„Książę” trzydziestolatków
Sprawa ruchu politycznego wokół Janusza Palikota jest właściwie sprawą Platformy Obywatelskiej – formacji, z której wyżej wspomniany zamierza się wypisać, a jednak pozostać z nią w bliskich stosunkach. A myśląc szerzej – jest to sprawa […]
Postaram się sprawę naświetlić, odpowiadając na trzy pytania. Po pierwsze: czego takiego brakuje partii, która niemal na pewno pozostanie partią rządzącą, że jeden z jej niewątpliwych liderów postanawia z partii zrezygnować? Po drugie, co o naszej kulturze politycznej mówi sytuacja, kiedy po raz kolejny na rok przed spodziewanymi wyborami parlamentarnymi łamie się jedność partii rządzącej, z której powstają frakcje oraz sezonowe projekty polityczne? W końcu – czym naprawdę jest nowo powstała partia i jaką miarą ją mierzyć?
Współczesny świat jest światem słabych tożsamości. Oznacza to powszechną niechęć do wielkich projektów, popularność programów politycznych opartych na mozaikowych ideologiach, przywiązanie raczej do „tu i teraz” niż do wielkich programów. To lekcja politycznego centryzmu, którą odrobił Donald Tusk. Komplikując swój jednowymiarowy wizerunek liberała o katolicyzm i etatystyczną politykę zachował władzę jako lider partii rządzącej. Znać w tej strategii mądrość długodystansowca – najdłużej aktywnego polityka w parlamencie. Zaletą partii centrum jest skłonność ku niej większości umiarkowanych wyborców. Wadą jest osłabienie związków z tzw. „twardym elektoratem” przywiązanym do wyrazistych deklaracji ideowych i rzeczowej debaty raczej niż do dyplomatycznych niuansów.
Nowa partia może zmusić PO do samookreślenia się przed nadchodzącymi wyborami. Nie musi. Na pewno jednak skłoni do przemyślenia swojej bazy wyborczej: liberalni czy konserwatywni, gdzie umiarkowany język konserwatywny najpewniej zatryumfuje. Jej powstanie taktycznie osłabi SLD, gdyż Palikot będzie, w przeciwieństwie do postkomunistów, wiarygodnym partnerem dla partii centrowej. Partia Ruchu Poparcia jest więc obiektywnie dla PO pożyteczna. Wiele w układzie sił nie zmieni, a być może nawet wzmocni koalicję rządową.
W kulturze politycznej III RP rozłamy w partii rządzącej są powszechne. Nic dziwnego, skoro stopniowo każda z tych partii stopniowo dąży do centralizacji swoich struktur, hamując ambicje partyjnych liderów na rzecz jednego wodza. Na rok przed planowanymi wyborami mamy do czynienia z kolejnym rozłamem. Tym razem to Janusz Palikot. Odwołuje się, jak wielu separatystów, do idei decentralizacji i ograniczania rządu: jednomandatowe okręgi wyborcze i kadencyjność. Być może coś jest na rzeczy. Polska kultura polityczna dzieli kraj na dwa: ten samorządowy, w miarę czytelny i stabilny, oraz ten ogólnonarodowy, scentralizowany, nieefektywny i ostatecznie niestabilny. Jakkolwiek jednomandatowe okręgi są hasłem niemądrym, to sprzyjam jego wydźwiękowi: system rządowy i parlamentarny powinien być z jednej strony sprawniejszy (silniejszy premier), a z drugiej strony bardziej zdecentralizowany (bardziej czytelna reprezentacja).
Tranzytolodzy z pewnością ucieszą się, że po raz kolejny w Europie Środkowej można coś porównać. Bez względu na antyklerykalne hasła nowej partii – głosy te zresztą słychać również ze strony środowisk kościelnych – nowy twór ma szansę wybić się jednym postępowym hasłem. A mianowicie parytetu innego niż dotychczas znany. Konserwatywne postulaty stworzenia parytetów dla kobiet są w gruncie rzeczy pieśnią przeszłości. Dziś chodzi bowiem o włączenie do gry politycznej całego pokolenia młodych, ambitnych ludzi w wieku około 30 lat, którzy w pozostałych partiach zostali zepchnięci na margines.
W Czechach Karel Schwarzenberg stanął na czele nowej partii TOP09, która uzyskała w wyborach blisko 17% głosów. Partia ta stawia właśnie na walkę z „politycznymi dinozaurami” w barwach liberalno-konserwatywnych. Palikot ma szansę podbić serca i umysły tej właśnie grupy, jeśli niezależnie od kontrowersyjnych haseł zgromadzi wokół siebie zorganizowaną grupę młodych. Z reguły lepiej wykształceni niż ich polityczni rodzice, trzydziestolatkowie wiedzą, że na scenie publicznej wzrastają dwie opozycyjne grupy: przyszłych emerytów i przyszłych płatników ZUS, którzy własnych emerytur najpewniej nie ujrzą. W związku z tym bliższe im są postulaty komisji „Przyjazne Państwo”, która przynajmniej udaje, że występuje w interesie ludzi przedsiębiorczych. Poza tym oczekują wyrazistego, nowoczesnego przekazu, zajęcia stanowiska w sprawie publicznej roli religii, co nawet niekoniecznie zaszkodzi, a być może ozdrowi instytucję Kościoła. Przede wszystkim zaś hołdują liberalizmowi słowa, który dopuszcza prawo do obrażania, uatrakcyjniając spektakl polityczny, i z niesmakiem wita kolejne procesy o zniesławienie.
Na koniec pozostaje pytanie: czy Nowoczesna Polska albo też Ruch Samoobrony Janusza Palikota to rzeczywiście nowa oferta programowa dla wyborcy, czy też, jak się już przywykło sądzić, jedynie populistyczny zabieg – nietrwała partia sezonowa. Paradoksalnie, na obydwa pytania należy odpowiedzieć twierdząco.
REKLAMA
Cezary Wodziński, publikuje traktat o języku polskiej polityki w wyjątkowo ironicznym, iście gombrowiczowskim stylu. Przenikliwa, precyzyjna krytyka patosu i powagi, w którą pragną się ubierać politycy obnaża nagą prawdę o śmieszności naszej sfery publicznej. Co więcej autor postuluje wręcz, by gromki śmiech na stałe zagościł na ustach Polaków. Sprawa jednak nie jest wcale wesoła, książka to poważna analiza języka polityki i apel o jego uzdrowienie. Na uwagę zasługuje także forma traktatu, który nawiązuje do listu Machiavellego do księcia. Autor adresuje swój tekst do Janusza Palikota.
Informacje na temat zamówień oraz więcej informacji o książce znajdują się [tutaj].