TOKARSKI: Czemu tak poważnie?

Christopher Nolan przekształcił walkę Batmana z Jokerem z pojedynku na pięści w filozoficzny spór o duszę miasta. Czy wyciągnęliśmy wnioski z kinowego mega-hitu sprzed dekady?


Włosy w kolorze zgniłej zieleni ma rozrzucone w nieładzie. Jego twarz przykrywa nałożony jakby w pośpiechu, czy może raczej w napadzie szaleństwa makijaż: czerń wokół oczu, biel na policzkach i czole, krwista czerwień w okolicach ust. Przylepiony do tej twarzy uśmiech ma iście diabelski charakter – tworzą go symetrycznie wykrzywione blizny z lewej i prawej strony ust. „Zawsze chodzę uśmiechnięty”, dworuje sobie z własnych okaleczeń.

Tę postać rozpoznaje każdy. To Joker, przeciwnik Batmana, kapitalnie wykreowany przez Heatha Ledgera w filmie Christophera Nolana Mroczny rycerz. W dziesiątą rocznicę premiery filmu (w Polsce miała miejsce 8 sierpnia) warto przypomnieć tę niebanalną, nagrodzoną Oscarem kreację. Nie tylko z tego względu, że wspólnie z reżyserem Ledgerowi udało się obudować komiks o człowieku-nietoperzu nowoczesnym traktatem z filozofii politycznej. Jednak przede wszystkim dlatego, że Joker to postać wiele mówiąca o naszej współczesności.

Chcesz wiedzieć, skąd mam te blizny?

Jego pojawieniu się na ekranie nie towarzyszy muzyka, ale przeciągły pisk – dźwięk niepokojący i pozbawiony harmonii. To znakomita ilustracja bohatera, który – jak sam o sobie mówi – jest „rzecznikiem chaosu”.

Jak rzekomo nim się stał, opowiada w dwóch scenach. W pierwszej, trzymając ostrze noża w ustach czarnoskórego gangstera, mówi:

Mój ojciec był pijakiem i złoczyńcą. Pewnej nocy odbiło mu bardziej niż zwykle. Mama złapała za kuchenny nóż, żeby się bronić. Nie spodobało mu się to. Ani trochę. Na moich oczach przyłożył jej więc ostrze do gardła, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Następnie odwrócił się w moją stronę i zapytał: ”Czemu tak poważnie [patrzysz]?”. Podszedł do mnie bliżej i zapytał raz jeszcze: „Czemu tak poważnie?”. Włożył mi ostrze do ust i powiedział: ”Niech ta twarzyczka się rozchmurzy!”.

W drugiej scenie, terroryzując młodą kobietę, Joker opowiada jej:

Miałem kiedyś żonę. Piękną tak jak ty. Mówiła mi często, że za bardzo się martwię; że powinienem się więcej uśmiechać. Była hazardzistką i pewnego razu wpadła w kłopoty – oprychy pocięły jej twarz. Nie mieliśmy pieniędzy na chirurgię plastyczną. Żona nie dawała sobie z tym rady. A ja chciałem tylko, żeby znowu zaczęła się uśmiechać. Włożyłem więc sobie brzytwę do ust i pociąłem je. I wiesz co się stało? Nie mogła znieść widoku mojej twarzy! Wtedy dostrzegłem zabawną stronę tej historii. Odtąd zawsze chodzę uśmiechnięty.

Oczywiście, obydwie historyjki to kpina, zwykłe zmyślenia. Joker nie terroryzuje ludzi dlatego, że nosi w sobie jakąś traumę z dzieciństwa lub został brutalnie odepchnięty przez najbliższą osobę. Nie zależy mu na rozgłosie ani na pieniądzach. Nie jest rzecznikiem żadnej sprawy, żadnego interesu. Joker Ledgera jest przerażający właśnie dlatego, że nie imają się go żadne tego typu obiegowe wyjaśnienia. Jest diabłem bez powodu. Robi to, co robi, bo zabijanie to dla niego ubaw po pachy.

W tym sensie jego diabelski chichot dotyka naszych najbardziej podstawowych wyobrażeń. Wierzymy (albo chociaż chcemy wierzyć), że zło musi posiadać przyczynę. Że musi za nim stać wyniesiona z dzieciństwa trauma, zawiedzione nadzieje, mniej lub bardziej uzasadnione poczucie krzywdy. Nic z tych rzeczy. Zło może być czyste i bezinteresowne.

Jeżeli odpychamy od siebie tę myśl, to przede wszystkim dlatego, że pragniemy, aby nasz świat był bezpieczny. Każda tragedia musi więc mieć jakąś przyczynę, każde zło – jakieś uzasadnienie. Dopóki tak jest, możemy nad nim zapanować. Usunąć jego źródła, zaspokoić stojącą za nim potrzebę, podjąć negocjacje i osiągnąć rozsądny kompromis. Słowem: świat nie wypada z kolein. Jest bowiem dokładnie tak, jak chce wierzyć nasza nowoczesna i mimo wszystko wciąż ufna w potęgę ludzkiego rozumu epoka: wszystkie problemy mają swoje racjonalne rozwiązanie.

