Sylwetka: Myrosław Marynowycz
17 października w Krakowie Myrosław Marynowycz został uhonorowany Polską Nagrodą im. Sérgio Vieira de Mello. Nagroda od 10 lat przyznawana jest osobom i instytucjom, które działają na rzecz współistnienia i współdziałania społeczeństw, religii i kultur. […]
17 października w Krakowie Myrosław Marynowycz został uhonorowany Polską Nagrodą im. Sérgio Vieira de Mello. Nagroda od 10 lat przyznawana jest osobom i instytucjom, które działają na rzecz współistnienia i współdziałania społeczeństw, religii i kultur.
Res Publica Nowa oraz Visegrad Insight objęły to wydarzenie patronatem. Bylismy ponadto współorganizatorem konferencji towarzyszącej nagrodzie pt. Europa – problemy krytyczne.
Marynowycz to postać niezwykle ciekawa – greckokatolicki intelektualista, który stara się łączyć wiarę, kulturę i działalność społeczną. Dysydent, dla którego lata spędzone na zesłaniu stały się kluczem do odnalezienia swojej drogi. Wreszcie Ukrainiec, który w szczerym mówieniu o trudnej historii, zwłaszcza w relacjach ukraińsko-polskich i ukraińsko-żydowskich, widzi szansę na zbudowanie nowoczesnego ukraińskiego państwa, dalekiego od nacjonalizmu i szowinizmu. Urodził się w 1949 roku we wsi Komarowice, tuż przy granicy polsko-ukraińskiej w okolicach Starego Samboru.
Sam przyznaje, że najważniejszym bohaterem jego dzieciństwa był dziadek, greckokatolicki ksiądz. To on zaszczepił w nim przekonanie o potrzebie dążenia do prawdy i dobra. Z domu Marynowycz wyniósł też wrażliwość na sprawy duchowe, której towarzyszyła otwartość na drugiego człowieka.
Jeszcze podczas studiów na Politechnice Lwowskiej protestował przeciwko systemowi, w którym przyszło mu żyć. „Drażniła mnie kłamliwość tego państwa. Raziła jego brutalność i przemoc, zwłaszcza wobec niewinnych” – tłumaczy Marynowycz swoje antyreżimowe zaangażowanie. Wspólnie z innym dysydentem Mykołą Matusewyczem stworzyli dobrany duet. Organizowali pomoc dla rodzin więźniów politycznych, ukraińskie wieczory poezji, święta i kolędowania. Składali kwiaty pod pomnikami wieszczów. Cały ukraińskojęzyczny Kijów wiedział o ich istnieniu.
Dlatego nie było zaskoczeniem, gdy Oksana Meszko zaproponowała im włączenie się w powstającą właśnie Ukraińską Grupę Helsińską. Znaleźli w niej swoje miejsce najaktywniejsi działacze ruchu oporu drugiej połowy lat siedemdziesiątych. „Byłem pewien, że skończy się to dla nas więzieniem. Ale wiedziałem, że Oksana proponuje mi coś dobrego. Nie mogłem odmówić, bo straciłbym szacunek do samego siebie” – wspomina Marynowycz swoją reakcję na propozycję Meszko.
Sowieckie władze aresztowały wszystkich członków Grupy Helsińskiej, Marynowycza w kwietniu 1977 roku. Skazano go na 7 lat przymusowych robót i 5 lat zesłania. Trafił na teren dzisiejszej Rosji, a następnie Kazachstanu. „Paradoksalnie – przyznaje Marynowycz – był to dla mnie wspaniały czas, kiedy dojrzewałem. Mogłem na serio przekonać się, co znaczą wartości, według których chciałem żyć. Okazało się, że „miłość nieprzyjaciół” może mieć bardzo konkretny wymiar. Co chwila zadawałem sobie pytanie, czy ja naprawdę kocham moich KBG-istów”.
Obóz był dla Marynowycza miejscem spotkania z innymi ludźmi. Do łagrów trafiali ci, którzy nie mieścili się w kanonie sowieckiej propagandy m.in.: ukraińscy nacjonaliści, rosyjscy monarchiści czy działacze żydowscy. Przy wielu okazjach Marynowycz wspomina, że było to dla niego niesamowite doświadczenie spotkania z ludźmi, którzy początkowo byli dla niego nie do zaakceptowania. Z czasem dojrzewał do przekonania, że każdy ma prawo do swoich poglądów, z którymi można się zgadzać bądź nie, a dialog zakłada wysłuchanie tego drugiego. W obozie Marynowycz pisze swój pierwszy tekst – Ewangelię od jurodiwego, który stał się swoistym manifestem. Pisze w niej o przebaczeniu, miłości i potrzebie pojednania. Tekst stał się fundamentem jego działań, również na rzecz pojednania ukraińsko-polskiego i ukraińsko-żydowskiego.
Marynowycz nie prosił o ułaskawienie. Z obozu wyszedł w 1987 roku. Nie wyjechał – jak inni dysydenci – do Kijowa. Nie zaangażował się w politykę. Trafił do Drohobycza, gdzie pracował jako dziennikarz lokalnej gazety i wykładowca historii chrześcijaństwa w drohobyckim Instytucie Pedagogicznym oraz Instytucie Zarządzania. Wielu jego towarzyszy widziało w tym ucieczkę od rzeczywistości i rezygnację ze społecznego zaangażowania. On jednak twierdzi, że chciał na chwilę zostać na uboczu i przemyśleć, jaka ma być jego droga. Chciał wymknąć się logice polityki – walczyć i zmieniać świat. Bał się, że pójdzie za innymi, żeby spełnić ich oczekiwania. Bliższa mu była praca z młodymi ludźmi, oświata i religia.
W 1997 roku padła propozycja, na którą czekał. Ówczesny wicerektor Lwowskiej Akademii Teologicznej o. Borys Gudziak zaproponował mu założenia we Lwowie Instytutu Religii i Społeczeństwa. Do 2007 roku był jego dyrektorem. W międzyczasie został wicerektorem Akademii, która wkrótce stała się Ukraińskim Katolickim Uniwersytetem. To właśnie tam, dzięki staraniom Marynowycza, zaczęło odradzać się środowisko greckokatolickich intelektualistów. On sam nieustannie działa na rzecz przywrócenia związków między środowiskami intelektualnymi i wierzącymi oraz religią i kulturą. Nieprzypadkowo w 2010 roku został wybrany prezesem ukraińskiego PEN-Clubu.
Przez cały czas Marynowycz angażował się w dialog ukraińsko-polski i ukraińsko-żydowski. Był jednym z inicjatorów przełomowego spotkania polskich i ukraińskich intelektualistów i działaczy społecznych na Cmentarzu Łyczakowskim 1 listopada 2001 roku. Od tego czasu, co roku organizuje wspólne modlitwy za polskie i ukraińskie ofiary wojny o Lwów 1918 roku. W 2003 roku w przeddzień obchodów 60. rocznicy zbrodni wołyńskiej pisał w słynnym liście do Jacka Kuronia: „Przyjaciele Polacy! Bracia w nielekkiej wędrówce drogami Bożej Opatrzności! Wybaczcie nam tak, jak potrafią wybaczyć chrześcijanie: do najdalszych głębin serca, bez oglądania się na okoliczności, nie dawkując przebaczenia – przebaczcie z niezachwianą wiarą, że z tymi, którzy przebaczają, jest sam Bóg”.
Na Ukrainie wielokrotnie krytykowany za działania na rzecz pojednania, Marynowycz jest wśród tych, którzy stwarzają klimat dla pokojowego ułożenia relacji z Żydami, Polakami, także Rosjanami. „Mam w sobie nieskończone pokłady idealizmu” – mówi o sobie Marynowycz. I niech tak pozostanie.