II PR-KAMP

Akcja czy reakcja?
Dyplomacja publiczna i kulturalna w Europie

Termin: 15 grudnia 2011, godzina 17:00
Miejsce: Res Publica Nowa, Gałczyńskiego 5, Warszawa

W debacie eksperckiej wzięli udział:

Krzysztof Kopytko – MSZ, Naczelnik Wydziału Programów i Projektów DDPiK
Michał Merczyński – dyrektor Narodowego Instytutu Audiowizualnego
Beata Ociepka – kierownik Zakładu Komunikowania Międzynarodowego UWr

Moderator: Danuta Glondys – dyrektor Stowarzyszenia Willa Decjusza

Danuta Glondys: Chciałabym wyjść od definicja dlatego, że mówimy o prezydencji i o dyplomacji oraz oczekiwaniach kierowanych w stosunku do prezydencji w Radzie Unii Europejskiej jak i oczekiwaniach, z którymi muszą spotykać się ci, którzy są instrumentami wdrażającymi dyplomację publiczną i dyplomację kulturalną. Oczekiwaniem było przede wszystkim sprawne przeprowadzenie tego wydarzenia. Czy były dodatkowe oczekiwania pod adresem polskiej dyplomacji publicznej i dyplomacji kulturalnej? Co się zdarzyło dobrego a co się nie zdarzyło? Gdzie jesteśmy?
Czy mogłaby Pani profesor podać definicję, w której byśmy się wszyscy pomieścili w wymiarze politycznym i kulturowym?

Beata Ociepka: Używam szerokiej definicji, ponieważ uznaję, że dyplomacja publiczna to jest formuła angażowania publiczności, odbiorców za granicą w relacje, które powinny być korzystne. Jest to sposób oddziaływania na opinię publiczną po to, żeby budować sieci zależności, sieci relacji z krajem, który daną dyplomację publiczna prowadzi. W świecie akademickim nazywam to symetryczną komunikacją polityczną w wymiarze międzynarodowym właśnie po to, by oddziaływać na opinię publiczną i ułatwiać osiągnięcie celów polityki zagranicznej danego państwa. Dzisiejsza popularność dyplomacji publicznej w świecie nauki wynika też z tego, że coraz więcej państw tworzy swoje departamenty dyplomacji publicznej oraz, że musimy się dostosować do nowych zasad funkcjonowania w środowisku międzynarodowym. Możemy powiedzieć, że żyjemy w epoce wizerunku, w epoce audiowizualnej, w której mamy coraz więcej aktorów w środowisku międzynarodowym oraz zmienia się pojęcie suwerenności państwowej, pojawiają się nowi gracze. W tym wszystkim pojawia się konieczność prowadzenia polityki zagranicznej w nowy sposób. Dyplomacja publiczna jest jedną z odpowiedzi m.in. na to, że należy wchodzić w relacje z publicznością za granicą. Nie tylko z dyplomatami czy elitami, ale także szerzej i poszukiwać przyszłych partnerów do rozmów.

DG: Co miało być sukcesem MSZ przy organizacji prezydencji w Radzie UE? Jakie były oczekiwania poza tym, że miała być ono sprawna?

Krzysztof Kopytko: Mogę odpowiedzieć jednym krótkim zdaniem. Głównym celem jeśli chodzi o prezydencję z punktu widzenia dyplomacji publicznej, było wzmocnienie Polski w Unii Europejskiej. Mieliśmy oprócz tego wyznaczonych szereg celów w różnych dziedzinach i te cele staraliśmy i staramy się realizować. Każdy resort pracował i pracuje nad celami, które były określone w priorytetach dotyczących poszczególnych dziedzin.

DG: Kiedy zaczęło się mówić o kulturze jako ważnym komponencie programu polskiej prezydencji?

Michał Merczyński: Zaczęło się o tym mówić we wrześni 2008. Zostało to zaplanowane z dużym wyprzedzeniem. Powinniśmy tu siedzieć razem z Pawłem Potoroczynem, bo te dwa instytuty (Narodowy Instytut Audiowizualny i Instytut Adama Mickiewicza – przyp. red.) tworzyły pełen obraz tego czym ma być kultura w prezydencji – IAM organizował programy, które odbywały się poza polską, my robiliśmy głównie projekty w Polsce. Wszystko zaczęło się wtedy, gdy jeszcze nie myśleliśmy o prezydencj. Początkiem myślenia o polskim Kongresie Kultury we Wrocławiu był rok 2007. Pierwsze rozmowy na ten temat toczyły się wówczas, debata zaczęła się za czasów min. Ujazdowskiego. Najważniejszą sprawą w tej historii jest to, że program kulturalny nie używał żadnych strategii uzasadniających. Nie mówiło się o przemysłach kultury, o kulturze jako turystyce. Nie używaliśmy tych wszystkich argumentów, które musimy używać, żeby budować przestrzeń wokół kultury zarówno finansową, jak i aksjologiczną czy operacyjną.

Tu było jak we Francji. Tam mówi się, że kultura jest ważna i ponad 3% budżetu jest na nią przeznaczane. My wyszliśmy z takiego przekonania, że wystarczy to powiedzieć, wystarczy zastanowić się nad tym jak istotną częścią środowiska, w którym funkcjonujemy jest kultura, że jest jednym z najważniejszych integratorów, jest taką osią wokół której budujemy naszą tożsamość, nasze relacje. Często jest to ta oś, która jest nieuświadamiana tylko zapośredniczana poprzez naszą tradycję, nasze bycie w kulturze. Chodziło o to, aby w tym momencie spróbować sobie uświadomić rolą, jaką kultura w naszym życiu pełni. To była jedna z takich myśli, która temu towarzyszyła.

Mieliśmy oprócz tego dwa, mam tu na myśli to, co robiliśmy w Polsce, komponenty, które determinowały ten program. Było to hasło „sztuka dla zmiany społecznej”, a drugi to oparcie się o komponent obywatelski, czyli o trzeci sektor w kulturze. Nie tylko o wielkie instytuty, ministrów, marszałków, prezydentów itd., ale żeby ta aktywność trzeciego sektora była widoczna. I to się w dużej mierze udało.

Tworząc program w dziewięciu miastach pominęliśmy główną mapę prezydencji, tzn. poszerzyliśmy ją. Mapa prezydencji to: Warszawa, Sopot, Kraków, Wrocław i Poznań. Katowice były miastem rezerwowym na spotkania wysokiego szczebla, przygotowały program, z którego nie chcieliśmy zrezygnować. A Krasnogróda, Białystok i Lublin to miasta, które specjalnie wyróżniliśmy, gdzie przygotowaliśmy program z uwagi na Partnerstwo Wschodnie, czyli na tę inicjatywę polityczną, która jest jedyną inicjatywą polityczną w Unii na takim szczeblu realizowaną. Czy to się udało czy nie to inna kwestia.

To co pani profesor powiedziała, że żyjemy w czasach audiowizualnych, bym jeszcze dodał, że żyjemy w czasie tranzytu między analogiem a cyfrą. O to też nam chodziło, żeby pokazać i uświadomić, gdzie jesteśmy w kulturze dziś, że jeszcze się coś nie zaczęło, ale coś się jeszcze nie skończyło. Ten tranzyt to był profesor Bauman i jego idea płynności.

KK: Chciałbym dodać kilka zdań do tego, co powiedział dyrektor Merczyński. Powiedział, że Narodowy Instytut Audiowizualny realizował projekty w Polsce. Należy pamiętać, że te projekty były skierowane nie tylko do Polaków, ale także do cudzoziemców. Tak jak powiedział dyrektor, w Polsce odbywały się spotkania na różnym szczeblu, spotkania formalne i nieformalne. Osoby, które przyjeżdżały na nie, całe środowisko opiniotwórcze, miały okazję i uczestniczyły w wydarzeniach także organizowanych w Polsce. IAM organizował wydarzenia w dziesięciu stolicach poza granicami. Do tego chciałbym dodać działalność naszych placówek dyplomatycznych, to jest ambasad, instytutów polskich, które są poza granicami, a także konsulatów, ponieważ program tych instytucji automatycznie został włączony do kalendarium kulturalnego wydarzeń polskiej prezydencji. Nasze placówki dyplomatyczne w związku z prezydencją zmieniły troszeczkę profil i przygotowały cały szereg specjalnych imprez w związku z prezydencją. Głównie wydarzenia wykorzystujące klasyczne narzędzia dyplomacji publicznej.

DG: Mam pytanie do Pani profesor. Z tego co panowie powiedzieli wynika, że jest co najmniej kilka głównych podmiotów, które realizują zadania z zakresu dyplomacji publicznej, kulturalnej. Instytuty narodowe, organizacje pozarządowe, MSZ i jego placówki. Czy tak ma być i do jakiego stopnia zadania te powinny być koordynowane? Dodatkowe pytanie, czy „sztuka dla zmiany społecznej” jest adekwatne do takiego wydarzenia? Dlaczego nie było użyte hasło np. „sztuka dla integracji europejskiej” albo po prostu „sztuka dla integracji”, aby było bardziej uniwersalne? Co Pani sądzi?

BO: Sprawa koordynacji to jest jeden z problemów jak prowadzić dyplomację publiczną, ponieważ w niej zrasta się bardzo wiele typów działalności, które były prowadzone przez państwa od bardzo wielu lat m.in. dyplomacja kulturalna. W niektórych krajach była prowadzona od połowy XIX wieku. W tej chwili pojawia się parasol dyplomacji publicznej, która próbuje tworzyć np. departamenty, które koordynują te działania.

W przypadku polskiej prezydencji stopień koordynacji możemy zmierzyć, na ile przebiegła zgodnie z oczekiwaniami i na ile przyniosła pozytywne rezultaty. Z punktu widzenia funkcjonowania tego z pozycji polskiego MSZ, wydaje mi się, że prezydencja była dosyć dobrym doświadczeniem, aczkolwiek pewnie bardzo bolesnym. Ale w tym przypadku koordynacja zafunkcjonowała. Możemy sobie wyobrazić, że tworzymy jedną wielką instytucję typu fundacja-agencja, która scentralizuje wszystkie działania z dziedziny dyplomacji publicznej, ale w państwie demokratycznym, o otwartym systemie medialnym, z organizacjami pozarządowymi, które prowadzą działalność kulturalną, naukową, stworzenie takiej instytucji jest po prostu niemożliwe. Zawsze są pewne tendencje, żeby dyplomację publiczną komuś podporządkować, żeby jasny był ośrodek, który sformułuje główny przekaz kraju np. właśnie „sztuka dla zmiany społecznej”.

Uroda dyplomacji publicznej, w krajach o otwartym systemie, polega na tym, ze ta koordynacja zakłada właśnie różnorodność. Nie zawsze to wychodzi. Wystarczy zmiana rządów, żeby nastąpiły tutaj istotne przetasowania, pewne programy się zarzuca. Ta koordynacja jest procesem i cały urok dyplomacji publicznej polega na tym, że na każdym etapie, przy najmniejszym projekcie, wypracowuje się metody koordynacyjne. Jest to z zasady działalność, która uczy współpracy w tej dziedzinie i zmusza do współpracy ministerstwa. Mamy Radę Promocji Polski, która liczy jedenastu przedstawicieli ministerstw. To też nam pokazuje, że skoordynowanie tej działalności jest niezwykle karkołomne. Są problemy zwykle z koordynacją dyplomacji kulturalnej z dyplomacją publiczną. To się pojawia w wielu krajach. Kiedy pojawia się departament dyplomacji publicznej, wtedy okazuje się, że to co robiono od wielu lat, nagle zostaje podporządkowane nowej jednostce, pojawiają się obawy, że działalność kulturalna będzie za bardzo upolityczniona.

Samo wypracowanie tego, wydaje mi się najciekawszym elementem, dopóki nie dochodzi do bardzo poważnych problemów i konfliktów, które blokują taką działalność. Ona ma jeszcze istotny wymiar wewnętrzny, bowiem powinna polegać na tym, że odbywa się debata, podczas której wypracowuje się przekaz, który społeczeństwo chce wysłać za granicę. To jest narracja, która pojawia się w kulturze. To się pojawia również w przemówieniach ministrów. To nie jest tylko reakcja na przemówienie ministra spraw zagranicznych w Berlinie, ale jest to generalnie reakcja na to, co dany kraj, chce pokazać za granicą, który spektakl czy film wybieramy.

Tutaj też nie wyobrażam sobie centralnej instytucji, która by powiedziała na ten festiwal tylko tego typu filmy. To się może zdarzyć, ale całkowita kontrola byłaby możliwa tylko w systemach całkowicie zamkniętych. Myśmy mieli początki dyplomacji publicznej, czegoś co dzisiaj byśmy tak nazwali, w okresie komunistycznym. W okresie Zimnej Wojny łatwiej można było to kontrolować.

Natomiast hasło „sztuka dla zmiany społecznej” jest mało konkretne. Ale to pokazuje ten element, który bardzo mocno nas zajmuje, jaki wpływ mają media, szerzej jaki wpływ ma sztuka na zmianę społeczną. Czy my możemy takimi miękkimi metodami doprowadzić do zmiany społecznej? Hasło mało konkretne, za to bardzo pojemne i to też jest jeden z problemów, do czego to hasło jest nam potrzebne. Myślę, że tutaj idea pojemności hasła zwyciężyła nad jego konkretnością

DG: Jak było z tym hasłem?

MM: Próbowaliśmy pokazać pewien proces, trend, który dzieje się równolegle w świecie. Jak wiemy Wiosna Arabska nie wzięła się znikąd. Nowe media tworzą też nową świadomość. Na Kongresie Kultury we Wrocławiu odbyły się debaty odnośnie właśnie tego tematu. Guy Sorman mówił, że potrzebują w Kairze iphonów. Uczestnicy tych przemian odpowiedzieli, że nie, że iphony mają i patrzą za ich pomocą na świat. Mówili, że dziś nie potrzebują naszych technologii tylko idei, które trzeba w tym społeczeństwie zmienić. Hasła „sztuka dla zmiany społecznej” to utopijne myślenie. Nie ma prostych przełożeń i nikt z nas nie jest idealistą, który twierdzi, że sztuka zmieni rzeczywistość, ale ona może generować zupełnie nowe postawy, nową formę uczestnictwa w kulturze i może budować samoświadomość. Tak więc pojemność tego hasła oraz to, że sztuka może być krytyczna, może być rodzajem przeżycia nie tylko estetycznego i artystycznego, ale także poznawczego, które poszerza naszą wiedzę o świecie. Chodziło o sztukę w każdym zakresie, sztuka krytyczna w sztukach wizualnych czy audiowizualnych ma ten komponent bardzo silnie wyeksponowany.

DG: Czy udało się skoordynować i jakie były najtrudniejsze momenty w tej koordynacji?

KK: Pierwsze pytanie brzmiało czy udało się skoordynować i Pani Beata Ociepka odpowiedziała na to pytanie. Chciałbym podkreślić, że Pani profesor jest obserwatorem zewnętrznym, ale obserwatorem, który bardzo bacznie przygląda się temu co się dzieje w MSZ. Dlatego mogę się tylko w pełni podpisać pod tym co powiedziała. Wydaje mi się, że już przed rozpoczęciem prezydencji udało się nam wypracować modus operandi dla zagwarantowania koordynacji działań w realizacji programu kulturalnego polskiej prezydencji.

Wydaje mi się, że nie było większych problemów jeśli chodzi o koordynację. Nie przypominam sobie żadnych tego typu sytuacji. Na etapie wdrażania projektów zdarzają się różnego typu problemy, ale stworzenie wcześniej mechanizmu koordynacyjnego zapewnia to, że te problemy są rozwiązywane.

DG: Jak nasza prezydencja miała zmienić postrzeganie naszego kraju? Mieliśmy się pokazać jako jaki kraj? W jaki sposób zmieni się postrzeganie nas przez Europę, ale także przez nas samych?

BO: Nasze oczekiwania były dalej idące niż oczekiwania naszych odbiorców czy partnerów. Myśmy mieli takie wrażenie, m.in. podczas debaty towarzyszącej prezentacji programu, że ta prezydencja ma jeden cel – promocyjny. Z naszej strony te oczekiwania wizerunkowe, promocyjne były bardzo daleko idące i w pewnym momencie przesłoniły istotę prezydencji. Jest to normalne wydarzenie, które przytrafia się każdemu państwu-członkowi UE co kilka lat, wiadomo, że zadania związane z prezydencją ze względu na Traktat Lizboński są mniejsze. Natomiast w efekcie bardzo dobrze to zafunkcjonowało.

Nie ma w tym nic dziwnego, że Polska skupiła się na zadaniach wizerunkowo-promocyjnych, bo startowaliśmy z niskiego poziomu własnej oceny. Mieliśmy bardzo wiele do nadrobienia. Jak pomyślimy co się stało z postrzeganiem Polski między rokiem 1989 a obecnym to  jest to niesamowita historia. Na tle ostatnich lat procesu akcesji do UE i obecność w niej, to prezydencja miała bardzo ciekawy wpływ, bo ona dała efekt włączenia kraju. To jest ten moment, w którym zaczynamy patrzeć na UE od środka. To jest ten najważniejszy element, który tutaj się pojawił. Mieliśmy do tego całą masę fajerwerków: programy kulturalne, wszystkie programy, które zostały skierowane na budowanie wizerunku Polski po to, by budować jej pozycję. Za tym stała normalność tej pracy, która została wykonana przez wszystkich urzędników zaangażowanych w prezydencję przez te pół roku. I to dobrze zafunkcjonowało. Nie ważne ile fajerwerków byśmy tutaj zaproponowali, to gdyby nie udałoby nam się zapewnić sprawności tej prezydencji to efekt nie zostałby osiągnięty.

Do mnie docierają głosy bardzo pozytywne. Porównywano nas z poprzednikami, Węgrami, Czechami. Pojawiały się obawy czy tutaj nie przydarzy się nam zmiana rządów jak w Czechach. Oczekiwania z zewnątrz były o wiele niższe niż oczekiwania wewnątrz. Myślę, że tutaj był bardzo duży nacisk przede wszystkim polityków. Nadzieje były olbrzymie, postawiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Te głosy, które do mnie dochodzą nie są oparte na żadnych badaniach, są bardzo pozytywne, zarówno jeśli chodzi o sam przebieg prezydencji, jak i programu kulturalnego, który dotarł, z tego co słyszę, do szerszych grup niż docierają tego imprezy zwykle. Zatem cel został osiągnięty, bowiem nowe grupy zostały pozyskane, w tym sensie, że pojawili się nowi odbiorcy przekazów, które zostały wyprodukowane.

KK: Pozwolę sobie na kontynuację tego, co powiedziała Pani profesor. Doszliśmy do takiego momentu, kiedy próbujemy oceniać prezydencję, być może jest jeszcze za wcześnie. Jest bardzo trudno stworzyć jednolitą ocenę prezydencji, ponieważ w zależności od tego kto dokonuje takiej oceny i w jakim kontekście to robi różnie może to wyglądać. „Światek brukselski” ocenia prezydencję głównie pod kątem sprawności administracyjnej państwa, które ją sprawuje. W Polsce bardzo dużo dyskutujemy o niej. Dla Polaków prezydencja była bardzo dużym wydarzeniem. Z punktu widzenia dyplomacji publicznej, polski odbiór jest także istotny, ponieważ prezydencja przyczyniła się do podniesienia poziomu dumy narodowej oraz podwyższenia oceny naszej własnej wartości. To jest bardzo istotne jeśli chodzi o działania z zakresu dyplomacji publicznej, które są podejmowane za granicą. Jeżeli my sami oceniamy nisko siebie i nasz kraj, MSZ bardzo ciężko jest w takiej sytuacji prowadzić działania promocyjne.

Nam ciągle zależy, byśmy byli postrzegani jako nowocześni i kreatywni, a także oryginalni. To się udało. Mówimy o ostatnich dwudziestu latach. Jeżeli analizujemy działania z zakresu dyplomacji publicznej, z zakresu kwestii wizerunkowych, to my Polacy czujemy się poszkodowani i niesprawiedliwie oceniani, ponieważ przez okres ostatnich 20 lat nastąpiły niesamowite zmiany. Natomiast przez wiele osób i środowisk poza granicami Polski jesteśmy ciągle oceniani przez pryzmat doniesień medialnych, które się pojawiały w tamtych krajach 20 lat temu. Te doniesienia medialne związane z przełomem, rozpoczęciem polskiej transformacji, która zakończyła się sukcesem (jeżeli można powiedzieć, że się zakończyła), są jednak silnie zakorzenione w głowach wielu osób, które wypowiadają takie poglądy w debacie publicznej. Z punktu widzenia dyplomacji publicznej zależy nam na tym, żeby zaistnieć w debatach, które się toczą w innych krajach, a także w debacie europejskiej, w debacie na temat przyszłości Europy. To było też istotne i podczas tej prezydencji to zdecydowanie się udało. Polska pokazała, że jest krajem sprawnym, że potrafi wnieść coś do debaty europejskiej. Polska pokazała, że jest sprawnym graczem na arenie międzynarodowej.

MM: Prezydencja to jest znakomity katalizator do tego, aby realizować program kulturalny, a nie promocyjny. Naszym założeniem nie było tworzenie programu promocyjnego, ale prezydencja pomagała w tym. Kontekst prezydencji i te wszystkie elementy, o których mówił Krzysztof Kopytko, duma narodowa, identyfikacja z tym, co się dzieje w tym kraju, oraz to, że robiliśmy to po raz pierwszy i postawiliśmy sobie wysoko poprzeczkę, nie istnieją dla Dani, która przejmie po nas prezydencję. Dla nich to jest kolejna prezydencja i jest dla nich administracyjnym elementem bycia członkiem Unii. Program kulturalny wybił się na niepodległość, był tworzony nie ze względu na cele promocyjne, tylko miał swoje immanentne cele. To stworzyło jego siłę oraz jego wartość. Toczył się swoim rytmem, dostał środki ze specjalnych budżetów lokalnych, unijnych, prywatnych firm. To było ważne. Gdyby nie prezydencja tego wszystkiego nie byłoby tak łatwo zrobić. To jest bardzo komfortowa sytuacja dla tych, którzy taki program realizują.

Co było kluczem? Program kulturalny sam dla siebie był istotny. Tworzył wartości kulturalne. Co dla nas będzie teraz najważniejsze to trwałość oraz to co po tym pozostanie. To nie był festiwal, który się kończy 31 grudnia. Powstały przedsięwzięcia, instytucje, które będą trwały. To jest ważna kwestia. Nie robimy tego programu instrumentalnie, nie traktujemy go wyłącznie jako programu promocyjnego. Celem pierwszym jest immanentny cel kulturowy.

DG: Jaki to cel? Rozwój kultury, rozwój społeczny…

MM: Tak, do tego stwarzanie środowiska dla realizowania działań kulturowych. Artyści mieli przemówić. Urzędnicy czy koordynatorzy, którzy współtworzyli te projekty na zasadzie tworzenia pewnych możliwości nie często wchodzili w rolę kuratora, nie stwarzaliśmy dyrektyw, hasło „sztuka dla zmiany społecznej” nie powstało w Ministerstwie Kultury czy MSZ, tylko podczas debaty wewnętrznej i ze środowiskiem, z którym się konsultowaliśmy. Hasła IAM „I culture” czy NinA „Uwaga na kulturę” miało zwrócić uwagę na to, że kultura jest istotna, jest częścią naszego bycia tu i teraz oraz w przyszłości. Myśmy głównie o tym mówili. Jeśli w ciągu następnych lat te projekty, które się pojawiły, będą miały swoją kontynuację, pojawią się ich wariacje, fantazje i inne oblicza to bardzo dobrze.