji. Choć pomysły to interesujące, publiczność raczej nie reaguje żywiołowo na same wydarzenia. To raczej sam pomysł ich organizowania wywołuje silne reakcje. Jest to być może próba zderzenia Biennale z Berlinem. To typowy dla Żmijewskiego gest: czeka i zobaczy, co będzie. Tylko czy rzeczywiście coś się stanie? Niemcy czują się oburzeni prostotą tej prowokacji.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa