Albańskie marchewki
Wydawać by się mogło, że Albania – przynajmniej od 2000 r., kiedy otrząsnęła się po anarchii i zamieszkach z roku 1997 i po zakończeniu wojny w Kosowie – znajduje się na właściwej drodze do demokracji […]
Wydawać by się mogło, że Albania – przynajmniej od 2000 r., kiedy otrząsnęła się po anarchii i zamieszkach z roku 1997 i po zakończeniu wojny w Kosowie – znajduje się na właściwej drodze do demokracji i rozwoju. Stabilny wzrost gospodarczy i członkostwo w NATO miały być tego potwierdzeniem. Ostatnie dwa lata pokazały jednak powierzchowność tych przemian.
Wyborcza bezradność
Misje międzynarodowe, mediacje, programy wsparcia, kredyty, doradztwo, unijne kije i marchewki – i wszystko na nic. Dwadzieścia lat od zmiany ustroju Albania nie jest w stanie przeprowadzić prawidłowych wyborów i własnymi rękoma kopie sobie czarną dziurę Europy. Dlaczego zawiódł „projekt demokratyzacji” Bałkanów Zachodnich?
W siedem tygodni od wyborów lokalnych w Albanii nadal nie jest znany ostateczny rezultat pojedynku o Tiranę. Dwa dni temu Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła wstępny – trzeci już – wynik, według którego kandydat rządzącej Partii Demokratycznej, Lulzim Basha, wygrał z opozycyjnym dotychczasowym merem stolicy Edim Ramą różnicą 91 głosów na ok. ćwierć miliona oddanych w całym mieście. Oficjalne ogłoszenie zwycięzcy będzie możliwe po sporządzeniu odpowiedniej dokumentacji, a opozycyjna Partia Socjalistyczna już zapowiedziała odwołanie.
Pierwszy wstępny wynik z powyborczej soboty dawał Ramie 10 głosów nad Bashą, jednak zdominowana przez Demokratów Centralna Komisja Wyborcza postanowiła doliczyć karty błędnie wrzucone do niewłaściwych urn (do rady miasta, rad lub merów dzielnic) z wybranych lokali wyborczych. Zachodnim wysłannikom, którym powoli opadały ręce, nie pozostawało nic innego jak dyplomatycznie powiedzieć, że „logika prawna decyzji Centralnej Komisji Wyborczej była niejasna”.
Drugi wstępny wynik z końca maja wypadł na korzyść Bashy, różnicą 81 głosów. Decyzję CKW, jako bezprawną i sprzeczną z precedensem z poprzednich wyborów, zaskarżyła do Koledżu Wyborczego, instancji odwoławczej, Partia Socjalistyczna. Na mocy orzeczenia Koledżu do drugiego wstępnego wyniku doliczono „zagubione” karty ze wszystkich pozostałych lokali wyborczych.
Maraton liczenia głosów przeniósł się zatem ze szkolnych sal gimnastycznych do siedziby Centralnej Komisji Wyborczej, co przynajmniej spowodowało, że uczniowie w Tiranie mogli kontynuować wstrzymane na tydzień lekcje. Podczas liczenia, a także pierwszego i drugiego doliczania, obserwatorzy dostrzegli szereg nieprawidłowości, jak niedozwolone znaki na kartach do głosowania, niezgadzające się kody pieczęci na urnach lub urny zawierające więcej kart niż było głosujących, nie zdecydowano się jednak poświęcić im dodatkowej uwagi.
W międzyczasie Partia Socjalistyczna na znak protestu przeciw bezprawnym działaniom CKW odmówiła udziału w pracach sejmu. Ponownie, gdyż bojkot zaczął się właściwie po wyborach parlamentarnych z 28 czerwca 2009 r., kiedy Socjaliści również oskarżyli Demokratów o fałszerstwa, co doprowadziło do zablokowania prac legislacyjnych i uniemożliwiło m.in. przeprowadzenie szeregu niezbędnych reform, w tym gospodarczych.
Socjaliści protestowali również na ulicach, organizując w maju zeszłego roku strajk głodowy na głównym bulwarze stolicy, oraz liczne demonstracje antyrządowe, z których jedna, 21 stycznia br., w bezpośredniej reakcji na ujawniony kilka dni wcześniej skandal korupcyjny na poziomie ministerialnym, zakończyła się śmiercią czterech uczestników zastrzelonych przez ochraniającą budynek Rady Ministrów Gwardię Republikańską.
Zarówno afera korupcyjna, jak i tragiczny przebieg styczniowego protestu wywołały kolejną falę wzajemnych zarzutów i mimo że trafiły do sądów, mają duże szanse dołączenia do licznej grupy niekończących się i nigdy do końca niewyjaśnionych „spraw politycznych”.
Wszelkie próby porozumienia, w tym z udziałem przedstawicieli USA i UE jako mediatorów, nie przyniosły oczekiwanych skutków, oprócz deklaracji dobrej woli i przestrzegania prawa i procedur z obu stron. W tej sytuacji majowe wybory, pod warunkiem ich prawidłowego przebiegu i niedającego podstaw do kwestionowania wyniku, wydawały się być ostatnią szansą na przełom.
Demokracja wcale nie bliżej?
Nie chodzi tylko o wybory. Niedomaganie instytucji w Albanii widać na każdym kroku, niezależnie od dość pozytywnie ocenianego prawa, wypracowanego zresztą często przez albańsko-unijne zespoły robocze lub na podstawie rekomendacji Brukseli.
Ostatni raport Transparency International zwrócił uwagę na niejasne procedury nominowania pracowników administracji państwowej, niewystarczającą niezawisłość sądów i niewydolność wymiaru sprawiedliwości w ogóle. Problematyczne – oględnie rzecz ujmując – są też związki polityki z biznesem oraz brak nawet w miarę nieupartyjnionych mediów. Osobną kwestią jest dominacja nieformalnych relacji i brak przestrzegania procedur na wszystkich poziomach, od opłat parkingowych, przez służbę zdrowia i edukację, kontakty z policją, aż po zatrudnienie na najwyższych stanowiskach.
Wydawać by się mogło, że Albania – przynajmniej od 2000 r., kiedy otrząsnęła się po anarchii i zamieszkach z roku 1997 i po zakończeniu wojny w Kosowie – znajduje się na właściwej drodze. Stabilny wzrost gospodarczy i członkostwo w NATO miały być tego potwierdzeniem. Ostatnie dwa lata pokazały jednak powierzchowność przemian.
Problem nie polega rzecz jasna na tym, że Albańczycy są zasadniczo niezdolni do zbudowania demokratycznego państwa, a politycy postępują nieracjonalnie, zaprzepaszczając szanse na wielowymiarowe korzyści płynące z integracji z Unią Europejską. Z punktu widzenia klasy politycznej obecna sytuacja jest jak najbardziej korzystna, gdyż pozwala władzy korzystać z pewnych dobrodziejstw unijnych i zachowywać przy tym własne strefy wpływów. Politycy nie ucierpią też zapewne w wyniku opóźnionych w przypadku Albanii skutków światowego kryzysu, który nie dotknąwszy bezpośrednio tej mało rozwiniętej i dość zamkniętej gospodarki, ujawnia się teraz w postaci powrotów części pracowników tymczasowych z Grecji i niższych transferów od emigracji oraz zmniejszonych inwestycji zagranicznych.
Konserwacji status quo sprzyja niska świadomość i bierność polityczna Albańczyków wywodząca się z tradycyjnego podziału elektoratu na sprzyjającą Demokratom północ i popierające Socjalistów południe jako pochodnej lojalności klanowej. Brak rozliczania polityków z ich deklaracji sprzyja bezprogramowości partii, których kampanie, pełne zupełnie fantastycznych – szczególnie przy okazji ostatniego, majowego głosowania – obietnic, są równie pozorne jak same wolne wybory.
Osobisty charakter relacji odpowiada osobom z niego korzystającym, podczas gdy ci o mniejszych znajomościach są z systemu wykluczeni i nie mają głosu. Rozszerzeniem tego spojrzenia jest „logika Kalego” w odniesieniu do korupcji.
Właściwy rodzaj marchewki
Albania nie jest również jedynym problematycznym krajem w regionie. Bośnia i Hercegowina od dziewięciu miesięcy od wyborów nie uformowała centralnego rządu w wyniku niemożności porozumienia między władzami Republiki Serbskiej i Federacji Bośni i Hercegowiny. Kosowo, mimo postępów w przejmowaniu rządzenia krajem z rąk UNMIK-u i EULEX-u i kolejnych deklaracji uznania niepodległości, zmaga się z szeregiem problemów wewnętrznych w dodatku do fundamentalnego konfliktu z Serbią. Po czerwcowych przedterminowych wyborach Macedończycy muszą odpowiedzieć jakoś na żądania większego udziału we władzy ze strony 30-procentowej mniejszości albańskiej oraz rozwiązać „spór o nazwę” z Grecją.
Europa potrzebuje stabilnych Bałkanów, ale wobec niepowodzeń prób wprowadzenia demokratyzacji na modłę zachodnią pozostaje bezradna. Być może zatem kwestią demokratyzacji Bałkanów, zamiast polityków, powinni zająć się kulturoznawcy wraz z ekspertami od teorii gier, którzy opracują właściwy rodzaj marchewki? Jubileusz dwudziestolecia przemian ustrojowych na Bałkanach Zachodnich to z pewnością dobry moment do przemyśleń na temat perspektyw dalszej transformacji.