Blog Petera Richardsa
Miejskie uprawy i niewykorzystane zasoby (4 VIII 2010) W maju Champs-Elysees pokryto warstwą ziemi. Słynna na świecie aleja w ciągu weekendu stała się miejską farmą. Na ośmiu tysiącach działek posadzono 15 tysięcy roślin. Aleja zapełniła […]
Miejskie uprawy i niewykorzystane zasoby (4 VIII 2010)
Na ten nietypowy pomysł wpadł związek młodych rolników – Jeunes Agriculteurs, by zwrócić uwagę na problemy francuskiego rolnictwa, zwłaszcza te związane ze spadającą opłacalnością, ale także po to, by konsumenci docenili wyższość produkcji lokalnej i lokalnego, zrównoważonego rolnictwa nad żywnością importowaną.
Miesiąc później pustą działkę w centrum Londynu przemieniono w miejski sad – miejsce współpracy mieszkańców, artystów, architektów, ogrodników i naukowców. Union Street Urban Orchard został w całości zbudowany przez wolontariuszy. Użyto europalet do budowy skrzynek na rośliny i tymczasowej kawiarni. Sad gościł wiele wydarzeń, w tym warsztaty robienia cydru, hodowli pszczół, rzeźby, obserwacji ptaków i miejskiej partyzantki ogrodniczej.
Inaczej niż akcja francuska (która zorganizowana została przez rolników w proteście przeciwko wymuszonym obniżkom opłat dla farmerów), miejski sad jest częścią londyńskiego Festiwalu Architektury. Zniknie z pejzażu Londynu we wrześniu, a rośliny zostaną rozdane mieszkańcom i właścicielom osiedlowych ogrodów. Oba wydarzenia przyciągnęły ponad dwa miliony gości, co świadczy o dużym zainteresowaniu mieszkańców modelami, które stapiają w jedno to, co wiejskie, z tym, co miejskie. Jako że rolnictwo staje się coraz bardziej uprzemysłowione, a całkowita liczba gospodarstw nieprzerwanie maleje, mieszkańcy miasta coraz mniej wiedzą o pochodzeniu jedzenia, które spożywają.
To fascynujące, że dwie europejskie stolice z dwóch zupełnie odmiennych powodów postanowiły w tym samym czasie zwrócić uwagę na żywność i techniki jej wytwarzania. Polska mogłaby wykorzystać potencjał istniejących w miastach ogródków działkowych, by stworzyć nowe przestrzenie publiczne. Podczas gdy wiele miast zachodnich próbuje dopiero wprowadzać zieleniaki, Polska od zawsze ma miejskie farmy, ogrody i sady, chociaż nie są one w pełni wykorzystywane. A przecież można sobie wyobrazić targi rolnicze w centrach ogródków działkowych. Nowo powstała publiczna przestrzeń mogłaby promować wymianę doświadczeń i dyskusje wokół tematów jedzenia, żywienia, zrównoważonego rozwoju i pestycydów, jednocześnie celebrując stapianie się elementów wiejskich z miejskimi.
W zeszłym tygodniu w Londynie miała miejsce prezentacja poświęcona wodzie i technologiom jej odsalania. Podobno 80 procent sałaty sprowadzanej z Hiszpanii (więcej niż 400 tys. ton) rośnie w szklarniach w dwóch regionach Hiszpanii – Almerii i Murcji. Ogromne szklarnie pokrywają ponad 27 tys. hektarów ziemi. Regiony te borykają się teraz z ogromnymi problemami z dostawami wody i wielu hodowców, by zapewnić irygację, przerzuciło się na odsoloną wodę morską. I chociaż szklarnie produkują świeżą sałatę nawet w zimowe miesiące, niektóre z metod odsalania mogą powodować problemy zdrowotne. Niektóre technologie odsalania niosą ze sobą bowiem ryzyko dla zdrowia związane z wysoką zawartością boru, ze względu na które część niemieckich supermarketów zaprzestała sprzedaży hiszpańskiej sałaty. Bor jest znanym czynnikiem rakotwórczym; filtry podnosiły jego zawartość w wodzie podczas procesu odsalania.
To jeden z wielu przykładów, które podkreślają potencjalne ograniczenia dla intensywnej produkcji rolnej na dużą skalę. Polska jest jednym z niewielu krajów w Europie, gdzie ciągle działają liczne małe gospodarstwa. Podczas gdy wiele osób z przemysłu żywieniowego lobbowało za większymi, wydajniejszymi gospodarstwami, na zachodzie obecnie promuje się małe gospodarstwa. Chociaż ceny za żywność oferowane przez małe farmy są wyższe, dochód z ich działalności utrzymuje drobnych rolników, a uprawy pozostają różnorodne i bezpieczne dla środowiska. Uprawy monokulturowe natomiast wymagają dużych ilości środków chwasto- i owadobójczych. Miejskie rolnictwo pozwala małym gospodarstwom urozmaicić miejskie życie poprzez dostarczenie świeżych, lokalnie wyprodukowanych, sezonowych produktów oraz włączenie w przestrzeń publiczną elementów zaprojektowanych przez naturę, a nie architektów czy artystów.
Przy tej ilości ogródków działkowych, która istnieje w Polsce, nie ma potrzeby wszczepiania w tkankę miasta dodatkowych sadów czy gospodarstw. Wystarczy tylko o zrestrukturyzować to, co już jest dostępne, by umożliwić dialog, wymianę i handel w ramach produkcji miejskiej.
Zrównoważona mobilność (16 VI 2010)
Uczestników podzielono na cztery grupy warsztatowe i poproszono o zaznaczenie na mapach Warszawy miejsc, gdzie krzyżuje się od czterech form usług lub udogodnień związanych z transportem. Udało się zlokalizować dziewięć takich „ośrodków”/centrów transportu (np. stacja metra Bielany, ścieżka rowerowa, przystanek autobusowy etc). Od razu dało się zauważyć niedobór takich centrów komunikacyjnych na prawym brzegu Wisły – znaleziono tam jedynie trzy takie przypadki. Pozostałe centra komunikacyjne były ulokowane wzdłuż linii metra.
To proste ćwiczenie pozwoliło spojrzeć osobom odpowiedzialnym za planowanie miasta na warszawską infrastrukturę transportową z nieco innej perspektywy, jednocześnie odpowiadając na pytanie: czy można wprowadzić mobilność mieszkańców i turystów w bezszwowym systemie: od drzwi do drzwi (bez wychodzenia z domu)? Po wskazaniu na centra komunikacyjne, pani Zielińska zaproponowała, by “wejść” w środek takiego centrum na poziomie ulicy by sprawdzić usługi dostępne w danym centrum komunikacyjnym.
Takie ćwiczenia pozwalają przestać patrzeć na transport jako na proste przenoszenie ludzi z punktu A do punktu B, ale przesuwają perspektywę w stronę transportu jako środka umożliwiającego dostęp do usług. Poprzez wskazanie centrów komunikacyjnych, można zastanowić się nad tym, jak poprawić jakość tych centrów, poprzez dodanie takich usług, jak wypożyczalnia rowerów, ulepszona sygnalizacja, punkty informacyjne. Także wygląd takich centrów może zostać poprawiony poprzez lepszy dizajn, co uczyni takie centrum bardziej widocznym, jako właśnie centrum różnych usług związanych z transportem. Można także ustalić, gdzie nowe centra komunikacyjne tego typu mogłyby powstać.
Poprzez dokładne przyjrzenie się usługom dostępnym w danym centrum komunikacyjnym można łatwo ustalić, czego brakuje i rozwinąć plan uzupełnienia brakujących udogodnień. Jeśli na przykład ludzie dojeżdżają do centrum samochodem i parkują, by dalej jechać rowerem, to przydałaby się wypożyczalnia rowerów na miejscu i serwis naprawczy. Niezłym pomysłem jest umieszczenie w takim miejscu pralni chemicznej. Wracając do domu można po drodze odebrać czyste pranie.
Można bez końca wymyślać ulepszenia dla takich miejsc jak centra komunikacyjne. Mam nadzieję, że Warszawa będzie kontynuowała proces ulepszania takich centrów poprzez regularne, comiesięczne spotkania zespołu, wzbogaconego obecnością osób z prywatnego sektora i z NGO, a nie tylko spośród miejskich urzędników. Taki dobór uczestników da spojrzenie na brak odpowiednich zróżnicowanych usług w centrach komunikacyjnych odczuwany przez ich użytkowników.
ESK może mieć znaczący wpływ na wizerunek miasta (15 V 2010)
Obecnie w Warszawie co chwila odbywają się debaty poświęcone staraniom stolicy o tytuł Europejskiej Stolicy kultury i temu, jaki wpływ może on mieć na miasto i jego kulturę. Jedną z osób, które mają za zadanie wspierać Warszawę w wyścigu o ten prestiżowy tytuł jest Tom Fleming, ekspert z Wielkiej Brytanii.
Podczas spotkania, jakie miało miejsce w Och-Teatrze, Fleming podkreślał, że tytuł ESK to jedynie część większego planu dla miasta, że nie jest celem samym w sobie. Miasta nagradzane tytułem ESK pokazują na swoim przykładzie, jak kultura staje się elementem integrującym miasta i przestaje liczyć na finansowanie z budżetów biur kultury. Poprzedni zdobywcy tego tytułu umiejętnie włączyli kulturę w edukację czy turystykę i dzięki temu kultura jest tam dofinansowywana z więcej niż jednego budżetu. Docelowo kultura ma kanalizować możliwości rozwoju w takich obszarach jak praca czy fizyczny rozwój miasta, ale kultura skorzysta również na rozwoju umiejętności ludzi nią zarządzających, jako że staje się coraz bardziej zorientowana na biznes. Kultura i kreatywność stają się częścią nowej narracji o mieście, która wpływa na jego tożsamość. Pozycja miasta zmienia się zależnie od tego, co kultura ze sobą przynosi i w jakie interakcje wchodzi. Jednakże nie chodzi o to, by miasto jedynie przykrywało warstwą kultury swoją materię, a raczej by wpływało na istniejącą już aktywność na polu kultury i na tym budowało kolejne inicjatywy. Ważne, by miasto utrzymało swoją autentyczność, oryginalność, a nie by tworzyło wizerunek siebie jako kulturalnego, poprzez dodawanie do programu kolejnych wydarzeń. Podczas jednej z takich dyskusji w Fundacji Atelier pojawiła się uwaga, że ważne jest stworzenie możliwości dla architektów i artystów, dopuszczenie ich do współpracy także przy dużych projektach inwestycyjnych, jak budowanie lotnisk.
Kolejna rzecz to potrzeba stworzenia systemu, który dopuści do kultury jak największą publikę, a wydarzenia kulturalne staną się jak najbardziej dostępne. Wpływ kultury na społeczeństwo i miasto musi być mierzalny i monitorowany, jako że przygotowanie aplikacji o tytuł ESK wymaga podania ocen i statystyk. Przykładem jest ocena wpływu kultury w Liverpoolu na stronie http://www.liv.ac.uk/impacts08/.
Wspólnotowa tożsamość (24 IV 2010)
Po debacie DNA Miasta, zorganizowanej w grudniu w Warszawie przez Fundację Res Publica Nowa, poświęconej idei zrównoważonego rozwoju wspólnoty sąsiedzkiej, odezwało się do mnie wielu mieszkańców Warszawy z konkretnymi problemami czy pytaniami. Mówili o wspólnotach sąsiedzkich, które próbują włączyć mieszkańców w proces podejmowania decyzji dotykających ich problemy.
Samoorganizacja mieszkańców we wspólnoty jest powszechną na świecie formą tworzenia społeczeństwa obywatelskiego, która powoli zaczyna się zakorzeniać także w Polsce. Mieszkańcy coraz częściej poświęcają swój wolny czas na kreatywny wolontariat oraz biorą udział w dyskusjach, dotyczących tego, jak uczynić życie we wspólnocie sąsiedzkiej bardziej znośnym, przyjemnym, przynosząc korzyść jej członkom.
Wspólnoty sąsiedzkie, jakie można spotkać na warszawskim Muranowie, w starych Włochach, Ursusie czy na Saskiej Kępie stworzyły rodzaj grupowego wsparcia, który polega na regularnym spotykaniu się po to, by omówić i wypracować metody działania mające na celu poprawienie jakości życia w dzielnicy. Spotkania te są nieformalne i zwykle odbywają się w lokalnych kawiarniach. Ta forma publicznego zaangażowania staje się powoli nową siłą w procesie lokalnych zmian, na które wpływ zaczynają mieć mieszkańcy.
W każdej z tych dzielnic mieszkańcy działają na zasadzie katalizatora transformacji, ubiegając się o swój udział w podejmowaniu decyzji. W przypadku Muranowa i Saskiej Kępy mieszkańcy i lokalni animatorzy kultury wprowadzili formułę dwudniowych warsztatów, by wspólnie wytworzyć jasną wizję realizacji lokalnych planów dotyczących m.in. powstających instytucji kultury w ich sąsiedztwie. (Budzimy Muranów, dom kultury na Saskiej Kępie, Festiwal Otwarte Ogrody we Włochach)
Te wspólnie wypracowane pomysły na działania zostały na koniec przedstawione mieszkańcom, lokalnym władzom i reprezentantom NGO-sów. Przekonanie władz dzielnicy do słuszności tych pomysłów nadal nastręcza trudności, włodarze obawiają się oddania prawa do podejmowania decyzji lokalnym działaczom. Chęć mieszkańców, by aktywnie brać udział w podejmowaniu decyzji dotyczących ich najbliższego otoczenia, jest czymś zupełnie nowym, z czym władze dzielnicy muszą się dopiero zmierzyć.
Potrzeba mieszkańców, by mieć aktywny wpływ na podejmowane decyzji będzie narastać i niedługo może doprowadzić do wypracowania kompromisu między potrzebami mieszkańców a decyzjami podejmowanymi odgórnie przez lokalne władze. Jednym z kryteriów, którym musi sprostać Warszawa w wyścigu o tytuł ESK 2016, jest zadbanie o to, co społeczne, wspólnotowe. Warto, aby władzom stolicy udało się przekonać lokalne samorządy, że dialog z mieszkańcami i ich aktywny wpływ na rozwój dzielnicy są niezbędne, by w mieście mogło rozwijać się społeczeństwo obywatelskie.
Przełożyła Katarzyna Kazimierowska