Joker pokazuje, jak naiwne jest takie przekonanie. Nie zależy mu na pieniądzach (demonstracyjnie je pali), ani nie chce władzy. Przemoc, którą stosuje, jest bezinteresowna. Poza samą sobą nie ma żadnego celu. Co każe postawić niepokojące pytanie: jak można poradzić sobie z kimś takim? Do jakich środków trzeba się posunąć, aby powstrzymać tego typu ludzi?

Pierwotna przemoc

Joker stara się uzmysłowić swoim przeciwnikom, że nie da się stworzyć stabilnego porządku społecznego bez pewnej dozy przemocy. Zasady, na których opiera się życie wspólnoty są jego zdaniem arbitralne. Nie odpowiadają żadnej wyższej rzeczywistości. Są po prostu użyteczne – to wszystko. Zdaniem Jokera wierzyć w „wartości” mogą więc masy, ale nie ci, którzy pragną w ludzkim świecie zaprowadzić i utrzymać porządek. Dlatego w kapitalnej scenie przesłuchania mówi Batmanowi:

Nie mów do mnie, jakbyś był jednym z nich. Nie jesteś! Nawet, gdybyś tego chciał. Dla nich pozostaniesz tylko dziwadłem – tak samo jak ja. Teraz, owszem, jesteś im potrzebny. Ale gdy tylko to się zmieni, pozbędą się ciebie niczym trędowatego. Cała ich moralność, wszystkie wzniosłe zasady, to tylko kiepski żart. (…) Ludzie są tylko na tyle dobrzy, na ile pozwala im świat. Pokażę ci. Kiedy przyjdzie co do czego, ci wszyscy cywilizowani ludzie rzucą się sobie do gardeł.

Po czym rozprostowuje się na krześle i dodaje: „Teraz już sam widzisz – żadne ze mnie monstrum. Jestem tylko o krok przed wami”.

O krok dalej – dodam dla pełnej jasności – w rozumieniu ludzkiej natury. Joker jest świadomy tego, o czym wolą nie pamiętać stróżowie porządku oraz o czym nigdy nie mogą dowiedzieć się społeczeństwa, które im podlegają. Wszystkie reguły są naszym własnym, ludzkim dziełem. Więcej: cała moralność to nic więcej jak tylko społecznie użyteczny kaganiec, który powstrzymuje właściwą naszemu agresywnemu gatunkowi wojnę wszystkich ze wszystkimi. Prawo jest gwałtem dla niepoznaki przebranym w szaty moralności. U fundamentów każdej politycznej zbiorowości, każdego społecznego porządku leży założycielskie kłamstwo. Stawiając sprawę w ten sposób, Christopher Nolan przekształca w swoim filmie walkę Batmana z Jokerem ze spektakularnego pojedynku na pięści w filozoficzny spór o duszę miasta.

Zwycięstwo Jokera?

W tym kinowym mega-hicie na pozór wszystko kończy się zgodnie z obowiązującymi w Hollywood regułami. Joker zostaje schwytany, w mieście udaje się przywrócić porządek. Kiedy jednak przyjrzymy się nieco dokładniej temu, jak Nolan rozwiązuje opowiedzianą w filmie intrygę, trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co na powierzchni wydaje się happy endem, w istocie jest godnym Jokera, niezwykle przewrotnym żartem. Aby bowiem przywrócić w mieście porządek, Batman i jego przyjaciel komisarz Gordon muszą posunąć się dokładnie do tego, co za fundament wszelkiego ładu uważał Joker. Muszą mianowicie spreparować szlachetne kłamstwo.

Zmarłego Harveya Denta, prokuratora, którego Jokerowi udało się przerobić w zbrodniarza, Batman i Gordon prezentują więc mieszkańcom Gotham City jako nieskazitelną, pomnikową figurę – symbol uczciwości; ostoję moralnego porządku. Batman zostaje natomiast – również zgodnie z tym, co mówił Joker – napiętnowany, uznany za niebezpiecznego przestępcę. Staje się tytułowym „mrocznym rycerzem”. Porządek społeczny zostaje tym samym oparty na fikcji moralnej doskonałości, którą przedstawia się ludziom jako niedościgniony wzór. A także na figurze kozła ofiarnego, przeciw któremu wszyscy mogą się moralnie zjednoczyć. Te dwa kłamstwa to cena okiełznania chaosu.

Przegrana Jokera jest więc w istocie jego zwycięstwem. Grany przez Heatha Ledgera bohater przegrywa z Batmanem pojedynek na pięści, ale wygrywa spór o ludzką duszę. Żeby cywilizowani ludzie nie rzucili się sobie do gardeł, potrzeba zarówno fałszywych idoli, jak i fałszywych wrogów. Każdy porządek jest więc czymś sztucznym, stworzonym arbitralnie. Tylko chaos jest pierwotny. Tak przynajmniej utrzymuje jego samozwańczy rzecznik.

Czy wynik konfrontacji zakapturzonego stróża sprawiedliwości z umalowanym niczym klaun złoczyńcą jest jednak w Mrocznym rycerzu aż tak jednoznaczny? Bynajmniej.

