Zapomniany smutek niepodległości

Smutek – słowo, które nieustannie powracało po 11 listopada. Daliśmy się sterroryzować grupie radykałów, policja prosiła o unikanie okolic Marszu Niepodległości, Warszawę ogarnął strach, bo nikt nie potrafił nad nimi zapanować. Smutek także dlatego, że poczuliśmy – […]


Smutek – słowo, które nieustannie powracało po 11 listopada. Daliśmy się sterroryzować grupie radykałów, policja prosiła o unikanie okolic Marszu Niepodległości, Warszawę ogarnął strach, bo nikt nie potrafił nad nimi zapanować. Smutek także dlatego, że poczuliśmy – to nie jest nasze miejsce. Miesiąc później nie ma już śladu po tamtych emocjach.

Zawiedziona demokracja

Państwo, w którym żyję, i miasto, w którym mieszkam, okazało się bezradne wobec przemocy. Dlatego rację ma Witold Mrozek, że państwo, które nie potrafi zapewnić obywatelom bezpieczeństwa, nie jest ich państwem. Nie miał jednak racji w swoich żądaniach.

Rozwiązanie ONR- u i Młodzieży Wszechpolskiej niczego nie zmieni – nie tylko dlatego, że w ich miejsce powstaną nowe organizacje, ale przede wszystkim dlatego, że to nie jest kwestia formy prawnej, ale szerszego kontekstu społecznego. Polska nam się radykalizuje. Nawet jeśli za sytuację z 11 listopada polecą jakieś głowy (ale raczej nie), nawet jeśli zmusimy Ruch Narodowy do odbudowania tęczy, nawet jeśli zabronimy podobnych marszów w przyszłości – to wszystko działania pozorowane, zasłona dymna i działania piarowe, które mają ukryć to, że system, w którym funkcjonujemy, przestał być demokratyczny (o ile kiedykolwiek był…), przestał reprezentować nasze interesy. Mądrze pisze o tym Paweł Wodziński w ostatnim „Dialogu”, przywołując kategorię postdemokracji, czyli gry pozorów, która ukrywa realną sytuację, oddając władzę w ręce wąskich grup interesów.

Zarządzanie gniewem

Dlatego najważniejszym pytaniem dziś – dla wszystkich mediów, ruchów, aktywistów i polityków – nie powinno brzmieć „jak zlikwidować faszystów?”, lecz „jak gospodaruje się w Polsce społecznym rozczarowaniem?” Śledząc rozmaite teksty i wypowiedzi, odnoszę wrażenie, że po każdej stronie tej światopoglądowej barykady panuje podobna bezradność i frustracja. Znaczące pod tym względem są zwłaszcza wywiady z „młodymi radykałami”, nawet jeden z nich ukazał się w ostatniej Świątecznej „Wyborczej”. Oczywiście, wyrażamy te emocje w inny sposób, ale złość na państwo, którego nie ma, wydaje się łączyć nas wszystkich.

Złość/gniew wg. theSeVen © Darwin Bell / flickr
Złość/gniew wg. theSeVen © Darwin Bell / flickr

W dłuższej perspektywie wszelkie działania pozorowane są więc bezcelowe. Strach i złość coraz częściej płyną w społecznym krwioobiegu. I przykrywanie ich kolejną warstwą publicystyki spowoduje wkrótce następny wybuch, a nie realną zmianę, której chyba wszyscy – niezależnie od światopoglądów – bardzo potrzebujemy. Medialne przesunięcie akcentu z realnego problemu, jakim jest wycofanie się państwa z odpowiedzialności za wspólną przestrzeń, na wojny podjazdowe między radykalnymi ugrupowaniami to tylko odroczenie w czasie wybuchu społecznej frustracji. Tymczasem mija miesiąc, w czasie którego zamiast realnych zmian mamy „rekonstrukcję” rządu, Kaczyńskiego na Ukrainie i nowe logo partii Jarosława Gowina…

Bezradność PR-u

Kiedy po 11 listopada posypały się komentarze z prawa i z lewa, z telewizorów, ekranów i gazet, posypały się deklaracje, tweety, polemiki, wpisy na blogach, profilach, coś wisiało w powietrzu, pewien rodzaj społecznego napięcia, który – jak myślałam, jak myśleliśmy – mógłby się przerodzić w coś więcej niż strumień medialnych informacji. Po raz pierwszy od dawna pojawiły się głosy dostrzegające, że problem nie leży w radykalizmie jakichś grup politycznych czy ruchów społecznych, lecz właśnie w rosnącym niezadowoleniu i zarządzaniu tym rozczarowaniem.

Aż prosiłoby się o porządną diagnozę polskiego społeczeństwa, jego oczekiwań, marzeń, frustracji. Czy są w ogóle do tego dobre narzędzia? Czy są mechanizmy, które pozwoliłyby na przedstawienie prawdziwego raportu, a nie piarowej papki? Czy są media, które chciałyby zaprezentować, wytłumaczyć, zinterpretować ten raport masowemu odbiorcy? Czy będziemy wciąż skazani na doraźne analizy i niepewne wnioski? W wywiadzie, który ukazał się po wydarzeniach 11 listopada w Gazecie Wyborczej Świątecznej, udzielonego właśnie w sprawie radykalizmu młodych, dr Łukasz Jurczyszczyn na pytanie, kim są młodzi polscy narodowcy, odpowiada: „Będę mało precyzyjny. Nie badałem tego w profesjonalny sposób. Nikt zresztą tego, o ile wiem, w Polsce nie robił”.

Dopóki nie dotrzemy do źródeł, dopóki nie zrozumiemy tego, co się dzieje w polskim społeczeństwie, będziemy tylko ze zdziwieniem oglądać medialne relacje – pozostając bezradni. Nie znajdziemy także żadnego sensownego wyjścia z sytuacji rosnących społecznych nierówności, coraz głębszego rozczarowania i coraz poważniejszej radykalizacji poglądów. A politycy będą dalej udawać, że nic się nie dzieje.

Państwo jako wróg

Emocje opadły, sprawa 11 listopada została zamieciona pod dywan – pod kolejną warstwę lepszych lub gorszych newsów – do czasu kolejnego marszu, kolejnego podpalenia, kolejnych rozbitych samochodów i wybitych szyb. To powinien być moment przekuwania tamtych emocji (czy raczej już w tej chwili: pamięci o tamtych emocjach – i to po obu stronach) w realne działanie, w podjęcie wysiłku diagnozy, w zaproponowanie zmian.

Sytuacja, w której obecnie się znajdujemy, wymaga czegoś poważniejszego niż doraźne komentarze – wymaga fundamentalnej analizy nie tylko stanu obecnego, ale także historycznych i kulturowych kontekstów. Wymaga odpowiedzi na pytanie: jeśli demokracja w Polsce nie działa, to co zadziała? Jakiego systemu potrzebujemy, aby poczuć, że to właśnie tutaj jest nasze miejsce?

Problem jest o tyle szczególny, że niepodległością cieszymy się – w europejskiej skali – naprawdę od niedawna. Brak nam doświadczenia państwowości, brak języka, którym moglibyśmy o państwie mówić w sposób zachodnioeuropejski. Nasza historia jest inna: nasz język powstawał wtedy, kiedy nie było czegoś takiego jak państwo polskie, kiedy państwo było czymś obcym, narzuconym, opresywnym. Nasza edukacja wciąż dzielnie nam to wpaja słowami romantycznych poematów (a raczej głównie ich interpretacjami). Na tych historycznych i kulturowych zaszłościach żerują politycy krzyczący o zawłaszczeniu państwa polskiego, o obcej władzy, o niewoli i tym podobnych absurdach, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale znajdują rezonans w społeczeństwie właśnie dzięki temu, co przez stulecia kształtowało naszą tożsamość – poczuciu, że państwo jest ciałem obcym, narzuconym elementem, wrogiem. Dlatego też doświadczenia zachodnioeuropejskich demokracji wydają się nie do końca przekładalne na nasz język, na naszą rzeczywistość.

Nowe otwarcie?

Oczywiście, wszystko powyższe nie wyjaśnia w sposób wyczerpujący obecnego kryzysu demokracji – władzy działającej tylko wtedy, gdy trzeba zadbać o stołek, na którym się właśnie siedzi; marketingowych sztuczek zamiast zarządzania; krótkodystansowej polityki zasypywania problemów społecznych i finansowych europejskimi pieniędzmi, co szczególnie wyraźnie ujawniło się przy okazji ostatnich zmian w poszczególnych ministerstwach. Sytuacja wydaje się dążyć raczej do kumulacji konfliktów niż ich rozwiązania. A jednak, coraz bardziej stają się pytania o nowe rozwiązania systemowe: jak zmienić PR w realną politykę, jak zmusić polityków do wzięcia odpowiedzialności (co nie jest równoznaczne z dyktaturą ani władzami silnej ręki!), jak z postdemokracji zrobić demokrację?

Czy wyjściem z sytuacji byłaby zmiana pokoleniowa w polityce? Masowe wejście aktywistów, działaczy i animatorów do urzędów, partii i struktur (jak sugeruje to np. Grzegorz Piątek w wywiadzie „Koniec nowego otwarcia” tłumaczącym jego rezygnację z pracy w UM Warszawy)? Czy jednak dalej obowiązuje zasada, że jeśli się chce być w polityce, to trzeba się „ubrudzić”? Czy ktoś ma pomysł, jak to zmienić? Czy jest szansa, że nie zapomnimy o wydarzeniach 11 listopada i że przekujemy tamten strach w działanie? Na razie, po miesiącu, nic na to nie wskazuje. Pytanie tylko, jak silny musiałby być wstrząs, żeby jednak coś się zmieniło w tym kraju – na dobre i na stałe.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa