Rozmowa z Yoani Sánchez

Obiecuję, że będę dziennikarką równie niewygodną dla demokratycznych władz, jak teraz jestem dla reżimowych. Niech się lepiej zaczną przygotowywać! Z Yoani Sánchez rozmawia Maciej Kuziemski O co zwykle nie pytają Cię dziennikarze, choć powinni? Nigdy […]


Obiecuję, że będę dziennikarką równie niewygodną dla demokratycznych władz, jak teraz jestem dla reżimowych. Niech się lepiej zaczną przygotowywać! Z Yoani Sánchez rozmawia Maciej Kuziemski

Flickr, ceslava, na lic. CC BY-SA/2.0

O co zwykle nie pytają Cię dziennikarze, choć powinni?

Nigdy nie pytają mnie o technologię, a to jest moja wielka pasja. Prawie nigdy nie padają też pytania o literaturę, która jest dla mnie bardzo ważna. Natomiast zawsze muszę mieć przygotowaną odpowiedź na pytanie o to, co będzie, kiedy umrze Fidel Castro, o reformy Raula, o przemiany polityczne…

Rozumiem. Ale dopiero co wróciłaś ze Stockholm Internet Forum – o technologii mówiło się tam cały czas.

Tak, to prawda. Mimo że tematem tej imprezy były nowe technologie, to dziennikarze pytali mnie wyłącznie o Kubę (śmiech).

Zacznijmy więc z innej strony. Interesuje mnie kategoria wolności – to pojęcie ważne zarówno dla literatury, jak i dla technologii. Czym wolność jest dla Ciebie?

Sądzę, że zarówno literatura, jak i technologia stały się drogą do mojej osobistej wolności. To znaczy: na przykład gdy byłam dzieckiem, a potem nastolatką, nie poznałabym innej rzeczywistości niż szara, kubańska, gdyby nie czytanie książek, zwłaszcza klasyki. To one pozwoliły mi uciec od duszącej, kubańskiej codzienności. To papier, pismo i słowo rozpoczęły moją drogę do wolności, drogę do wyzwolenia.

Również technologia spełnia rolę wyzwolicielską w moim życiu. Już w 1994 roku złożyłam swój pierwszy komputer, który nazwałam „moim małym frankensteinem” (mi pequeño frankenstein), ponieważ był to wielki potwór składający się z części kupionych na czarnym rynku. To właśnie wtedy stałam się osobą, która zamieniła ciszę na obywatelski głos. Wszystko dzięki kilobajtom, klawiaturze i ekranowi…

Określiłabym wolność jako stan ciągłego niezadowolenia. Ponieważ sposób, w jaki postępują kolejne stopnie wolności osobistej, obywatelskiej, wspólnotowej czy politycznej, to po prostu: chcieć więcej.

Kiedy ludzie pytają, jak sobie wyobrażam kraj posiadający wolność, odpowiadam: to kraj, w którym można stanąć na rogu i zakrzyknąć: „tu nie ma wolności!”. I ten krzyk nie skutkuje ani pobiciem, ani więzieniem.

Pierwszy raz od wielu lat udzielono Ci pozwolenia na wyjazd. Odwiedziłaś szereg państw określanych jako wolne i demokratyczne. Często ich wolność jest okupiona jakimś kosztem. Stany Zjednoczone pryncypialnie traktują wolność swoich mieszkańców, natomiast wolności obywateli innych państw nie uznają za bezwarunkową. Innym przykładem niech będzie Hiszpania, która posiada jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia wśród młodych ludzi lub Wielka Brytania i Szwecja – kraje, które ewidentnie nie poradziły sobie z konsekwencjami liberalnej polityki migracyjnej. Które z odwiedzonych przez Ciebie państw może być inspiracją dla Kubańczyków?

Żadne. My, Kubańczycy, odnajdziemy własną drogę. Nie jestem naiwna – zdaję sobie sprawę z wielkich problemów tego świata, ale nie rozumiem, jaka logika stoi za myśleniem, że z powodu istnienia tych problemów my, Kubańczycy mamy się zająć wyłącznie naszymi sprawami. Nie rozumiem, jak istnienie takich horrorów jak więzienie w Guantanamo może posłużyć do tego, żeby powiedzieć Kubańczykom: zajmijcie się swoimi problemami. Kilka dni temu prezydent Obama bardzo krytycznie ocenił istnienie Guantanamo, co dowodzi istnienia swobody wypowiedzi, której my, Kubańczycy możemy tylko pozazdrościć.

Całą nasza rzeczywistość można naprawić, ulepszyć. Wszystko ma swoje blaski i cienie. I my, Kubańczycy walczymy teraz na takim najbardziej podstawowym poziomie – by móc mówić o tych cieniach. Kiedy to się uda, będziemy mieć inne problemy i z nimi też będziemy walczyć. Ale z powodu samego tylko strachu przed tymi nowymi problemami nie będziemy się godzić na obecną sytuację.

Polska również przechodziła przez taki okres, kiedy nie była wolna, obywatele nie mieli dostępu do rzetelnych mediów, musieli starać się o paszporty i rzadko otrzymywali zgodę na wyjazd. Jednak, co zaskakujące, to właśnie w czasach opozycyjnych kwitła kultura, powstały dzieła filmowe, które nie doczekały się godnej kontynuacji w wolnej Polsce. Twój blog czytają miliony ludzi, choć jest zakazany – im bardziej jest zakazany, tym bardziej chcą go czytać. W Polsce media nie są cenzurowane, ale mało kto chce z nich korzystać, gazety upadają…

Ty znasz lepiej sytuację w Polsce niż ja. Ale chcę Cię zapytać, czy uważasz, że to jest bezpośredni efekt wolności, czy skutek ogólnego kryzysu tradycyjnego dziennikarstwa i pojawienia się mediów cyfrowych? Bo mi się wydaje, że choć ludzie coraz mniej czytają na papierze, to każdego dnia konsumują więcej informacji cyfrowej i audiowizualnej.

Mam na myśli niespodziewany koszt transformacji ustrojowej, którym w przypadku Polski jest bierność i spłaszczenie oczekiwań wobec kultury.
No wiesz, z tym mierzymy się też na Kubie, choć do nas jeszcze nie dotarła demokracja. Na Kubie bardzo mało osób czyta, panuje kultura bardzo telewizyjna. Z drugiej strony, jako że wydawnictwa oficjalne mogą publikować tylko książki wskazane przez władze, oferta księgarska jest niezwykle uboga. Wiele osób nie czyta też oficjalnej prasy, która skupia się na triumfalizmie, sensacji, epatowaniu wyolbrzymionymi sukcesami władzy. Nie potrzebujemy dyktatury, aby więcej czytać albo być bardziej kreatywnymi. Co więcej, jeśli jednym z efektów ubocznych transformacji kubańskiej będzie to, że ludzie przestaną czytać mój blog, to będę z tego powodu bardzo szczęśliwa.

Sądzę, że utrata czytelnika to zjawisko o skali światowej, które nie przynależy do demokracji, lecz stanowi o końcu paradygmatu czytelniczego, końcu pewnego konkretnego sposobu konsumowania informacji. Na Kubie odtwarzacze CD wypierają książki.

Niedawno wydany coroczny raport Freedom House określa sześćdziesiąt cztery kraje jako niewolne, a siedemdziesiąt jako częściowo wolne. To oznacza, że jedynie 14% populacji na świecie ma dostęp do wolnych mediów. Od trzydziestu lat sukcesywnie spada liczba krajów niewolnych, a jednocześnie powiększa się „szara strefa” – państw częściowo wolnych. To właśnie budzi niepokój – łatwo być krytycznym wobec państw takich jak Białoruś, Kuba czy Korea Północna, bo to jaskrawe przypadki. Ale jak walczyć z wrogiem, który jest niewidzialny?

Chciałbyś, żebym Ci podała receptę dla Twojego kraju, kiedy ja nie wiem, co zrobić z własnym? Swoboda wypowiedzi jest ściśle związana ze stopniowalnością. Wyobraź sobie, że masz przed sobą garnek i ktoś cię pyta, czy włożysz rękę do gorącej wody. Najpierw zapytasz, ile ta woda ma stopni. Jeśli byłoby to 40 stopni Celsjusza, powiedziałbyś, że tak. Jeśli 100 stopni Celsjusza, to zdecydowanie nie. Na Kubie nasza sytuacji wolności mediów ma temperaturę właśnie 100 stopni. Nie znam kraju, którego temperatura wolności mediów byłaby perfekcyjna. Ale nasza sytuacja jest nie do zniesienia.

Jesteś ikoną walki o wolność w świecie cyfrowych mediów. Zapewne również w Sztokholmie spotkałaś wielu aktywistów z krajów arabskich. Mimo że mało się o tym mówi, w krajach takich jak Bahrain czy Jemen niepokorne dziennikarstwo jest zagrożone karą śmierci.

Wyobraź sobie, że podczas tego spotkania my, Kubańczycy spotkaliśmy się z ogromną solidarnością aktywistów z tego regionu, a zwłaszcza z Tunezji. Poznałam wielu ludzi, którzy są w stanie zdać sobie sprawę, że choć sami mają źle, to są też inni w równie niekorzystnej sytuacji. I to uwrażliwiło mnie najbardziej, ponieważ czasem spotykam się z bardzo ludzką tendencją do pomniejszania problemów innych, żeby podkreślać własne. A okazało się, że pomimo wielkich różnic historycznych, geograficznych i kulturowych, te osoby i my, aktywiści kubańscy, znaleźliśmy coś, co nas łączy. Bardzo mnie ucieszyło, że mogłam się z nimi podzielić trikami, z których korzystamy w codziennej pracy. Byli bardzo zdziwieni, że na Kubie korzystamy z Twittera za pomocą SMS-ów. Oni w czasie rewolucji arabskich korzystali z internetu, który często się wieszał. Dlatego moja rada dla nich była bardzo praktyczna: używajcie Twittera przez SMS.

To pytanie musi się pojawić… Jesteś znana jako zwolenniczka zniesienia embargo w relacjach amerykańsko-kubańskich. Stany Zjednoczone dowiodły, że  potrafią w sposób wrażliwy reagować na sygnały dobrej woli ze strony autorytarnych reżimów; widząc słabość birmańskiego rządu, USA doprowadziło do zwolnienia znacznej liczby więźniów politycznych, oferując w zamian zniesienie sankcji gospodarczych. Twoje tournée po trzech kontynentach jest komentowane jako sygnał rozluźnienia na Kubie. Czy w takiej sytuacji USA nie powinny powrócić do rozmów o zniesieniu embargo?

Mam nadzieję, że transformacja na Kubie nie musi czekać na decyzje Białego Domu. Trudności, obawy czy impas decyzyjny władz amerykańskich to nie są tematy zajmujące znaczną część społeczeństwa kubańskiego. Osobiście uważam, że embargo to tylko wielki pretekst, bo kiedy idę na zakupy w Hawanie, to widzę, że większość produktów na sklepowych półkach ma napis: made in USA. To znaczy, że embargo nie działa jako presja gospodarcza, a jednocześnie jest podarunkiem dla rządu kubańskiego, który w ten sposób tłumaczy braki wszystkiego – od jedzenia po wolność.

Z drugiej strony to, że jestem tu dziś, że mogłam wreszcie wyjechać, jest nie tyle znakiem zmian władz kubańskich, co ich słabości. Oni po prostu nie mogli tego uniknąć. Nadszedł moment, w którym koszt represjonowania i zatrzymywania w kraju aktywistów (w tym mojej osoby) stał się dla władz niemożliwy do udźwignięcia. Odnieśliśmy zwycięstwo, choć małe.

Wiemy, kim jest Yoani Sánchez teraz. A kim będzie w wolnej Kubie?

Ja już wiem. Będę dziennikarką, założę gazetę, spędzę wiele nieprzespanych nocy na dopracowywaniu wstępniaków, reportaży i innych tekstów. Obiecuję, że będę dziennikarką równie niewygodną dla demokratycznych władz, jak teraz jestem dla reżimowych. Niech się lepiej zaczną przygotowywać! (śmiech)

Yoani Sánchez przyjechała do Polski na zaproszenie „Gazety Wyborczej” i Instytutu Lecha Wałęsy.

Tłumaczenie: Patrycja Satora

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Jeden komentarz “Rozmowa z Yoani Sánchez”

  1. Geovana

    – Bardzo mi sie podoba. Pełno radości, świetnych uczuć, miłości wlezsakiej, bardzo przyjemne kolorystycznie zdjęcia. Jedyny drobniutki mankament w oglądaniu to brak przerw między zdjęciami. Ale to w moim oku tylko . Na serio śliczne zdjęcia. Gratuluje

    Odpowiedz

Skomentuj

Res Publica Nowa