Również Joker myli się bowiem w swoich zapatrywaniach na naturę człowieka. Podczas jednego ze swoich (jak je nazywa) „eksperymentów socjologicznych”, umieszcza ładunki wybuchowe na dwóch płynących miejskim nabrzeżem statkach. Jeden przewozi zwykłych pasażerów, drugi więźniów. Na obydwu pokładach znajduje się detonator, pozwalający pasażerom wysadzić w powietrze drugi ze statków. Jeżeli nie zrobią tego do określonej godziny, Joker grozi zdetonowaniem obydwu ładunków.

Diabelska pułapka, mająca zademonstrować wszystkim, jak kiepskim żartem są przykazania moralne, w które ludzie jakoby wierzą, okazuje się jednak wadliwa. Jeden z więźniów wyrzuca detonator za burtę – ten prosty gest jednego człowieka w zarodku eliminuje pokusę, której wielu z pewnością by uległo. Na drugim statku tymczasem cywilni pasażerowie urządzają demokratyczne głosowanie i w jego ramach podejmują decyzje, że statek z więźniami należy wysadzić w powietrze. W rozstrzygającym momencie argumentujący najgłośniej za tą opcją mężczyzna nie jest jednak w stanie nacisnąć przycisku detonatora. Jedna rzecz to stwierdzić, że morderstwo jest w danej sytuacji „racjonalne”, inna – samemu pociągnąć za spust. Pragnienie dobra może być w człowieku nad wyraz kruche, ale nie jest całkowicie bezbronne.

Nihilistyczna krucjata

„Szaleństwo jest jak grawitacja. Żeby w nie wpaść, wystarczy mały prztyczek” – mówi Joker w finałowej scenie filmu, zanosząc się upiornym śmiechem. Jego postać to wyzwanie rzucone współczesnej wrażliwości. Przede wszystkim dlatego, że radykalnie podważa nasz głęboko racjonalny stosunek do świata. Kpi sobie z nowoczesnego światopoglądu, zgodnie z którym nie istnieje zło, a jedynie rozmaite nieszczęścia. Jak usilnie chcemy wierzyć, za każdą zbrodnią stoją więc jakieś racje: niezaspokojone interesy, nabyte w dzieciństwie blizny, dające się zrozumieć potrzeby. Nie ma natomiast zła bezinteresownego; takiego, które samo jest swoim celem.

Joker z sadystyczną uciechą obnaża fałsz takiego poglądu. Nie da się z nim negocjować, ani nie można go zastraszyć. Jedynym wyjściem, aby go pokonać, jest zaprowadzenie porządku przemocą. Oto człowiek, którego istnieniu przeczy nasza nowoczesna i oświecona cywilizacja: ktoś, kto chciałby tylko „widzieć, jak świat staje w płomieniach”. A ujmując rzecz nieco dokładniej: zobaczyć, jak wyobrażenia moralne innych ludzi rozpadają się niczym domek z kart. Joker prowadzi bowiem coś na kształt nihilistycznej krucjaty. Stara się zademonstrować innym – w szczególności swojemu przebranemu w kostium nietoperza odwiecznemu rywalowi – że wszystko, co mają za święte jest w istocie kpiną. „Nie chcę cię zabić. Cóż bym bez ciebie począł? Jesteś moim dopełnieniem” – mówi Batmanowi.

Pytanie, które przychodzi mi do głowy za każdym razem, gdy myślę o tej osobliwie „kultowej” postaci, jest następujące: dlaczego Joker stara się udowodnić swojemu przeciwnikowi, że ma rację? To właśnie sprawia przecież, że jego nihilistyczna krucjata jest, wbrew towarzyszącemu jej przeprowadzaniu szatańskiemu chichotowi, sprawą śmiertelnie poważną. Lub, stawiając to samo pytanie nieco inaczej: skąd bierze się wspomniany chichot? Na co wskazuje?

Zaryzykowałbym następującą odpowiedź: jest to śmiech, który obnaża umowność wszystkiego. A także uwalnia od nieznośnej nudy rzeczy jednakowo niepoważnych, pozbawionych wzniosłości, dla których nie warto dokonywać poświęceń. Nudy, której nie widać gołym okiem, ale która przenika współczesne społeczeństwa do samego szpiku. Mówi ona: w życiu o nic nie chodzi, historia nie zmierza do żadnego celu. Wszystkie wartości, które jakoby wyznajemy, to tylko poręczne narzędzia, dzięki którym łatwiej jest nam przejść przez życie. Moralne hasła, w jakie je przyozdabiamy, niczego tu nie zmienią. It’s all a joke. Porzućmy więc całe to wzniosłe bajdurzenie (o Bogu, demokracji, prawach człowieka) i bawmy się do utraty tchu. W konsumpcję lub w podpalanie – co kto woli. To w końcu tylko dwie strony tego samego nihilizmu.

Jan Tokarski (1981) – eseista, filozof. Redaktor „Przeglądu Politycznego” i kwartalnika „Kronos”. Niedawno ukazała się jego nowa książka pt. „Zderzenia”.

Fot. Ludovic Bertron via Flickr (CC BY 2.0)

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa