Budować, mieszkać, mieć (długi)

Lokatorki eksmitowane, blokujący pokonani – poniedziałkowe eksmisje i ich gazetowe(.pl) echa skłoniły mnie do lektury raportu z monitoringu polityki mieszkaniowej w Warszawie opublikowanego przez Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów. Dwie udane eksmisje W ostatni poniedziałek udało się […]


Lokatorki eksmitowane, blokujący pokonani – poniedziałkowe eksmisje i ich gazetowe(.pl) echa skłoniły mnie do lektury raportu z monitoringu polityki mieszkaniowej w Warszawie opublikowanego przez Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów.

Dwie udane eksmisje

W ostatni poniedziałek udało się eksmitować lokatorki dwóch mieszkań w Śródmieściu (jedna jest emerytką, druga – samotną matką trójki dzieci). Blokada eksmisji zorganizowana przez Komitet Obrony Lokatorów, Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów i squattersów nie przyniosła skutku. Policja i komornik wygrali drugą rundę meczu (w pierwszej, jesiennej, to „działacze lokatorscy” zdobyli punkty): „Tym razem policjanci, którzy zwykle asystują komornikom, przejęli inicjatywę. Przebili się przez szpaler blokujących budynek wojska, do drugiej blokady w zasadzie nie dopuścili. Na Sempołowską przyjechało kilka wozów policyjnych i ok. 20 funkcjonariuszy. Podobnie było na Wilczej” – pisze Magdalena Zubik w tekście „Dwie udane eksmisje. Policja rozbiła blokady lokatorów” (którego tytuł zmieniono później na mniej apologetyczny, a nawet trochę współczujący: „Policja rozbiła blokadę eksmisji. Lokatorka w szpitalu”, jednak pierwotny tytuł zachował się w adresie strony i w paru przedrukach, m. in. na stronie wirtualna-warszawa.pl). Autorka opisuje liczne przewiny lokatorki z Sempołowskiej: jej skandaliczne długi oraz fakt, że nie należy jej się mieszkanie w Wojskowej Spółdzielni Mieszkaniowej, bo nigdy nie pracowała w wojsku.

Na korzyść emerytki przemawia jedynie to, że w czasie eksmisji wykazała się elementarną przyzwoitością i straciła przytomność: „Nie wiadomo, jak zakończyłaby się eksmisja, gdyby nie to, że lokatorka wymagała pomocy lekarzy. – Straciła przytomność, została wezwana karetka. Osoby zabarykadowane w mieszkaniu musiały otworzyć drzwi i wtedy weszli tam policjanci”- mówił jeden z blokujących. Artykuł kończy się groźnym memento: „Na eksmisję do mieszkań socjalnych czeka w Śródmieściu grubo ponad pół tysiąca osób. Większość z nich latami, jak lokatorka z Wilczej, wobec której sąd orzekł eksmisję w 2002 r.”, co oznacza, że podobne spektakle policyjnej przemocy będą odbywać się regularnie, a wszyscy, którzy na czas spłacają raty, będą mogli kibicować stróżom prawa w tym ponurym reality show.

Paragraf 22

Wieloletni Program Gospodarowania Zasobem Mieszkaniowym m. st. Warszawy na lata 2008-2012 został objęty monitoringiem przez Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów, które niedawno opublikowało pierwszy raport cząstkowy autorstwa Katarzyny Rakowskiej, dotyczący budownictwa komunalnego i socjalnego w Warszawie. Poza uporządkowaniem i udostępnieniem sporej ilości danych, raport stanowi również krytykę niektórych założeń programu, takich jak spychanie osób w trudnej sytuacji finansowej na obrzeża miasta, i niektórych praktyk, jak manipulowanie kryterium dochodowym w celu „skrócenia kolejki” do lokalu komunalnego, oraz wskazuje na absurdy prawne, które uniemożliwiają pomoc lokatorom zagrożonym eksmisją.

Lokatorka z Sempołowskiej nie mogła ubiegać się o mieszkanie komunalne, ponieważ zajmowała lokal bez zgody właściciela. Paragraf 4 Uchwały Nr LVIII/1751/2009 Rady m. st. Warszawy z dnia 9 lipca 2009 roku w sprawie zasad wynajmowania lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu m. st. Warszawy (Dz. Urzędowy Województwa Mazowieckiego Nr 132, poz. 3937) stwierdza wyraźnie, że o lokale z miejskiego zasobu mieszkaniowego mogą ubiegać się osoby, które „są bezdomne lub zamieszkują w trudnych warunkach mieszkaniowych (tj. zamieszkują – za zgodą właściciela – w lokalach gdzie na osobę przypada nie więcej niż 6 m² powierzchni mieszkalnej lub zamieszkują w pomieszczeniach nie nadających się na stały pobyt ludzi).”

(CC BY 2.0) by Cobraverde/Flickr.com

Lokatorka z Sempołowskiej miała pecha – zamieszkiwała bez zgody właściciela, więc o lokal może ubiegać się dopiero teraz, kiedy jest bezdomna. Jak się jej poszczęści – dostanie mieszkanie socjalne, które eufemistycznie określa się jako „substandardowe”. Ma na to małe szanse, bo w wyniku zmiany kryterium dochodowego liczba oczekujących na lokale socjalne zwiększyła się o osoby, które nie mogą już ubiegać się o mieszkania komunalne. Jednak bądźmy dobrej myśli, liczba lokali socjalnych systematycznie rośnie: według raportu „[z]większenie liczby lokali socjalnych odbywa się kosztem zmniejszenia liczby lokali wynajmowanych na czas nieokreślony, te ostatnie bowiem, gdy są w złym stanie technicznym, nie są remontowane, a nadaje się im nowe miano – lokalu socjalnego – i kieruje tam najuboższych”.

Inne przyczyny spadku liczby mieszkań komunalnych to starzenie się budynków, zwiększenie liczby małych (jednoosobowych) gospodarstw domowych i możliwość wykupu mieszkania lokatorskiego z bonifikatą. Z raportu wynika, że pomimo częściowej realizacji programu rozwoju miejskich zasobów mieszkaniowych (niecałe dwa tysiące nowych mieszkań komunalnych w latach 2008-2012) realna liczba dostępnych mieszkań komunalnych i socjalnych się zmniejszyła, natomiast liczba osób oczekujących na te lokale od lat oscyluje wokół pięciu tysięcy, a okres oczekiwania na mieszkanie socjalne (mieszkanie definiujemy tutaj szeroko, w wielu przypadkach bardziej precyzyjnym określeniem byłaby „rudera”) to zazwyczaj kilka lat.

Brak mieszkań komunalnych jest szczególnie dotkliwy w sytuacji, kiedy kupno mieszkania na wolnym rynku jest możliwością dostępną dla mniejszości. W raporcie znajdziemy następujące zestawienie:

„Aby móc zaciągnąć kredyt na 2 pokojowe, 45 metrowe mieszkanie (przeciętna cena: 367 000,00 zł), obie osoby muszą zarabiać minimum 3000 zł brutto, czyli 6000 zł brutto łącznie (4312 netto). W takim przypadku miesięczna rata ich kredytu wyniesie około 1 800 zł, co pozostawi tej rodzinie 2 513 zł miesięcznie na wszystkie pozostałe wydatki, w tym czynsz, opłaty za media, żywność, odzież i transport. Kwota pieniędzy pozostałych rodzinie po spłaceniu miesięcznej raty kredytu jest więc o wiele niższa niż minimum socjalne (dla czteroosobowej rodziny w 2011 wynoszące 3 221,48 zł) i zaledwie o 375 zł wyższa niż minimum egzystencji (czyli minimum pozwalające jedynie na biologiczne przeżycie8), które dla czteroosobowej rodziny w 2011 r. wynosiło 2 193,13 zł”.

Można się więc cieszyć, że choć wiele osób, które zaciągnęły komercyjne kredyty mieszkaniowe, żyje poniżej minimum socjalnego, to przynajmniej nie wydłużają kolejki oczekujących na mieszkania komunalne. Natomiast ci, którzy oczekują, że miasto zapewni im lokal, powinni szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie: czy bezwzględnie muszą mieszkać w mieszkaniu? I czy koniecznie w Warszawie?

Długi i dłużniczki

Skąd bierze się przyzwolenie na przemoc właścicieli budynków, sądów, komorników i policjantów wobec lokatorów? Odpowiedź można znaleźć w najnowszej książce Davida Graebera „Debt. The last 5000 years”, w której autor próbuje wyjaśnić siłę długu jako moralnego zobowiązania, które w momencie przeliczenia na pieniądze staje się potężnym narzędziem legitymizacji przemocy.

Dopóki nasze zobowiązania wobec innych (przyjaciół, rodziców, wspólnoty lokalnej, państwa) są postrzegane w nie-pieniężnych kategoriach, pozostają negocjowalne i wymagają komunikacji, mediacji, dialogu. W momencie ich monetaryzacji dialog przestaje być potrzebny i relacja pomiędzy wierzycielem a dłużnikiem staje się relacją dominacji, opartą na groźbie przemocy. Nigdy nie znajdę prostej odpowiedzi na pytanie: co jestem dłużna swoim rodzicom? Dług jaki mam wobec nich jest podstawą naszej relacji. Przeliczenie wzajemnego zobowiązania na pieniądze pozwala zerwać tę relację i domagać się natychmiastowego spłacenia długu. To pierwotne zakorzenienie w relacji wzajemności uważa Graeber za źródło siły długu jako moralnego zobowiązania, która nie pozwala nam dostrzec przemocy w takich praktykach jak np. domaganie się od krajów trzeciego świata spłaty długów zaciągniętych przez dawno obalonych dyktatorów (którzy za pożyczone pieniądze kupowali broń albo wille w Monaco).

Mieszkanie można rozpatrywać w podobnych kategoriach: jest ono formą relacji i, tak jak do pewnego momentu rodzice, jest niezbędne do utrzymania się przy życiu i bycia członkinią większych i mniejszych społeczności. Zapomnienie o tym aspekcie mieszkania i sprowadzenie jego wartości wyłącznie do ceny stanowi usprawiedliwienie przemocy dotykającej lokatorów.

Raport Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów można przeczytać tutaj.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa