Biden w cieniu Trumpa?

Cezura stu dni prezydentury Joe Bidena to raczej kontynuacja niż zmiana w polityce zagranicznej Białego Domu, z ewidentną dominacją trendów zapoczątkowanych przez administrację Donalda Trumpa.


Sto dni administracji Joe Bidena to radykalna zmiana w wielu obszarach życia polityczno-społecznego w Stanach Zjednoczonych – od walki z pandemią, po politykę społeczną i klimatyczną. Komentatorzy zaczęli nawet porównywać Bidena do Franklina Delano Roosevelta i Lyndona Johnsona, najbardziej reformatorskich prezydentów w ostatnim stuleciu. Tego samego nie można natomiast powiedzieć o polityce zagranicznej nowego prezydenta USA.

Inny ton, inne wartości

Dla jasności, mamy do czynienia z radykalną zmianą tonu w polityce zagranicznej USA. Trump był, i zapewne pozostanie, amerykańskim nacjonalistą, niezainteresowanym światem, traktującym politykę zagraniczną czysto utylitarnie i transakcyjnie. Nie rozumiał i nie szanował sojuszników, których rutynowo rugał podczas międzynarodowych spotkań. Podczas pierwszego szczytu NATO, w którym brał udział, demonstracyjnie odsunął na bok premiera Czarnogóry, przepychając się do kamer.
Biden, były wiceprezydent w administracji Obamy i wieloletni przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznych, podkreśla wagę tradycyjnych sojuszy a do sojuszników odnosi się z szacunkiem, co zostało podkreślone w jego pierwszym wystąpieniu na forum europejskim – na konferencji bezpieczeństwa w Monachium.

Trump nie był też zainteresowany promowaniem wartości demokratycznych i ewidentnie unikał krytykowania Rosji czy Chin za łamanie podstawowych praw człowieka. Dla Bidena wartości są natomiast jednym z najważniejszych aspektów polityki zagranicznej, czemu dał między innymi wyraz uznając rzeź Ormian w 1915 r. za zbrodnię ludobójstwa. Ta, uznana za ryzykowną, decyzja Bidena to odejście od prymatu poświęcania wartości w imię strategicznych relacji z Turcją. Jednoznaczne opowiedzenie się Bidena po stronie wartości uznawanych za „amerykańskie” już dziś ma wpływ na politykę zagraniczną Waszyngtonu.

A jednak kontynuacja

Niemniej, pierwsze sto dni nowej administracji wskazuje również, jeśli nie przede wszystkim na kontynuowanie linii poprzedniej administracji w wielu kluczowych kwestiach. W sferze konkretnych decyzji w polityce zagranicznej, administracja Trumpa kierowała się trzema fundamentalnymi celami: ograniczeniem angażowania się USA w bezpieczeństwo innych regionów, protekcjonizmem gospodarczym i rzuceniem wyzwania Chinom, wreszcie przyjęciem narracji Izraela w konflikcie z Iranem i w relacjach z Palestyńczykami.

Sto dni nowej administracji to za krótki okres, żeby przesterować statek polityki zagranicznej (z natury trudno sterowalny) na zupełnie inne tory. Z drugiej strony, jest to na tyle długi czas, żeby ocenić czy zmiana kursu w ogóle się szykuje. Na dziś można chyba jasno powiedzieć, że w wyżej wymienionych obszarach kurs pozostaje niezmieniony.

Biden ewidentnie nie pali się do zwiększenia zaangażowania USA na Bliskim Wschodzie. Podjął też decyzję o ostatecznym zakończeniu amerykańskiej obecności w Afganistanie – do 1 września 2021 r., na co nawet Trump nie zdecydował się pomimo wielokrotnej krytyki kontynuacji obecności wojsk USA w tym kraju. W rzeczywistości Biden był od dawna zwolennikiem radykalnego zmniejszenia skali amerykańskiej operacji w Afganistanie, za czym lobbował (nieskutecznie) jeszcze jako wiceprezydent w administracji Obamy.

Biden nie ukrywa, że jednym z głównych powodów całkowitego wycofania się z Afganistanu jest potrzeba skoncentrowania zdolności strategicznych w regionie Azji i Pacyfiku, gdzie Chiny coraz wyraźniej rzucają Ameryce wyzwanie. Praktycznie od czasów prezydenta Billa Clintona kolejne amerykańskie administracje mówiły o potrzebie balansowania pozycji Chin i patrzyły z niepokojem na rosnące zasoby Chińskiej Armii Ludowej. Ale dopiero Donald Trump zaryzykował pogorszenie relacji z Chinami, inicjując wojnę handlową, uderzając w chińskiego Huawei i posługując się jawnie antychińską retoryką, np. poprzez nazywanie wirusa COVID-19, „chińskim wirusem”. Joe Biden odciął się od konfrontacyjnego stylu poprzednika, ale w istotnych aspektach, polityki wobec Chin nie zmienił a wręcz ją pogłębił.

Administracja Bidena postrzega Chiny jako strategicznego rywala i potencjalne źródło zagrożenia dla interesów USA. Biden dał temu wyraz niejednokrotnie podczas kampanii prezydenckiej i podejmując konkretne działania już jako prezydent. Poza decyzją o wycofaniu się z Afganistanu – co umożliwi koncentrację wysiłków obronnych w regionie Pacyfiku – Biden przystąpił do budowania regionalnej koalicji w celu powstrzymania dominacji Chin we wschodniej Azji. Pierwszym zagranicznym gościem Bidena w Białym Domu był premier Japonii z którym rozmawiał o tworzeniu wspólnego frontu wobec Pekinu. Administracja Trumpa odtworzyła również format tzw. Quadu, składającego się z Japonii, Indii, USA i Australii, czyli czterech państw zainteresowanych powstrzymywaniem wzrostu znaczenia Chin w regionie. Biden również nie stroni od jednoznacznego wsparcia Tajwanu, uznawanego przez Pekin za część Chin. Na przykład jednym z pierwszych posunięć administracji Bidena było wysłanie do Tajwanu delegacji, w której uczestniczył m.in. zastępca sekretarza stanu Jim Steinberg and senator Dodd.

Kontynuacja dominuje również w innym kluczowym obszarze polityki zagranicznej USA ,jakim jest Bliski Wschód. Biden w przeszłości krytykował zerwanie przez administrację Trumpa umowy z Iranem oraz przeniesienie ambasady amerykańskiej z Tel Awiwu do Jerozolimy, co oznacza de facto uznanie zmian dokonanych przez Izrael wbrew stanowisku ONZ. Jednak pierwszych sto dni administracji Bidena nie wskazuje na wolę odwrócenia tych decyzji Trumpa. Departament Stanu potwierdził już, że Jerozolima pozostaje siedzibą ambasady USA i ze nie ma planów zmiany w tym obszarze. USA również nie planują powrotu do nuklearnego porozumienia z Iranem, a co najwyżej jego renegocjację.

Zmiany nie widać również w podejściu nowej administracji do bezpośredniego sąsiedztwa Polski, czyli w stosunku do Rosji, Ukrainy i Białorusi. Co prawda, doszło do poważnej zmiany retoryki, która jest dużo twardsza wobec Rosji i bardziej przyjazna wobec Ukrainy niż miało to miejsce w okresie prezydentury Trumpa. Ale jeśli oddzielimy retorykę od konkretnej polityki, okazuje się, że znowu mamy do czynienia z kontynuacją. Administracja Bidena nałożyła nowe sankcje na Rosję, ale zdaniem ekspertów są one łagodne i nie oznaczają jakościowej zmiany w podejściu do Moskwy. Ponadto, pomimo twardej retoryki wobec Moskwy administracja Bidena przedłużyła obowiązywanie układu kontroli zbrojeń START 1 i nie podjęła ofensywy przeciwko budowie gazociągu Nord Stream 2. Jednocześnie Waszyngton kontynuuje wspieranie Ukrainy, ale jak dotychczas nikt w Białym Domu nie opowiedział się jednoznacznie za otwarciem NATO dla Kijowa, co pozostaje jedyną opcją zmieniającą dynamikę w regionie.
*
Dominacja kontynuacji w polityce zagranicznej Bidena wynika z dwóch fundamentalnych powodów: po pierwsze zawsze jest ona bardziej stała i odporna na polityczną presję. Ponadto, pierwsze trzy miesiące funkcjonowania nowej administracji to jednak za krótki okres na poważne korekty kursu i zmiany w dyplomacji. Po drugie, pierwsze sto dni Bidena pokazują, że nowa administracja koncentruje się przede wszystkim na sprawach wewnętrznych i to w tym obszarze dochodzi do najbardziej rewolucyjnych zmian.

fot. Jacob Morrison / Unsplash


Marcin Zaborowski – redaktor naczelny „Res Publiki Nowej”.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa