Chroniczna obawa

Autor traci wpływ na swój tekst z momentem upublicznienia go. Przemówienie Radosława Sikorskiego w Berlinie przypomina o tym prawidle w dość przykry sposób. Debata publiczna na ten temat została już porwana przez PiS do ciemnego […]


Autor traci wpływ na swój tekst z momentem upublicznienia go. Przemówienie Radosława Sikorskiego w Berlinie przypomina o tym prawidle w dość przykry sposób. Debata publiczna na ten temat została już porwana przez PiS do ciemnego kąta i małe są szanse, by dyskusję otwarto szerzej.

Dyskusja na ślepym torze

Zaściankowość dyskusji zamyka się w zwarciu Gazety Wyborczej, która jako jedna z niewielu w Europie podchwyciła ton wypowiedzi nadany przez ministra spraw zagranicznych z głosem Jarosława Kaczyńskiego, który tonąc gotów jest palić Rzym, byle tylko samemu jeszcze raz rozbłysnąć.

Obydwa te stanowiska dowodzą chronicznej gry na obawach, które służą za paliwo polskiej debacie politycznej nawet w czasach polskiej prezydencji w Radzie UE, a może przede wszystkim w tym okresie. Z jednej strony widzimy, jak postępowy, proeuropejski kompleks zaścianka każe z entuzjazmem witać każde zawołanie o więcej Europy. Nawet tej, której dziś już nie rozumiemy tak dobrze jak z czasu referendum akcesyjnego. Z drugiej strony pogrobowcy ministra Becka klną się na honor, byle tylko zachować odrębność Polski od reszty Europy. Jak głupia jest alternatywa, przed którą stawiają w ten sposób sporą część społeczeństwa, nie trzeba tłumaczyć.

Trzy niewykorzystane wątki

(CC BY-NC 2.0) by PolandMFA

Sikorski powiedział to, czego logika wspomnianych wyżej obaw nie zawiera. Po pierwsze, upomniał Niemcy w mało dyplomatyczny sposób nazywając zyski związane z rozszerzeniem UE zyskami ekonomicznymi krajów starej struktury (w szczególności Niemiec) i wzywając niemal do zmian w konstytucji, gdy idzie o sprawy fiskalne. Tego Niemcy słyszeć nie chcieli i tu polska prawica powinna była zgodnie przyklasnąć.

Po drugie, wezwał do odpowiedzialnego przywództwa i rekonstrukcji Unii w odpowiednim momencie przed dużo bardziej oczekiwanymi wystąpieniami Merkel i Sarkozy’ego, od których świat oczekuje deklaracji co do kierunku zmian europejskich struktur. Niemniej Sikorski i Polska znalazła się symbolicznie w czołówce, a nie na końcu grupy reformującej Europę. Dumni w tym miejscu powinni być euroentuzjaści, ale dla myślących o Polsce w Europie poważniej to marna pociecha.

W końcu, ostrzegając przed wojną w Europie, oby która – wspominając wystąpienie ministra Rostowskiego – nie okazała się polskim snem Kasandry, i publicznie deklarując, że mniej obawia się niemieckiej bezczynności niż działania, przyklasnął gustom zza Atlantyku. Upomniał jednocześnie Brytyjczyków, których fundamenty ekonomiczne dające im podstawę, by uważać się za prawdziwie niezależny kraj mogą nie być tak solidne. Słowem, stanął na wysokości zadania jako minister spraw zagranicznych prezydującego Radzie UE kraju, mówiąc o sprawach dla Europy i w gruncie rzeczy świata najważniejszych, sprowadzając je do konkretnych postulatów i przykładów. Tym samym przygotował grunt dla decydujących graczy: Niemiec i Francji.

Poza kanonem dyskusji

Pozostaje krótko podsumować znaczenie owego wystąpienia dla dalszego biegu spraw europejskich. Nie jest ono wielkie, ale nie o wielkość w tym wypadku chodzi. Jeśli tylko by nadawało ton debacie o sprawach europejskich, odniosłoby wielki sukces. Niemniej, stanowisko szefa MSZ – choć nie poprzedzone konsultacjami w kraju na ten temat i tym samym odpowiadające na dylemat, czy zachować przyszłość Europy kosztem demokracji, czy odwrotnie – jest już polskim stanowiskiem, tym bardziej, że nikt go fundamentalnie nie zakwestionował, nawet rozpadająca się obecnie prawica.

Przemówienie wychodzi, jak wspomniałem, poza rejestr polskiego kanonu dyskusji i być może dlatego potrzeba czasu, by je przetrawić. Małe są jednak na to szanse, bo poza gronem znawców spraw euroatlantyckich nasza debata toczy się o co innego, a czasami nawet się w ogóle jakby nie toczy, podskakując na jednodniowych historiach czczych skandali.

Berlińskie wystąpienie mogło wydobyć polską debatę z nieco podrzędnych tematów, ale to się nie stało i dziś w czołówkach gazet znowu sprawy ważne, ale krótkoterminowe. Czas na moment europejski w Polsce był w zeszłym tygodniu. A dobrze byłoby nazwać wyzwania i scenariusze jeszcze przed szczytem UE, na którym – oby – określać się będą sprawy, od których zależą wszystkie, w tym nasze, strachy.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa